poniedziałek, 8 lipca 2013

Rozdział III

Rozdział III
"Ten jeden taniec"
31 październik 2004
                Weszli razem na parkiet i szybko znalazła się w upragnionych ramionach swojego byłego chłopaka.
                -Zmieniłaś się- szepnął cicho do jej ucha- Tęskniłem za twoim zapachem... Za twoimi oczami...-Szeptał wciąż.
                Odchyliła delikatnie swoją głowę i spojrzała mu w oczy- Ron... Ty masz żonę...- Powiedziała cicho spuszczają po chwili wzrok. Zawstydziły ją jego słowa. I czego one miały dowodzić- Myślę, że nie była by zadowolona słysząc to, co mówisz.
                Poruszali się wolno w rytm muzyki. Ron ani na chwilę nie spuszczał z niej oczu.
                - Hermiono... Byłem...-Zastanowił się chwile- byłem dupkiem... Nie wierze, że cie wtedy zostawiłem-wyszeptał przysuwając swoje wargi do jej ucha- Niewinem nawet, dlaczego związałem się z Lavender skoro to ty cały czas byłaś w moim sercu...-Wyszeptał patrząc w jej błyszczące od delikatnych i niechcianych łez oczy.
                Momentalnie czuła jak jej świat się zatrzymuje. Dlaczego teraz? Dlaczego dopiero teraz jej to powiedział?
                - Mionko... Ja w ciąż cię kocham...-Wymruczał.
                - To teraz bez znaczenia... Jesteś żonaty... Lavender spodziewa się dziecka...-Wyszeptała z gulą w gardle.
                Ron spojrzał na nią zastanawiając się chwilę.
                - Odejdę od niej...-Powiedział cicho- Nigdy jej nie kochałem... Chyba chciałem.... Odepchnąć od siebie całe szczęście po śmierci Freda... Chce ciebie i tylko ciebie Hermiono...
                Odsunęła się od niego szybko. Tak długo czekała na ten moment... I gdy miała swoją miłość na wyciągnięcie ręki... Niechciała jej.
                - Nie dość... że zniszczyłeś moje życie...-wyszeptała zrozpaczona- Zostawiłeś mnie sama. Samą rozumiesz?- prawie krzyknęła a ludzie bliżej nich obrócili się by zobaczyć, co się dzieje-        Potrzebowałam cię. A ty mnie po prostu nie chciałeś... a teraz śmiesz mi proponować, że odejdziesz od swojej żony... zostawisz ją samą z dzieckiem i wrócisz do mnie po pięciu latach?!
                Oddychała ciężko zdenerwowana całą tą sytuacją. To ją przerosło.
                -Jesteś IDIOTĄ!- krzykneła tak, że wszyscy zebrani wokół nich odsunęli się, na co najmniej metr- Nie zbliżaj się do mnie więcej....
                Po tych słowach złapała szybko kawałek przydługiej sukienki i podeszła do swojego stolika. Wzięła w dłoń torebkę i prawie biegiem wyszła z centralnej części Ministerstwa gdzie odbywało się przyjęcie i długim korytarzem powędrowała w stronę swojego gabinetu. Usiadła na swoim fotelu i zaczęła płakać. Nie były to delikatne łzy damy... był to przeraźliwy szloch. To naprawdę ją przerosło. Wiedziała, że musi wziąć w końcu odwlekany urlop żeby dojść do siebie i przemyśleć, co dalej z jej beznadziejnym życiem, w którym wszystko sie sypało. Nie oczekiwała od losu z byt wiele. Chciała świetnego spokoju... i tylko tego....
                Podniosła delikatnie głowę słysząc pukanie do drzwi.
***
                Przyglądał się w ciąż jak tańczą jednak jego myśli planowały dokładnie jak zabić przeklętego Wesleya.  Gotował się cały w środku na myśl jak musiała cierpieć przez tego... przez tego... brakowało mu słów by określić jego głupotę.
                Ale czy on sam nie był głupi? Dlaczego wyjechał tak szybko?.. Bo bał się odepchnięcia z jej strony. Bał się, że go skrzywdzi... A co się okazało to ona przeżywała tu piekło zgotowane przez Rona.
                Nagle po sali rozniósł się jej krzyk. Zerwał się od razu z krzesła podchodząc bliżej by dowiedzieć się, co się stało.
                -Jesteś IDIOTĄ!- krzykneła a zebrani w sali goście postanowili się od nich odsunąć, przez co on mógł podejść bliżej- Nie zbliżaj się do mnie więcej....
                Po tych słowach zabrała swoją torebkę i uciekła w stronę korytarza prowadzącego do Departamentu Przestrzegania Prawa Czarodziejów. Nie zastanawiał się dłużej i szybko pobiegł za nią. Gdy zbliżył się do niej usłyszał odgłos trzaskania drzwiami. Zatrzymał się przed jej gabinetem.
                Co on właściwie wyprawiał? Nie wiedział sam. Po co tu przyszedł? Co chciał jej powiedzieć? Naprawdę tego nie wiedział... po prostu chciał przy niej być, powiedzieć, że wszystko się ułoży.
                Jego ręka bez konsultacji z jego mózgiem zastukała dłonią w drzwi.

***
                Siedziała tak przez chwilę zamyślona. Nie wiedziała, kto to i szczerze mówiąc nie miała ochoty z nikim rozmawiać. Postanowiła udać, że jej nie ma jednak po kilku sekundach usłyszała ponowne pukanie. Niepewnym krokiem wstała ze swojego fotela. Chusteczką przetarła swój rozmazany makijaż i podeszła do drzwi i uchyliła je delikatnie.
                Spodziewała się w nich każdego. Dosłownie każdego. Rona. Harrego. Ginny. Ministra. Ruth a nawet samego Lorda Voldemorta... Ale nie spodziewała się ujrzeć w swoich drzwiach samego Draco Malfoya...
***
                -Mogę? - Zapytał cicho patrząc w jej oczy.
                Patrzyła na niego oszołomiona. Jej makijaż spłynął po policzkach a powieki były podpuchnięte od łez, które miał ochotę scałować z jej twarzy. Nie mógł patrzeć na to jak jest nieszczęśliwa.
                -, Co ty tu robisz Draco…? - Wyszeptała cicho wciąż nie spuszczając z niego wzroku.
                Uśmiechnął się do niej nieśmiało. Co miał jej teraz powiedzieć? Że przyszedł po miłość swojego życia? Nie to mogłoby zabrzmieć ckliwie a ja doprowadzić do śmiechu. Po chwili zastanowienia to mógłby być dobry sposób na przywrócenie uśmiechu na jej twarz.
                -Słyszałem… trochę twoją rozmowę z Wesleyem… To dupek… nie przejmuj się nim. Nie jest ciebie wart- Powiedział to i wszedł pewnym krokiem do jej gabinetu. Wziął z biurka chusteczkę i podszedł do niej wolniejszym krokiem i delikatnie starł makijaż z jej policzków, które mieszały się z nowymi łzami. Była zszokowana tym, co jej robił jednak była za bardzo dobita by zacząć protestować.
                Patrzył prosto w jej oczy - Nie płacz… proszę…- powiedział bardzo cicho uśmiechając się lekko - Chodź.
                -Gdzie? -zapytała pociągając nosem.
                Chwycił jej dłoń i wyszedł z nią na korytarz.
                -Wracamy na bal. Pokażesz Wesleyowi, że masz swoją godność i nie przejmujesz się tym, co mówi- powiedział wchodząc z nią do centralnej części Ministerstwa Magii wtapiając się w tłum tańczących czarodziei i czarownic.

                -Zatańcz ze mną Mionko…

5 komentarzy:

  1. Witam, witam. Podoba mi się twoja historia choć dopiero się zaczyna. A przedstawienie Rona... genialne. Uwielbiam jak autorki robią z niego nieczułego drania, gnoja i chodzącego idiotę. Jestem w tedy w siódmym niebie :D. Jestem ciekawa jak mój "ukochany" bohater zareaguje na widok Miony i Malfoya razem.
    Czekam i weny życzę.
    PS. Mogłabyś wyłączyć weryfikację obrazkową?? Strasznie ona denerwuje czytelników :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuje dziękuje :) Ja od kiedy czytam różne Dramione nie nawidze Rona więc będzie jak najbardziej negatywną postacią :) Juz wyłączyłam. Jestem nowa i nawet nie wiedziałam ze coś takiego się włącza :D

      Usuń
  2. yhhh... no tak Ron
    swietny tekst

    OdpowiedzUsuń
  3. to urocze , pewnie niektorzy by uwazali ze to opowiadanie jest ckliwe , ale ja takie lubie mimo ze teraz czytam inne brutalne opowiadanie . Pozdrowionka i zyczenia weny - Alice.M

    OdpowiedzUsuń
  4. Uwielbiam!
    Czuły Draco jest taki słodki. :3
    Cieszę się, że zrobiłaś z Rona nieczułego dupka, to dodaje uroku. <3

    emikomidori.

    OdpowiedzUsuń

Obserwatorzy