piątek, 22 sierpnia 2014

Łut szczęścia: Rozdział I

Rozdział I
"Nowy początek…"


                Słońce wyszło zza starych odrobinę podartych zasłon. Hermiona delikatnie otworzyła oczy chodź tak naprawdę nie miała na to ochoty. Przekręciła się odrobinę na bok i spojrzała na mężczyznę śpiącego tuż obok niej. Ron wciąż chrapał przeraźliwie leżąc na łóżku z dłońmi ułożonymi pod swoją głową. Hermiona westchnęła ciężko. Od kiedy wprowadziła się do nory nie przespała spokojnie żadnej nocy gdyż Ron każdej nocy rzucał się nabijając jej nie raz siniaki. Oczywiście zawsze ją potem przepraszał jednak obiecywała mu zawsze ze śmiechem, że zwiąże go na noc. Była z Ronem już od paru dobrych lat nie licząc tego jak długo musiała czekać na to jak zmądrzeje.
            Delikatnie wstała z łóżka i rozejrzała się po pokoju Rona umieszczonym na poddaszu. Pomieszczenie nic a nic nie zmieniło się od czasów Hogwartu chodź od bitw minęło już jakieś 7 lat. Każdy do tej pory przeżywał utratę bliskich jednak starał się z tym walczyć i cieszyć tym, co przynosi każdy kolejny dzień.
            Założyła szlafrok i w ciszy udała się do łazienki. Chciała się z stąd wyprowadzić jednak Ron wolał wciąż mieszkać u rodziców pomimo tego, ze było ich już stać na własne mieszkanie. Było dość zimno gdyż nie było tu zbyt wielu kominków, które by ogrzewały dom. Ron nie chciał nawet przenieść się do starego pokoju Ginny, który stał pusty, od kiedy ta przeprowadziła się do Harry'ego. Z cichym westchnieniem ubrała się i wyszykowała do pracy.
            Wtedy na jej twarz wypłynął uśmiech. Do pracy. Do nowej pracy. Do nowego wyzwania i nowej pasji. Kilka dni temu rzuciła prace w Ministerstwie i jeszcze tego samego dnia dostała pracę w świętym Mungu. To od zawsze było to jej marzeniem jednak obawiała się leczenia innych, dlatego też przez cały okres pracy w Ministerstwie uczyła się intensywnie i teraz czuła, że jest już gotowa rozpocząć nowy etap swojej misji, jaką była pomoc innym.
            Hermiona wróciła pełna entuzjazmu do pokoju Rona, który od roku należał również do niej. Pomimo upływu tak długiego czasu wciąż czuła się bardzo obco w tym pomieszczeniu gdyż oprócz książek nie było tu nic, co mogłoby świadczyć o jej obecności gdyż jej ukochany krytykował wszystko, co chciała zmieniać, dlatego po prostu w pewnym momencie zrezygnowała i wolała więcej nie wracać do tego tematu.
            Ron przeciągnął się na łóżku, otworzył oczy i spokojnie usiadł na łóżku.
            -Hej…- Powiedział Wesley zaspanym głosem i wstał kierując się w stronę swojej dziewczyny, która uśmiechnęła się ciepło do niego i od razu pocałowała go czule.
            -Cześć słoneczko- Odpowiedziała uroczo Hermiona wtulając się w swojego ukochanego- Wyspałeś się?
            -O tak…, od kiedy mieszkasz ze mną codziennie wysypiam się się- Ron przeciągnął się uradowany a gdy nie patrzył Hermiona skrzywiła się odrobinę, gdy pomyślała o tym jak bardzo jej brakuje pożądnego odpoczynku.
            -W takim razie cieszę się kochanie, że tak na ciebie działam- Powiedziała i zachichotała wesoło- No dobra ja lecę do pracy…
            Ron zdziwiony spojrzał na Hermionę.
            -A to nie teleportujemy się razem?- Zapytał patrząc na dziewczynę.
            -Ron pamiętasz, że nie wracam do Ministerstwa?-  Odpowiedziała Hermiona odrobinę zasmucona reakcją swojego chłopaka- Przecież tyle ci opowiadałam, tłumaczyłam…
            Wesley skrzywił się odrobinę i uderzył dłonią w swoje czoło.
            -Faktycznie… przepraszam Herm, wybacz…. Wyleciało mi to jakoś z głowy… no wiesz mam tyle spraw i zmartwień. Harry teraz wariuje z moją siostrą- Westchnął ciężko i jeszcze mocniej się skrzywił- Nie mogę uwierzyć, że zgodziłem się na ich ślub teraz mi nie dobrze jak u nich jesteśmy… no wiesz niby już 3 miesiące są po ślubie, ale blee… to moja siostra i nie mogę pojąć, że mój kumpel ją dotyka.
            Hermiona poczuła jak wszystko zaczęło gotować jej się w środku. Znowu zaczynał ten okropny temat.
            -A, co ty niby miałeś do gadania w sprawie ich ślubu, Ron?- Zapytała wyraźnie wściekła krzyżując ręce na piersi- Oni się kochają. Czy ty nie widzisz tego? I co z tego, że twój kumpel? To chyba nawet lepiej. Przynajmniej wiesz, kto wszedł do twojej rodziny… a co tego, co robią… może lepiej zająłbyś się naszym ślubem? W ogóle cie on już przestał interesować… ja chyba też. Bardziej interesuje cię, co Harry robi z Ginny w łóżku niż to, co ja czuje i czego potrzebuje. Jak mogłeś zapomnieć, że dziś zaczynam nową pracę? Coś, co jest dla mnie tak bardzo ważne…
            -Herm… ja przepraszam…- Wydukał zawstydzony Ron.
            -Wiesz gdzie mam twoje przeprosiny?- Powiedziała oskarżycielskim tonem Hermiona- Ja zawsze cie wspieram daje z siebie wszystko i nic z tego nie dostaje...  Lecę do pracy… pa…- Dodała nie mogąc spojrzeć na niego i po chwili już jej nie było.
            Ron stał jeszcze przez chwilę zamyślony i cały czerwony od złości, jaką wywołało odrzucenie jego przeprosin. Ani przez chwilę nie domyślał się jak nieszczęśliwa jest Hermiona…
***
            Znalazła się od razu w swoim nowym gabinecie i usiadła na krześle cicho szlochając.
            -Dlaczego zawsze muszę przez niego płakać…- Wyszeptała cicho do siebie zamykając oczy. Różdżką spokojnie wyczarowała pudełko chusteczek i w ciszy zaczęła wycierać swoje oczy. Gdy skończyła wstała i poprawiła swoje odrobinę potargane od teleportacji włosy- Teraz masz ważniejsze sprawy na głowie dziewczyno…- Powiedziała cicho i założyła białą szatę uzdrowiciela i w niej wyszła ze swojego gabinetu wprost do tłumu chorych zgromadzonych na korytarzu i od razu zabrała się do ciężkiej pracy…
            Po upływie 4 godzin uwinęła się z pacjentami i z dokuczliwym uczuciem głodu ruszyła do specjalnego bufetu dla pracowników obsługiwanego niestety, oczywiście według Hermiony przez Domowe Skrzaty. Niestety musiała pogodzić się z tym, że jedynym skrzatem, który pragnął wolności był Zgredek. Na szczęście skrzaty pracujące tu były dobrze traktowane, dlatego dało jej to odrobinę spokoju.
            Wzięła talerz i z apetytem nałożyła sobie kilka tostów i posmarowała je dżem truskawkowym, który tak uwielbiała i usiadła przy stoliku i w ciszy zaczęła jeść swój pierwszy dziś posiłek. W pewnym momencie dosiadł się do niej Neville Longbottom, który również został uzdrowicielem, w św. Mungu jednak pracę zaczął tu od razu po szkole i po upływie tych kilku lat był już jednym z najlepszych specjalistów w dziedzinie zielarstwa i leków, jakie produkował. Sama doskonale wiedziała, jaki był poniekąd cel jego pracy tutaj. Codziennie mógł widywać swoich rodziców a do tego wciąż w nadziei szukał czegoś, co mogłoby im pomóc wyzdrowieć.
            -No Hermiono… jak mija pierwszy dzień pracy?- Zapytał Neville jedząc swoją bułkę z serem ukradkiem wciąż zerkając na jeszcze nietknięte kociołkowe pieguski.
            -Jest cudownie… nawet nie wiesz, jak… chociaż aż smutno patrzeć na te wszystkie nieszczęścia… Miałam dzisiaj wizytę matki z dwójką dzieci, których poparzyła salamandra- Powiedziała zatroskana i dokończyła swojego tosta- Na szczęście udało mi się temu zaradzić a u dzieci zniknęły bąble.
            -To znakomicie Herm!!!- Rzekł Neville bijąc jej ciche brawo, na co ta uśmiechnęła się szeroko- Pokochasz tą pracę… tak samo jak ja… można tu poznać wspaniałych ludzi… a widzieć radość wdzięcznych ludzi to największa przyjemność i radość, jaką można dać człowiekowi.
            Rozmawiali z uśmiechem przez całą przerwę na drugie śniadanie i drogę do swoich gabinetów, gdy nagle usłyszeli spokojny męski głos za swoimi plecami.
            -Neville masz jeszcze jakiś pacjentów dzisiaj? Mam nadzieje, że nie, ponieważ potrzebuje cię pilnie w sali z… elik… sirami…- Dokończył, Draco patrząc zdziwiony na Hermionę- Granger… a ty, co tu robisz…?- Zapytał a Hermiona odsunęła się kilka kroków- Hej hej… nie bój się…- Powiedział uśmiechając się niepewnie.
            -To samo pytanie chciałabym zadać tobie… Malfoy…- Dodała niepewnie- I jeśli masz zamiar mnie obrażać to proszę… spłynie to po mnie bez echa…
            -Spokojnie Hermiono…- Neville od razu położył dłoń na jej ramieniu.
            Draco Malfoy przyglądał się przez chwilę Hermionie. Widział w oczach dziewczyny obrzydzenie… Obrzydzenie spowodowane nim samym. Westchnął ciężko czując zakłopotanie, ale nie spuścił jednak wzroku wciąż patrząc na dziewczynę.
            -Pracuję tu Granger… tak samo jak ty… chyba lepiej będzie jak… ja już pójdę… Neville wpadnij jak znajdziesz czas- Powiedział Malfoy i napięcie odwrócił się odchodząc w przeciwnym kierunku.
            Hermiona przez chwilę przyglądała się Draco i gdy jego blond czupryna ukryła się za drzwiami na końcu korytarza wybuchła patrząc na Nevilla.
            -Dlaczego nikt nie powiedział mi, że Malfoy… ta śmierdząca ropucha tu pracuje?- Zapytała czując jak cała drży na samą myśl o nim.
            -Hermiono uspokój się… Nikt ci nie powiedział, żebyś nie zrezygnowała ze swoich marzeń z pracy tu… po drugie Draco się zmienił…- Powiedział, ale kobieta natychmiast mu przerwała.
            -Zmienił? Ty chyba żartujesz to jest Malfoy. Od kiedy w ogóle jesteście w tak dobrych kontaktach? Przecież to facet, który zatruwał mi cały pobyt w Hogwarcie… zresztą tobie też- Powiedziała Hermiona na jednym tchu- Facet, który wciąż uświadamiał mi jak nie jestem idealna… uświadamiał mi to…, że jestem szlamą…
            -Proszę cie nie myśl tak Hermiono… On naprawdę nie jest już taki… Bitwa o Hogwart wszystko zmieniła, a na pewno zmieniła jego, uwierz mi…
            -Może i się zmienił…, ale nic i nikt nie zmusi mnie do tego bym mu wybaczyła…
***
            Draco siedział w swoim gabinecie zamyślony. Wiedział, że Hermiona ma zacząć pracę w Mungu… i sam w duchu cieszył się na to, jednak nie spodziewał się tak gwałtownej reakcji z jej strony. Ale czego innego się spodziewał po tym wszystkim jak ją traktował? Był dupkiem… cholernym dupkiem i nic niestety nie mogło zmienić tego, co było kiedyś.
            Poprawił się odrobinę na krześle i przegarnął swoje włosy. Zaczął się zastanawiać, kiedy to zmieniły się jego uczucia do tej dziewczyny… tego sam nie wiedział. Na szczęście wiedział, że Hermiona nie jest dla niego…
            Po pierwsze była zajęta przez tego rudzielca. Draco dowiedział się nawet, że za pół roku mają się pobrać…, co na jego nieszczęście… wywołało to u niego czarną rozpacz wypłukiwana litrami ognistej whisky…
            Po drugie Hermiona nienawidziła go z całej siły. I miała racje…, bo jak można wybaczyć komuś tak okropne świństwa…
            Po trzecie i najważniejsze… Hermiona była najwspanialszą i najpiękniejszą kobietą, jaką znał…
            W ten właśnie sposób argumentował sobie, że Hermiona Granger nie jest dla niego…
            Jednak to nie zmieniało faktu, że…

            Ją kochał…

------------------------------------------------
Hej Hej. Mam dla was pierwszy rozdział nowego opowiadania :D Nie rozpisuje sie. Piszcie jak wam się podoba i wgl :D
Bayo
Artistico♥

sobota, 16 sierpnia 2014

Czy nadszedł czas pożegnania?

Witajcie kochani, kilka dni zbierałam się by napisać tą notkę ponieważ bardzo ale to bardzo ciężko jest mi zakończyć to co trwało ponad rok. Niesamowicie zżyłam się z wami i moim opowiadaniem ale no cóż, wszystko gdzieś się kiedyś zaczyna i gdzieś się kończy.
Nigdy nie pomyślała bym, że wciągnie mnie pisanie i tworzenie czegoś innego na papierze niż portrety czy też jakieś inne moje bazgroły. Byłyście cały czas przy mnie. Nigdy nie naciskałyście z rozdziałami nawet gdy musiałam zrobić szkolną trwającą 10 miesięcy przerwą. Dla was chciała bym tworzyć więcej... jednak jak wiecie nie dany jest mi czas... Jednak nie mówię ŻEGNAJ... tylko do zobaczenia. Może po maturze uda mi się stworzyć nową historię? Może w roku szkolnym zacznę już coś pisać? Tego nigdy nie wiadomo. Dlatego DO ZOBACZENIA za miesiąc, pół roku, rok a może nawet jutro... tego nie wie nikt. Nikt nie zna dnia i godziny. Tego nie wiem nawet ja sama...
Nie wiecie jak cieszy mnie każdy was komentarz, każde ciepłe miłe słowo płynące prosto z waszych serc. Do dla każdego autora miód dla uszu a w moim przypadku oczu serca i wielu innych narządów.
Ubolewam jednak niestety nad strata czytelniczek szczególnie tych z przed przerwy ponieważ wiem jak dużo was było... Dlatego mam do was prośbę. Jeśli którakolwiek z was ma bloga, stronę lub cokolwiek innego a lubi mojego bloga a na dodatek oczywiście miała by ochotę napisać o tym, że coś takiego jak mój blog istnieje i dodać, że zakończyłam swoje opowiadanie będę was z radością nosić na rękach gdyż mogło by to pomóc dotrzeć do starych i pozyskać nowe czytelniczki. Jednak do niczego was nie zmuszam kochane. Pod tą notką jeśli macie ochotę zostawcie namiary na swoje blogi nawet jeśli już kiedyś je pisałyście ponieważ chętnie przeczytam coś nowego a wcześniej na nic takiego nie miałam ochoty. Później edytuję tą notkę i wszystkie wysłane mi strony znajdą się tu by każdy mógł zajrzeć do moich czytelniczek bez których nie powstało by to opowiadanie.
Odpowiem też gdzie mozliwie szukać moich innych opowiadań jeśli się jakieś kiedyś pojawią? Napewno na tym blogu poniewaz nie mam w planach zakładanie kolejnego bloga. Difficult love nie jest tytułem opowiadania tylko nazwą bloga a o tytuł opowiadania pytam was kochane. Swoje propozycje też piszcie w komentarzach pod notką. Tytuł ujawnie dopiero gdy pojawi się już wersja PDF. Tu rodzi się kolejna sprawa jaką jest beta którą potrzebuje do sprawdzenia zanim opowiadanie w owej wersji się pojawi. No to chyba na tyle kochane. Trzymajcie się ciepło, nie zapominajcie o mnie :) Jeśli którakolwiek z was miała by ze mną ochotę popisać zapraszam na ask lub też na FB wejdzie w zakładke FANPAGE.

Pozdrawiam was ciepło. Całusy. Artistico♥

poniedziałek, 4 sierpnia 2014

Epilog

Epilog
1 wrzesień 2017
                -Zobaczycie spóźnimy się!- Powiedziała Hermiona idąc za rękę z 10 letnią córeczką Florą.
                Pędzili szybko między ludźmi w mugolskiej części King's Cross. Draco pomagał pchać swoim syna duży wózek obładowany w wielkie kufry i dwie klatki z sowami jedną szarą a drugą śnieżno białą z kilkoma czarnymi piórami.
                W końcu dostali się na peron 9 i 3/4. Draco spokojnie włożyła kufry chłopców do przedziału i wrócił z nimi do swojej żony.
                -Gdzie oni są?- Zapytała zmartwiona rozglądając się za Harrym i Ginny.
                -Idą już- Pokazała uradowana Flo mocno ściskając na powstanie Lilly.
                Po chwili reszta dotarła do nich. James bardzo szybko wszedł do wagonu przelotnie żegnając się z Ginny zaś Lilly zawzięcie dyskutowała o czymś z Florą.
                -Gdzie jest Harry i Albus…?- Zapytał Draco rozglądając się za swoim przyjacielem.
                -No właśnie!- Powiedział Polluks- Przecież Albus ma iść z nami teraz do szkoły…
                Wszyscy zachichotali wesoło patrząc na Polluksa
                -Spokojnie. Harry rozmawia z Albusem. Ten bardzo się boi… Martwi się co będzie, jeśli trafi do Slytherinu…
                -My chcemy trafić do Slutherinu!!!- Odpowiedzieli chóralnie bliźniacy.
                -No, bo wy głupi jesteście….- Powiedziała Flora przytulając się do swojej matki- Ja na pewno trafię do Gryfindoru tak jak mama.
                -Przynajmniej ty jedna…- Zachichotała Hermiona głaszcząc córkę po główce.
                Po krótkiej chwili dotarli do nich Harry i Albus.
                -Mamusiu a my z Florą też możemy jechać do Hogwartu?- Zapytała Lilly robiąc do Ginny słodkie oczy a tego samego chwytu od razu wypróbowała na ojcu Flo, która wiedziała, że ten nigdy niczego jej nie odmawia.
                -Wiesz kochanie, że nie mogę nic z tym zrobić… Musicie obie poczekać jeszcze dwa lata i dopiero wtedy pojedziecie do Hogwartu.
                Flora zrobiła kwaśną minę na słowa ojca, który jeszcze nigdy nic nie odmówił swojej jedynej córeczce, która wbrew zakazom żony rozpieszczał jak mógł.
                Zabrzmiał gwizdek, który oznajmił, ze czas powoli wsiadać do pociągu. Hermiona i Draco mocno wyściskali bliźniaków każąc im od razu wysłać sowę po kolacji. Ci zaś z ogromnym uczuciem pożegnali się z młodszą siostrą, którą wbrew wszystkiemu kochali i szanowali.
                -Będziemy tęsknic Flo- Powiedział Kastor.
                -Tak, opiekuj się kotem. Będziemy do ciebie pisać!- Powiedział radośnie do siostry, gdy cała czwórka znalazła się już w swoim przedziale.
                -My za wami też…- Odpowiedzieli chóralnie.
                Stali tak przez chwile w milczeniu i w skupieniu patrząc jak ich dzieci tak samo jak oni kiedyś jadą do Hogwartu zaczynając swoja wielką nową niesamowitą przygodę…

***
Drodzy rodzice,
Tak jak mówiliśmy dostaliśmy się do Slytherinu. Mamo powiedz szybko tacie. Mamy nadzieje, że jesteście z nas dumni. Mamy nadzieje, ze dziadek Lucjusz również będzie w końcu on sam kiedyś chodził do Slytherinu, chodź mówił, że możemy też trafić do Gryfindoru, bo ty w nim byłaś a wyrosłaś na wspaniałą czarownice.
Albus też dostał się do Slytherinu. Nawet nie wiesz jak się cieszymy. James trochę marudził. Ale my wiemy, dlaczego. Boi się, ze jak dostaniemy się do drużyny Slytherina to ogramy Gryfindor za każdym razem. Musi teraz liczyć, że Flora i Lilly dostaną się do Gryfindoru, bo tylko one mogą ich uratować.
Nasze dormitorium jest ładne i dość duże, ale jest nas 4 i oprócz nas i Albusa jest z nami jeszcze jeden chłopak, ale nie pamiętamy w ogóle jego imienia…, Ale to, kiedy indziej wam napiszemy.
Smutno nam będzie bez Flo i Lulu no i was, dziadków, cioci i wujka, Lilly i bez naszych mioteł. To niesprawiedliwe, że na pierwszym roku nie można mieć mioteł. Czy tatuś nie może coś z tym zrobić?
Jedzenie jest pyszne, ale już nie możemy się doczekać aż wrócimy do domu na święta.
Kochamy was i pozdrawiamy

Kastor i Polluks

~~~~
 I w końcu epilog. Nie mam już siły po dzisiejszym maratonie się rozpisywa dlatego napisze dla was jutro osobną notkę podsumowującą wszysko. A teraz zapraszam do lektury kochane 
Artistico♥

Rozdział XXX

Rozdział XXX
"Happy End?"
20 sierpień 2007
                Nadszedł dzień rozprawy… razem z Hermioną nie spał całą noc. Po prostu… zwyczajnie tulił ja do siebie pozwalając jej wypłakać się spokojnie w swój rękaw.
                Rano przyjechali do nich rodzice, Hermiony którzy mieli zostać z chłopcami na czas rozprawy.
                -Chłopcy tylko dobrze opiekuje się mamusia…- Powiedział uśmiechając się delikatnie do synów, co wywołało kolejny napad płaczu u swojej żony.
***
                Wolnym krokiem szli w kierunku Wizengamotu. Czuła jak ze zdenerwowania trzęsą jej się ręce a sama w środku walczyła ze sobą.
                -Draco… wracajmy… zabierzmy chłopców i uciekajmy stąd… daleko stąd… gdzieś gdzie nie będą nas szukać… Draco ja nie chce cie stracić… Ja cie potrzebuje… Kocham cie… dzieci cię kochają….- Powiedziała spanikowana mocno tuląc się do niego pod samymi drzwiami.
                -Ćśś… spokojnie słoneczko… Nie możemy… To nie w stylu Malfoyów żeby uciekać myszko…- powiedział Draco całując ją czule wciąż mocno trzymając ją w swoich ramionach- Poradzimy sobie z tym… musimy…
***
                -Oskarżony Draco Malfoy…?- Zapytał Kingsley a on jak na zawołanie wstał ze swojego miejsca na środku sali i spojrzał na Ministra Magii.
                -Jestem, zgłosiłem się na wezwanie- Odpowiedział grzecznie rozglądając się po sali.
                Wokół niego siedziało wielu sędziów ubranych w fioletowe szaty z wyhaftowanym na piersi po lewej stronie dużym "W".
                -Wezwano Pana w sprawie oskarżenia, jakie wniosła Pani Jacqueline La Brun. Został Pan oskarżony panie Malfoy o użycie zaklęć niewybaczalnych na Pani La Brun. Mowa jest tu o zaklęciach Crucio i Imperio oraz Okulmencji. Czy przyznaje się pan do zarzucanych Panu Oskarżeń?- Zapytał Minister Magii patrząc na niego w skupieniu na niego.
                Złapał głośno powietrze i spokojnie wypuścił je nosem, gdy jego spojrzenie znalazło Jacqueline. Siedziała w ciszy przy sędziach mierząc go wzrokiem.
                -Tak…- odpowiedział spokojnie wywołując u sędziów wielkie poruszenie.
                -Panie Malfoy… czy ma Pan coś na swoje usprawiedliwienie?
                I tak zaczęły się przesłuchania. Na początku opowiedział o wyjeździe jego i Hermiony do Francji gdzie Jacqueline podała jej śmiertelny eliksir, którym próbowała zabić jego żonę i nienarodzone dzieci. Następnie wypowiadali się uzdrowiciele na temat zagrożenia życia i jego heroicznej walce o życie swojej rodziny.
                Przesłuchania trwały 3 godziny… każdy z nich miał już dosyć, ale starał się tego nie okazywać. Jedyną nieobecną duchem na tej sali była Hermiona. Siedziała w ciszy koło Harrego, który delikatnie tulił ją do siebie wciąż pocieszając.
                W końcu przemówił Kingsley swoim spokojnym doniosłym głosem.
                -Kto jest za uznaniem winy oskarżonego Dracona Malfoya….?
                Siedział ze spuszczoną głową obawiając się spojrzeć na tłum dłoni sędziów uniesionych w górze…
***
                Delikatnie uniosła głowę do góry by spojrzeć na swojego męża. Siedział spokojnie na środku sali z głową wciąż spuszczoną i zamkniętymi oczami…
                Sama w obawie spojrzała na rzędy zgromadzonych sędziów…
                Żaden…, ale to żaden z nich nie uniósł swojej ręki.
                -Kto jest za uniewinnieniem oskarżonego Dracona Malfoya…?
                Jak na komendę wszyscy wraz z ministrem Magii unieśli swoje dłonie.
                -Oskarżony oczyszczony ze wszystkich zarzutów- Powiedział Kingsley a ona nie mogła ukryć swojej radości, gdy wyskoczyła ze swojego rzędu i wpadła prosto w otwarte ramiona swojego męża.
                -A jednak Happy End…- Wyszeptał do jej ucha nie wypuszczając jej ani na moment z objęć.
***
20 marzec 2008
                Odczuwał wewnętrzny spokój odkąd został oczyszczony ze wszystkich zarzutów a Jacqueline została skazana na pocałunek Dementora i wieczny pobyt w Azkabanie za próbę zabójstwa ze szczególnym okrucieństwem.
                Delikatnie głaskał swoją żonę po ramieniu, gdy ta karmiła piersią ich maleńką córeczkę. Chłopcy spali smacznie: Kastor po jego prawej stronie Polluks zaś na jego kolanach.
                Ich córka przyszła na świat 4 lutego dokładnie tydzień przed narodzinami córki Harry'ego i Ginny- Lilly Luny.
                Maleństwo, które trzymała na rękach Hermiona pomimo swoich niecałych dwóch miesięcy miała na głowie jasne blond włosy a oczy błękitne, które połyskiwały jak pięknie wyszlifowane diamenty. Pomimo tak wielu różnic była bardzo podobna do swojej matki i kompletnie inna od swoich braci.  Chłopcy od zawsze wydawali się być silniejsi… ona zaś byłą delikatna i śliczna jak najpiękniejsza łąka z kwiatami.
                Długo rozmyślali nad imieniem dla swojej córki…. W końcu wybrali idealne…
                Flora Hermiona Malfoy… na cześć greckiej bogini wiosny i kwiatów. Tak drugie imię również pochodzi od bogini… jego własnej…
                -Zasnęła…- Wyszeptał, gdy Hermiona położyła zmęczona głowę na jego ramieniu.
                -Tak… nareszcie…, Flo jest cudownym dzieckiem, ale musze przyznać…. Chłopcy w jej wieku byli grzeczniejsi…- Zachichotała bardzo cicho.
                Draco rozejrzał się po łóżku i ich niesfornej rodzince.
                -Spójrz… i pomyśleć, że to wszystko zaczęło się tak niedawno…- Powiedział głaszcząc żonę po długich niesfornych lokach.
                - Prawie 4 lata temu kochanie….
                -Tak wiem…, ale teraz musimy być szczęśliwi.
                Ty, ja, Kastor, Polluks i mała Flora… to nie mogło nie skończyć się
                                                                                                                             Happy Endem…
***
                Za co pokochała Dracona? Chyba za jego nieustępliwość… Jego waleczność i pewność siebie… za jego dążenie do celu. Jak to mówią mugole: Po trupach do celu. Wiedziała doskonale, że dla niej i dzieci zrobi wszystko. Mogła liczyć na niego w każdym momencie. Był świetnym ojcem. Potrafił się zająć dziećmi jak nie jedna lepsza matka.
                Jego urok osobisty i wdzięk były wspaniała kokardą na prezencie od losu w postaci Dracona Malfoya…
***
                Za co pokochał Hermione? Za jej mądrość i niewyparzoną buzie. Oh kiedyś myślał, że ta cecha w niej denerwuje. Jak bardzo się mylił.
                Kochał ją za wdzięk, piękne ciemnobrązowe włosy i równie ciemne i błyszczące jak u Flo oczy. Kochał ja za to, że potrafiła znaleźć rozwiązanie każdego problemu, za wspaniałe dzieci, które mu dała i za nadzieje za lepsze jutro.
                Cały czas dziękował za to, że pomimo swoich okropieństw- miał ją.
                Wciąż walczyłby nikt tego cudu mu nie zabrał…
***
                Zapewne każdego z was ciekawi jak zakończyła się ta inna zwyczajna i nadzwyczajna historia? To proste. Kiedy jest dwóch ludzi, którzy się kochają i są wobec siebie szczerzy ich uczucie trwa, miłość ewoluuje na coraz to wyższy stopień i nic nie ma prawa się popsuć. Oczywiście występują kłótnie… no, ale powiedzmy sobie szczerze… one występują wszędzie. Przykładem może być chodźmy kłótnia dwóch dorosłych mężczyzn o to, którego córeczka poderwie więcej chłopaków jak dorośnie.
                Zaufanie jest podstawą. Podstawą do budowania wspólnej przyszłości. Wiecznej przyszłości. Życia po życiu…

                W końcu osiągnęli spokój. Każda z historii zakończyła się po swojemu nie zważywszy na inną… Jedni byli szczęśliwi… drudzy mniej… no, ale taka jest kolej rzeczy… Niestety.

~~~~
Nie moge uwierzyć że dodałam w końcu ostatni rozdział... Samą mnie to przeraża. Ale to koniec. Zabieram się do pisania Epilogu. Trzymajcie się :**

Artistico♥

niedziela, 3 sierpnia 2014

Rozdział XXIX

Rozdział XXIX
"Gdy życie wciąż jest piękne"
28 lipiec 2007
                Leżała na kocu w ogrodzie z zamkniętymi oczami. Pogrążona była spokojnie w swoich myślach. Po chwili poczuła nad sobą czyjąś obecność. Delikatnie otworzyła oczy i zachichotała słodko na to, co zobaczyła.
                -Spis mamusu?- Zapytał Polluks pochylając się jeszcze bardziej nad nią.
                -Nie spi!!!- Pisnął Kastor i oboje mocno rzucili się na nią wtulając się w nią radośnie.
                -CHŁOPCY!!!- Krzyknął od razu Draco odkładając gazetę.  W mgnieniu oka znalazł się przy nich i zdjął bliźniaków z niej- Tłumaczyłem wam, że nie możecie już tak mocno skakać na mamusie. Jesteście już więksi a mamusia nie może tak was dźwigać- Powiedział całując maluchów w policzki i przytulił ich do siebie.
                Wstała spokojnie z koca i delikatnie przytuliła się do nich całując czule każdego w osobna.
                -Wiem kochanie, że się martwisz, ale oni nie zrobią mi krzywdy… później będą musieli uważać. Na razie ciąży po mnie jeszcze nie widać… to dopiero drugi miesiąc...- Powiedziała spokojnie głaszcząc chłopców po brązowych czuprynkach.
                -Tak wiem…, ale wiesz… lepiej dmuchać na zimno…
                -Wiem skarbie… Chyba trzeba będzie pomyśleć by w końcu powiedzieć to wszystkim…
***
30 lipiec 2007
                O tym, że jest w ciąży wiedzieli już od dwóch tygodni. Z ich obliczeń maleństwo miało urodzić się jakoś na początku lutego.
                Tego dnia jej rodzice organizowali niewielkiego grilla z kilkoma znajomymi, na którego zaprosili ich z chłopcami.
                Draco przygotował jakąś przepyszną sałatkę i razem z Kastorem i Polluksem teleportowali się do domku jej rodziców. Tam w ogrodzie ustawiony został duży pawilon, pod którym ustawiony został stół a jej tata donosił do niego krzesła.
                -Tato pomogę ci- Powiedział od razu Draco stawiając chłopców i podbiegł do swojego teścia.
                Ona w tym czasie razem z chłopcami poszła do jej mamy. Nie obyło się oczywiście bez obcałowania Kastora i Polluksa oraz obdarowania ich nowymi mugolskimi samochodzikami.
                -Mamo prosiłam was, żebyście przestali z tymi prezentami… ile można… potem powiedzą dziś nie idziemy do dziadków, bo ostatnio nam nic nie dali. Muszą nauczyć się bezinteresowności i kultury wobec innych. Zobaczycie skończy się tak, że na święta nie dostaną nic, bo wszystkie prezenty zabierzemy.
                -Och no dobrze córeczko, przepraszam już nie będziemy… my po prostu uwielbiamy patrzeć jak oni się cieszą… a właśnie słonko odchodząc od tematu… Czy ty, aby nie chcesz mi czegoś powiedzieć?- Zapytała jej mama z bardzo tajemniczym uśmiechem.
                Patrzyła na nią chwile w milczeniu, ale zaraz uśmiechnęła się szeroko.
                -Skąd wiesz…?- Zapytała spokojnie.
                -Oj, bo to widać po tobie córeczko jesteś cała rozpromieniona i taka… no taka szczęśliwa… Oh skarbie gratuluje wam- Powiedziała mocno ją przytulając- Który to miesiąc?
                -Drugi!- Odpowiedziała odpowiadając z ochotą na uścisk mamy.
                -Tak bardzo się cieszę słoneczko. Tak bardzo się cieszę, ze jesteś tak szczęśliwa…
***
                Wizyta u teściów przebiegła wspaniale. Wszyscy ich przyjaciele powitali go bardzo miło chodź i tak o wiele większym zainteresowaniem cieszyli się chłopcy oraz informacja, ze po nowym roku ponownie zostaną rodzicami. No, ale kto by nie cieszył się z takiej informacji?
                Dość późno wrócili do swojego domu z brzdącami śpiącymi na jego rękach. Hermiona pomogła mu przebrać chłopców w piżamy i utulić spokojnie do snu.
                Sami korzystając z okazji, że chłopcy zasnęli bez problemu wzięli razem kąpiel pozwalając sobie na odrobinę relaksu.
                -Urlop macierzyński kończy mi się w grudniu… W grudniu będę już w 7 miesiącu i nie będę w stanie pracować… potem kolejny rok urlopu…- Westchnęła ciężko Hermiona- Myślisz, że dam radę po tak długiej przerwie wrócić do domu… czy raczej… powinnam z niego zrezygnować…- Zapytała patrząc mu głęboko w oczy.
                -Skarbie… Najchętniej powiedziałbym, zostań w domu z dziećmi…, ale to nie dla mojej Hermiony… Ty musisz pomagać całemu światu… a z domu nie dasz rady tego robić…- Powiedział głaszcząc ją po policzku- Kto jak nie ty da sobie radę… Skarbie przecież ty cały czas pracujesz… Przecież, co chwila tak jak każesz przynoszę ci co nowe to papierki a potem odnoszę na nowo do ministerstwa. Kochanie… dzieci w końcu pójdą do Hogwartu… a ty chcesz wtedy zostać sama w domu? Jak będziesz w pracy będziemy się częściej widywać… a w domu… z dziećmi będzie mogła zostawać moja mama twoja też od czasu do czasu będą się wymieniać. Mamy też Mgiełkę, która wspaniale prowadzi nasz dom… Hermiono ty musisz wrócić do pracy… i to bez dyskusji…- Powiedział uśmiechając się wesoło i pocałował ją czule.
                -Masz racje kochanie… masz świętą racje- Zamruczała i odwzajemniła jego pocałunek.
***
15 sierpień 2007
                Od około tygodnia wszyscy wiedzieli, że Hermiona jest w ciąży. Co zabawne okazało się, że Ginny również. Gorszą informacją było to, że Lavender również spodziewa się kolejnego dziecka, co oczywiście Hermiona uznała za wspaniała wiadomość, albowiem uważała, że Ron zmądrzał (jak by to było możliwe skoro facet nigdy nie używał swojego mózgu) i postanowił zająć się odpowiedzialnie swoja rodziną a im dać naprawdę święty spokój.
                Gorsza informacją okazało się to, że miał mieć sprawę w Wizengamotcie. Na jaw wyszło to jak okrutnie potraktował Jacquline. Chodź od sprawy minęły ponad dwa lata, kobieta postanowiła oskarżyć go za użycie wobec niej zaklęć niewybaczalnych. Chodź wszyscy uzdrowiciele i ich przyjaciele postanowili zeznawać na jego korzyść doskonale wiedział, ze będzie musiał trafić do Azkabanu.
                Hermiona była zrozpaczona a on niestety nie mógł nic więcej na to poradzić… prawda była wiadoma, że za użycie zaklęć niewybaczalnych szło się do Azkabanu.
                Gdy głębiej się nad tym zastanowił nie przerażało go to tak… Nie żałował tego, co zrobił. Każdy doskonale wiedział, że ropucha na to zasłużyła. Cieszył go fakt, że Hermiona jest zdrowa, chłopcy są cali a po nowym roku na świat miał przyjść kolejny owoc ich miłości.
                Smucił go jedynie fakt, że mógł nigdy nie zobaczyć nienarodzonego dziecka… nie mógłby więcej patrzeć jak wszyscy dorastają. Miał nadzieje, że będzie to córeczka… Tak piękna i mądra jak jej matka. Odważna jak Lwica i sprytna jak Wąż…
                Nie bał się, o Hermionę. Wiedział, ze będą mieli, za co żyć. W banku Gringotta mieli mnóstwo złota a majątek wciąż się powiększał. Będzie miała wsparcie jego i swoich rodziców, ich przyjaciół…
                Patrzył z bólem jak codziennie szlocha w nocy w poduszkę… Próbowała w ten sposób ukryć ból, jaki ją ogarniał na myśl, że za 5 dni mogą go skazać… a wtedy nigdy więcej się nie zobaczą. Miał nadzieje tylko, że wtedy w jakiś sposób zapomni o nim i ułoży sobie życie z kimś innym… z kimś, kto będzie dobrym ojcem dla ich dzieci.
                Pomimo tego, iż Hermiona w nocy płakała za dnia przemieniała się w demona walki. Przesiadywała godziny przy książkach i dekretach szukając przepisów, które pomogłyby go uniewinnić. Wciąż powtarzała, że jeśli będą próbowali go za brać najpierw będą musieli ją zabić.
                Gdy chciał jej wytłumaczyć wszystko… prosić ją by mu coś obiecała, jeśli go skarzą… wtedy nawet go nie słuchała. Nie umiała przyjąć do wiadomości tego, co sama doskonale wiedziała już od dnia, w którym Harry w imieniu Aurorów przyniósł mu osobiście wezwanie do Wizengamotu…
                Nie myślał, że tak właśnie skończy się ich wspaniałe Love story… ten cudowny Happy End… Miał nadzieje na żyli długo i szczęśliwie… Niestety… rzeczywistość jest inna…
                Jedyne, czego był pewien… to, że było warto…

                A teraz czas zapłacić za swoje grzechy…

~~~~
Wow, nie myślałam, że pójdzie mi tak szybko. Wiem, ze wstawiam jak burza ale musze to jak najszybciej skończyć. Po północy miał być ten rozdział a najprawdopodobniej będzie ostatni 30. A jutro a może nawet w nocy doczekacie sie epilogu. Kto nie może się doczekać czatuje ze mną :) Bayo wracam do pisania. Wszystko dokładnie poukładane w głowie. Czy wy tak samo jak ja nie mozecie doczekać się końca?
Artistico♥

Rozdział XXVIII

Rozdział XXVIII
"Coś dla mnie, coś dla ciebie"
5 czerwiec 2006
                -Nie mam na nic siły…- Powiedziała z uśmiechem na twarzy padając na ich wielkie małżeńskie łoże.
                -No, ale trzeba przyznać kochanie, że przyjęcie się udało prawda?- Zapytał Draco z łazienki.
                -O tak, tak było cudowne… Oh kochanie wciąż nie mogę uwierzyć, że od roku jesteśmy małżeństwem…- Powiedziała szczęśliwa przeciągając się na łóżku.
                Draco zawtórował jej swoim wesołym uśmiechem, gdy wyszedł kompletnie nagi z łazienki. Spojrzała na niego z uśmiechem bardzo delikatnie przygryzając swoja wargę.
                -Zapomniałeś czegoś…- Zachichotała wesoło i pokazała na swoją dość skąpą koszulkę nocną, którą dostała od niego na urodziny.
                -Nie, nie kochanie… O niczym nie zapomniałem…- Powiedział Draco najbardziej seksownym i podniecającym głosem na świecie, gdy wszedł powoli na łóżko i położył się koło niej- To ty słonko o czymś zapomniałaś… I chodź uwielbiam cię w tej piżamce… Na przyjęciu po przyjęciu obowiązują kompletnie inne stroje…- Zamruczał seksownie ściągając z niej koszule nocną i rzucił ją w kąt pokoju- Mmm… tak lepiej… Teraz możemy zacząć nasze małe prywatne przyjęcie…
                I tak o to zaczęła się o wiele bardziej interesująca rozmowa…, która zawierała tak niewiele słów…
***
16 czerwiec 2006
                Chłopcy mieli już pół roku. Czas płynął nieubłagalnie a oni wciąż byli szczęśliwy. Kastor i Poll rośli jak na drożdżach. Oboje mieli króciutkie brązowe włosy chodź z twarzy o wiele bardziej byli podobni do swojego ojca, możliwe, że to za sprawą olśniewającego i zarazem najsłodszego uśmiechu na świecie. Bliźniaków kochali wszyscy, którzy tylko ich poznali. Byli dosłownie rozpieszczani przez ich rodziców, na co ona z Draco zawsze się buntowała gdyż każdy z nich chciał uniknąć wychowania małych Draco, jakim był, gdy chodził jeszcze do szkoły.  
                Kastor i Polluks zostali ochrzczeni, gdy mieli dwa miesiące. Naprawdę trudną decyzją było wybranie dla nich rodziców chrzestnych jednak po długich rozmowach zdecydowali, że rodzicami chrzestnymi Kastora zostanie przyjaciel Draco Blaise Zabinni wraz z jej najlepszą przyjaciółką Ginny zaś Poll'a Harry z Luną Lovegood. Każde na wieś o tym niezmiernie ucieszyło się i od dziś wszyscy są ich bardzo częstymi gośćmi.
                Tydzień temu urodził się kolejny syn Państwa Potter. Chłopcu nadano imię po dwóch największych dyrektorach szkoły: Albus Severus. Najbardziej na wieść o synu ucieszył się Harry gdyż na chrzcie chłopców Draco z dumą mówił, że gdy chłopcy tylko odrobinę podrosną nauczy ich grać w Quidditcha. Odpowiedź Harry'ego była natychmiastowa. Powiedział, że jak urodzi mu się kolejny syn każdy z nich będzie mógł założyć swoją małą drużynę by toczyć między sobą małe rozgrywki.
                Nie wiele może mogłoby w to uwierzyć, ale fakt posiadania synów bardzo zbliżył do siebie Harry'ego i Draco i stworzył naprawdę niesamowitą przyjaźń.
                Harry bardzo oddalił się od Rona nie mogąc mu wciąż wybaczyć wszystkich jego grzechów: Tego jak zostawił Hermionę, jakiego zamieszania narobił a szczególnie faktu, że porzucił żonę z maleńką córeczką.
                Z tego, co wiedziała, Rona wypuszczono ze świętego Munga. Stracił pracę w Ministerstwie gdyż sam Minister Magii nie mógł ryzykować kolejnej wojny z Draco czy chodź by nią sama, gdy ta wróci do pracy po urlopie macierzyńskim. Ginny mówiła, że wrócił do Lavender. Miała nadzieje, że tak jest naprawdę i Ron w końcu się opamięta i zacznie być odpowiedzialnym ojcem dla swojej maleńkiej córeczki Camille.
***
16 grudzień 2006
                Tak szybko minął rok. Gdy patrzyła na chłopców wciąż widziała w nich maleństwa, które zobaczyła od razu po urodzeniu. Jednak musiała przyznać się sama przed sobą, że chłopcy mają już rok. Kastor i Polluks siedzieli na puszystym dywanie wraz Jamesem oraz Albusem i otwierali z radością to nowe prezenty. Co chwila słyszeli radosny pisk szczęścia, gdy z pudełek wylatywały, co nóż to nowe zabawki.
                Największą atrakcją zaś były maleńkie miotełki, na których widok chłopcy oszaleli gdyż zawsze lubili patrzeć jak Draco lata w ogrodzie na miotle. Czasami latali z nim chodź zawsze jej serce waliło z przerażenia, gdy tylko unosili się w powietrze.
                Pomimo tego, iż chłopcy ledwo chodzili Draco uznał, że nie szkodzi. Niestety to on wygrał tą dyskusje a chłopcy miotełki kupione dla nich dawno przez Draco otrzymali.
                I teraz patrzyła jak jakieś 20 cm nad ziemią unoszą się Kastor, Polluks i James latając radośnie po ich salonie trzymani za pomocą zaklęć asekuracyjnych przez swoich ojców i Lucjusza Malfoya.
                Co do Lucjusza… chyba naprawdę się zmienił… Od teraz jest zawsze miły i uprzejmy. Do niej zawsze zwraca się z szacunkiem. Uśmiecha się do niej przyjaźnie, gdy wpada bez zapowiedzi po pracy by pobawić się z chłopcami. Jest miły dla jej rodziców i często rozmawia z jej ojcem nawzajem tłumacząc sobie nawzajem nieznane dla nich nawzajem sprawy.

                -Tylko błagam was trzymajcie ich dobrze…- Powiedziała Ginny biorąc na ręce małego Albusa i przytuliła go do siebie.
                -A ty, kiedy pozwolisz mi kupić mojemu chrześniakowi miotełkę?- Zapytał Draco z uśmiechem patrząc jak lata Kastor, którego utrzymywał.
                -Ty mnie też nie denerwuj z tą miotłą. Najpierw Harry teraz ty… oszaleć można…- Powiedziała Ginny siadając na kanapie koło Narcyzy.
                -Kochanie nie denerwuj się proszę. Wiesz, ze tylko się z tobą droczymy…- Powiedział Harry z uwagą obserwując swojego syna.
***
10 marzec 2007
                -Dobranoc maluchy…- Wyszeptał spokojnie całując chłopców w główki. Odłożył książkę na półkę i spojrzał jeszcze raz na synków.
                Kastor i Polluks spali smacznie w swoich piżamach. Każdy z nich spał w swoim łóżeczku. Musieli ich rozdzielić po tym jak Poll nabił w nocy sporego siniaka swojemu bratu.
                Wyszedł z pokoiku chłopców i korytarzem udał się do podwójnych drzwi prowadzących do sypialni jego i Hermiony.
                Kiedy wszedł do środka Hermiona siedziała na łóżku w swojej koszulce nocnej przykryta delikatnie kołdrą i z zafascynowaniem czytała książkę. Kiedy wyjrzała zza niej uśmiechnęła się do niego wesoło i zaraz wróciła do lektury.
                W łazience dość szybko wziął prysznic i wrócił do niej. Nie czytała już książki tylko leżała na boku wyraźnie zamyślona.
                -Co się dzieje Hermiono…?- Zapytał kładąc się delikatnie koło niej i podciągnął jej podbródek by spojrzała mu w oczy.
                Widocznie się ożywiła, gdy spojrzała mu w oczy.
                -Co nie nic skarbie… ja po prostu… zastanawiałam się- Powiedziała niepewne Hermiona- Czy chciałbyś mieć jeszcze jedno dziecko…?
                Zaśmiał się wesoło patrząc na nią.
                -Oczywiście. Przecież rozmawialiśmy już o tym. Jeśli będziemy chcieli mieć kolejne dziecko odstawisz tabletki i postaramy się się- Odpowiedział spokojnie.
                -Czyli jesteś pewien?
                -Oczywiście. W stu procentach- Powiedział całując ją czule.
                -No to już…- Powiedziała uśmiechając się szeroko.
                -Już… już jakiś czas temu je odstawiłam…
                -No teraz czeka nas najprzyjemniejsza część…- Zamruczał naciągając na nich kołdrę.

                Hermiona zaczęła chichotać radośnie by po chwili złączyć się w nim w rozkosznym pocałunku.

~~~~
Nie rozpisuję się tu zbytnio :D Mam zamiar do jutra skończyć opowiadanie. Po północy powinien pojawić się kolejny rozdział. Bay :**

Do końca pozostały 2 rozdziały+ epilog

Artistico♥

sobota, 2 sierpnia 2014

Rozdział XXVII

Rozdział XXVII
"By dostać się na świat"
15 grudzień 2005
                -Ta choinka jest piękna…- Powiedziała zachwycona wolnym krokiem podchodząc do wielkiej żywej choinki ustawionej w salonie niedaleko kominka z dłońmi ułożonymi na swoim ogromnym brzuchu.
                Draco uśmiechnął się szeroko podchodząc do niej i pocałował ją czule delikatnie przytulając.
                -Tak się cieszę się, że ci się podoba skarbie- Uśmiechnął się radośnie całując ją w nos.
                Draco wyciągnął swoją różdżkę i jednym jej machnięciem sprawił, że dekoracje i ozdoby szybko znalazły się na choince. Uśmiechnęła się zadowolona i bardzo ostrożnie usiadła na kanapie.
                -Gdyby nie fakt, że ledwo mogę się poruszać sama z przyjemnością ubrałabym tą choinkę. Co roku tak robiłam z mama…, od kiedy tylko pamiętam…- Uśmiechnęła się zadowolona głaszcząc się po brzuchu- Będę ją zawsze od następnych świat ubierać z naszymi dziećmi.
                Draco zadowolony posprzątał resztę pudełek i udał się do swojego gabinetu by dokończyć swoją pracę.
***
                Od ponad dwóch tygodni pracował tylko w domu by być cały czas przy swojej ciężarnej żonie. Hermiona zaczęła się w pewnym momencie na niego skarżyć gdyż jak to ujęła: Zrobił się za bardzo upierdliwy i nerwowy. I musiał zaprzestać swojej troski i opieki gdyż mógł przysiąc Hermiona miała ogromną ochotę rzucić w niego wszystkimi rzeczami, które akurat miała pod ręką. Ale nie obwiniał jej za to… sam siebie też miał czasami dość.
                Poukładał wszystkie dokumenty i dopił swoją zimną już poranną kawę. Cieszył się, że Minister Magii tak poszedł mu na rękę i mógł przynajmniej do póki Hermiona nie urodzi pracować w domu.
                Na zegarze wybiła 14 a Mgiełka przyszła zawołać go na obiad. Spokojnym wesołym krokiem udał się do jadalni gdzie siedziała już Hermiona a skrzatka podała ostatni półmisek.
                -Mmm, Pachnie cudownie…- Powiedział zachwycony siadając tuż obok żony i pocałował ją czule w rękę.
                -Tak a ja zjem chyba z trzy porcje- Zażartowała Hermiona gdy nakładała sobie sałatkę i puree.
                Zawtórował jej radośnie i sam po chwili nałożył sobie obiad.
***
                Rozmawiali spokojnie podczas posiłku o rzeczach ważnych i mniej ważnych i o tych nieważnych. Deser w postaci tortu czekoladowego zjedli w salonie przytuleni do siebie.
                -W tym roku zrobimy święta u nas?- Zapytała patrząc na swojego męża z bardzo delikatnym uśmiechem.
                -Na pewno chcesz tego? Tłum gości…- Odparł Draco głaszcząc ją po policzku- Dużo roboty jeszcze więcej sprzątania…
                -Tak… Skarbie to nasze pierwsze święta w naszym domu… Bardzo tego chce… Dużo roboty… dużo roboty. Mgiełka pomoże mi w przygotowaniach…
                -O nie Pani Malfoy- Odpowiedziała skrzatka, która przyniosła im dwie filiżanki z herbatą- Nie mogę pozwolić by Pani pomagała mi w czymkolwiek. Ma pani odpoczywać a ja z przyjemnością wszystko przygotuje.
                -Draco, urodzę najprawdopodobniej dopiero po nowym roku. Nie ma powodu na zapas się zamartwiać. I nie ma mowy mgiełko, że zostaniesz z tym sama. Muszę ci pomóc inaczej na naprawdę oszaleje- Zachichotała wesoło. Po chwili jednak położyła dłonie na swoim brzuchu oddychając ciężko.
                -Co się dzieje Hermiono? - Zapytał zmartwiony Draco od razu kucając przed nią.
                Ta jednak nic nie odpowiedziała i pisnęła i z przerażenia, gdy zobaczyła okropnie mokrą plamę na kanapie pod sobą.
                -Cholera… Odeszły mi wody….
***
16 grudzień 2005
                Siedział jak zaklęty od samego rana przy dużej kołysce w ich sypialni i patrzył na dwóch maleńkich chłopców, którzy spali smacznie owinięci w najlepsze miękkie koce. Jeden z nich leżący po lewej stronie miał na sobie zielone śpioszki z wyhaftowanym srebrnym wężem, drugi zaś srebrne śpioszki z zielonym wężem. Był to prezent od jego rodziców a właściwie pamiątka gdyż w tych o to ubrankach chodził on sam kiedyś a były one prezentem od samej Madame Malkin, która wprost od zawsze uwielbiała jego matkę.
                Chłopiec po prawo w srebrnych śpioszkach przeciągnął się delikatnie ziewając słodko i po chwili odpłynął ponownie w spokojny sen. Uśmiechnął się radośnie na ten widok i delikatnie otulił ich kocykami i ucałował ostrożnie każdego w czoło.
                -Draco…- Wyszeptała Hermiona leżąca spokojnie na ich łóżku w sypialni- Skarbie daj im się wyspać… Wymęczyli się nieźle w nocy…- Uśmiechnęła się delikatnie a gdy spojrzał na nią sama ziewnęła równie słodko, co chłopiec.
                -To była ciężka noc… 15 godzin… Podziwiam cię kochanie- Odpowiedział kładąc się delikatnie koło niej i pocałował ją czule.
                -Dobrze, że dostałam eliksir… dzięki niemu nie czułam tak bólu. Co prawda chłopcy urodzili się po północy, ale i tak jestem zmęczona...- Powiedziała Hermiona i równie czule odwzajemniła jego pocałunek.
                Przytulił swoją zonę do siebie i głaskał delikatnie po głowie.
                -Tak bardzo cię kocham skarbie… a teraz mamy nasze dwa dowody na naszą wspaniałą miłość…
***
                Przyszedł wieczór, gdy siedziała w salonie kołysząc delikatnie kołyskę z dwoma małymi brzdącami. Ogień w kominku delikatnie a ona była przykryta ciepłym kocem.
                Draco w tym czasie przynosił do salonu przeróżne smakołyki na przywitanie gości, które przygotowała mgiełka. Przeróżne ciasta i ciasteczka rozciągały się po ławie tuż przy filiżankach na herbatę.
                W tym momencie zadzwonił dzwonek do drzwi, które Draco od razu popędził otworzyć.
                Do domu weszli jej mama i tata, rodzice Draco- Narcyza i Lucjusz oraz Harry wraz z 11 miesięcznym synkiem i swoją żoną Ginny i trzymiesięcznym brzuszkiem i informacją, że znów spodziewają się dziecka. 
                Wszyscy z radością dokładnie obejrzeli chłopców, co było jednak dla niej największym zaskoczeniem- Lucjusz Malfoy, który z nieukrywaną dumą patrzył i trzymał na rękach swoich wnuków.
                -Hermiono…, Draco… Jakie nadacie im imiona? Pamiętaj, że w naszej rodzinie panuje tradycja…- Powiedziała Narcyza a Draco od razu ją uciszył.
                -Nie mamo… Powiedziałem Hermionie, że sama może wybrać imiona dla chłopców nie koniecznie z pośród nazw gwiazd i konstelacji…- Odparł Draco całując ją w policzek.
                Lucjusz Malfoy spojrzał zaniepokojony na żonę, ale powstrzymał zgryźliwą uwagę widząc karcące spojrzenie swojego syna.
                -Tak wiem… Mamo, że w rodzinie Malfoyów panują tradycje i pomimo wszystkich uprzedzeń do nich tą tradycje mam zamiar uszanować- Powiedziała wywołując zdziwienie na twarzy swojego teścia- Starszemu- odparła pokazując z uśmiechem na chłopca ubranego w zielone śpioszki, którego trzymała jej mama- damy na imię Kastor Hyperion. Drugiemu zaś- pokazała na chłopca, którego trzymała Narcyza- damy na imię Polluks Scorpius. Pierwsze imiona chłopców pochodzą z gwiazdozbioru bliźniąt… mam nadzieję, że pasują idealnie. Kastor i Poll, tak zdecydowałam i niech tak zostanie.
                Imiona, które wybrała dla chłopców szybko zostały zaakceptowane przez całą rodzinę. Po długich rozmowach i czasie spędzonym w miłej atmosferze wszyscy rozeszli się a ona wraz z Draco zaniosła chłopców do ich pokoju.
***
                Długo siedzieli przy dużym podwójnym łóżeczku chłopców i patrzyli w spokoju jak zasypiają.

                -Wiesz…- Wyszeptał cicho patrząc na Hermionę na tyle by nie obudzić synków- W życiu nie pomyślałbym, że będę najszczęśliwszym człowiekiem na świecie…

~~~~
Witajcie po odrobinę dłuższej nieobecności ale dopadło mnie choróbsko przez które praktycznie nie moge nic jesć a w szczególności czekolady... Eh... powiedzcie mi i jak tu mieć wenę do czegokolwiek? Ale to nic. Ktoś pytał na asku kiedy rodział i obiecałąm, że dziś i jest. Mam nadzieję, że wam się spodoba.

Co do komenatrzy może troche ponarzekam, że tak mało ponieważ widzę jak dużo razy było czytane a komentarzy jest bardzo mało. No nic. Licze, że się odezwie was troszkę więcej. Lucię czytać co wam się pobało lub nie, co byście zmieniły lub co kochanie. To naprawde daje kopa motywacji widząc jak ludzią zależy. 

Pozdrawiam was , Całusy, Bay ♥

Artistico♥

niedziela, 13 lipca 2014

Rozdział XXVI

Rozdział XXVI
"Ta pierwsza ważna rocznica"
31 październik 2005
                Przyglądała się swojemu odbiciu w lustrze. Miała na sobie sukienkę przed kolana w kremowym kolorze, która doskonale podkreślała jej brzuch. Do rozwiązania zostały jej jeszcze dwa miesiące i zastanawiali się czy bliźniaki urodzą się pod koniec roku czy też na samym początku nowego. Nie wiedzieli czy dzieci będą idealnym prezentem na święta Bożego Narodzenia czy też wspaniałą nowiną na dobrze zapowiadający się Nowy Rok.
                Pogłaskała bardzo delikatnie i czule swój brzuch i cicho szepnęła pod nosem:
                -Dobranoc maleństwa… Już późno. Kocham was i już nie mogę doczekać się aż was zobaczę…
***
                Założył na siebie swoją szatę wyjściową i wyszedł z garderoby uśmiechając się do swojej gotowej już żony.
                -Mówiłaś coś kochanie?- Zapytał stając za nią i mocno przytulił Hermionę obsypując jej szyję czułymi pocałunkami.
                Mionka zachichotała wesoło wtulając się spokojnie w jego ciało.
                -Tak do chłopców… życzyłam im miłych snów- Powiedziała wciąż bardzo delikatnie głaszcząc się po brzuchu- Ty też już gotowy? Idziemy? Przyjęcie zaraz się zacznie.
                -Oczywiście. Możemy już iść- Odpowiedział i założył na ramiona Hermiony szatę, którą idealnie otulił jej ciało by nawet przez chwilę nie było jej zimno- Gdzie nasze maski…?- Zapytał rozglądając się po ich sypialni.
                Hermiona z uśmiechem podeszła do komody i wyjęła z niej dwie maski. Te same, które mieli na sobie na poprzednim balu. Wziął do ręki swoją i bardzo sprawnie ją założył. Następnie zrobił dokładnie to samo z maską żony, którą z radością włożył na jej twarz.
                -Jesteś piękna… Wyglądasz tak jak wtedy…, Gdy pierwszy raz z tak bliska mogłem patrzeć w twoje roześmiane oczy. Gdy po raz pierwszy mogłem trzymać się w ramionach- Wyszeptał składając na jej wargach bardzo delikatny i rozkoszny pocałunek.
                -Już wtedy cię pokochałam… chodź jeszcze o tym nie wiedziałam… Nie wiedziałam jak wspaniałym i dobrym człowiekiem jesteś- Odpowiedziała Hermiona odwzajemniając jego pocałunek.
                Po dłuższej chwili przenieśli się do Malfoy Manor na przyjęcie organizowane przez jego rodziców dla całych władz ministerstwa i wszystkich ważnych pracowników, znakomitości ze świata magii z okazji Halloween.
***
                Przyjęcie trwało w najlepsze. Bogato zastawione stoły, ludzie w maskach, kelnerzy podajający drinki oraz samo napełniające się półmiski z przeróżnymi wykwintnymi daniami.
                Gdy zjawili się w drzwiach Narcyza Malfoy natychmiast podbiegła do niej i Draco by przywitać się i mocno ich wyściskać.
                -Hermiono… wyglądasz pięknie…- Powiedziała uradowana swoim bardzo spokojnym i opanowanym głosem. Delikatnie położyła dłonie na jej brzuchu- Jak mają się moje wspaniałe wnuczęta…?
                -Bardzo dobrze. Są silni. Kopią i żądają mnóstwa jedzenia- Zachichotała wesoło wtulając się w swojego męża.
                Zaprowadziła ich do stolika a Draco pomógł jej usiąść delikatnie na krześle.
***
                Doskonale wiedział jak jest jej teraz ciężko, ale cieszył się, że zgodziła się wybrać z nim na to przyjęcie. Byli główną atrakcją wieczoru. Hermiona nie miała ochoty tańczyć, więc siedzieli spokojnie przy stoliku. Zmuszeni byli znosić wszystkie osób, które co chwile podchodziły do nich pytając o dzieci.
                W pewnym momencie Miona nie wytrzymała i dosłownie wyciągnęła go na parkiet mając dosyć coraz to nowych tłumów ludzi gromadzących się przy ich stoliku.
                Uradowany wstał biorąc w ramiona swoją żonę i razem z nią powędrował na parkiet. Przytulił ją do siebie i wirował z nią spokojnie po parkiecie, co chwila muskając jej szyje.
                -Minął rok… dokładnie rok od momentu, gdy po raz pierwszy wziąłem cię w ramiona- Wyszeptał przy uchu Hermiony samemu przymykając oczy. Rok, od kiedy uznałem, że jest sens walczyć o swoją miłość… Hermiono…- Powiedział głośniej patrząc w jej oczy- Nikt nigdy nie mógłby mnie uszczęśliwić tak jak ty to robisz… To ty wyciągnęłaś mnie z tego całego bagna…, Gdy byłem głupim nastolatkiem obrażałem cię, bo bałem się strasznie swoich uczuć. Ojciec zawsze wbijał do mojej głowy okropne wstrętne rzeczy. Pokazywał mi jak mam postępować robiąc mi dokładne pranie mózgu…- Przysunął delikatnie jej dłoń do swoich ust. Na jej nadgarstku widniała blizna ledwo widoczna, ale nadal jednak zauważalna. Maleńkie blizny wyryte na jej skórze układają się w okropny napis… Szlama…- Nigdy sobie nie wybaczę, że pozwoliłem ciotce Bellatrix zadać ci taki ból… byłem tchórzem… Myślałem, że jeśli nie zdradzę Pottera oni odpuszczą… Miałem nadzieje, ze zamknie cię razem z nimi w locham skąd mógłbym was jakoś uwolnić…- Powiedział roztrzęsionym głosem.
                -Ćśś… Spokojnie skarbie. To było lata temu… Nie mam ci nic za złe…- Powiedziała czułym głosem wtulając się w niego- Trwała wojna. Wszyscy się bali… Nikt nie myślał racjonalnie… To właśnie dzięki tobie jeszcze żyje… my wszyscy żyjemy. To, że nie wydałeś Harrego bardzo uratowało nam wszystkim skórę… Pamiętaj o tym skarbie- Wyszeptała Hermiona całując go bardzo czule w policzek.
                Westchnął ciężko i spojrzał jej prosto w oczy.
                -Pomimo tego, że jesteśmy razem… ja wciąż nie mogę uwierzyć, że mnie pokochałaś… Pamiętasz, jak zjawiliśmy się w Pokoju Życzeń? Powiedziałem…, że wróciłem po swoją różdżkę…, ale tak naprawdę musiałem zobaczyć ciebie… zobaczyć czy żyjesz czy nic ci nie jest… Wiedziałem, że każde z nas może w każdej chwili zginąć… Tego dnia też dowiedziałem się…- Westchnął krzywiąc się niezmiernie- Że jesteś z Wesleyem… Moje serce wtedy pękło na miliony kawałków… Chodź już wtedy bardzo nienawidziłem go… o wiele ważniejsze było dla mnie twoje szczęście…
                -Właśnie to oznacza kochanie prawdziwą miłość… Dawanie szczęścia swojej drugiej połówce… pozwalając jej dokonać wyboru… nie narzucać jej swoich własnych decyzji…- Odpowiedziała patrząc mu głęboko w oczy- Tego właśnie nie mógł nigdy zrozumieć Ron… Był porywczy… Często mnie ranił słowami… Draco… powiem ci szczerze, że twoje słowa w tamtych czasach raniły mnie mniej niż jego… Jego uważałam za najlepszego przyjaciela… a potrafił mi wytknąć wszystko… obrazić mnie. Myślał, że w ten sposób go pokocham…, gdy tymczasem płakałam prawie, co noc nie mogąc pojąć, dlaczego tak bardzo mnie odpycha… jak by mną gardził… Bolało wszystko… po balu w czwartej klasie, na który poszłam z Wiktorem Krumem… jak zaczął chodzić z Lawendrer…
                Przytulił ją mocno do siebie, gdy wciąż delikatnie poruszali się w spokojny rytm muzyki.
                -Nie myślałem tak nigdy o tym… Byłem pewien, że między wami… no wiesz zawsze dobrze się układało… Zawsze pomimo wszystkiego trzymaliście się razem…
                -To przez Harrego… On był naszym jak by łącznikiem… Harry nigdy nie powiedział mi nic przykrego… jest dla mnie jak brat…- Uśmiechnęła się delikatnie dotykając swoim nosem jego.
                Bez namysłu pocałował ją mocno jeszcze bardziej zwiększając uścisk na tyle na ile pozwalał im jej okrągły brzuch.
                -Wiem to… o niego nigdy nie byłem zazdrosny…
                -A widzisz… A Ron nie raz był… I tu widać kolejną różnicę między wami. Potrafisz patrzeć. Nie zamykasz bezmyślnie oczu. Nie kierujesz się jedynie instynktem i intuicją. Obserwujesz i wyciągasz odpowiednie wnioski- Powiedziała wyraźnie zadowolona swoim własnym odkryciem.
***
                Draco zaśmiał się zadowolony dotykając jej włosów a po chwili bardzo delikatnie obrócił ją wokół własnej osi i na nowo zamknął w swoich ramionach w czułym uścisku.

                -Wiem skarbie…, Że rok temu dokonałam doskonałego wyboru… Między pozornym dobrem a domniemanym złem. Dokładnie rok temu tą jedna decyzją… godząc się na ten prosty taniec, wybrałam najwspanialsze życie. Jak to się mówi… wygrałam najlepszy los na loterii…

~~~~
Witajcie,
Wiem, ze rozdział miał być wczoraj jakoś wieczorem lub dziś w nocy ale przez wieczorne ogladanie Harrego Pottera i Czary Ognia najzwyczajniej w świecie go nie dkończyłam. :D
No cóż. Rozpisywac się nie będę bo niestety nie mam wam nic do opowiedzenia.

A więc tak. Do końca pozostały:
4 rozdziały + epilog

Pozdrawian, Całusy.

Artistico♥

Obserwatorzy