sobota, 24 sierpnia 2013

Rozdział XXII

Rozdział XXII
"Z klepsydrą w dłoni"
24 czerwca 2005
                Wyszedł szybkim krokiem z hotelu w dłoni trzymając niewielki flakonik. W siadł na miotłę i bez zastanowienia odleciał z magicznego Paryża prosto w kierunku Londynu.
                Miał niewiele czasu i to go mobilizowało do szybkiego i dość niewygodnego lotu. Był wycieńczony… jednak czuł, że mu się uda. Dostał odtrutkę od tej paskudnej kobiety i teraz mógł uratować swoja ukochaną żonę. Był już tak blisko zakończenia tej całej chorej sytuacji. Chodź jak to bywa o mały włos straciłby to, co kocha.
***
25 czerwca 2005
                -Udało nam się opanować tą sytuacje…- Odetchnęła z ulgą Padma siadając na krześle przy jej łóżku.
                Sama również odetchnęła z ogromną ulgą czując jak zimno uciekło z jej niewidzialnej duszy. Ostrożnie położyła się na łóżku tak, że dopasowała się idealnie do swojego prawdziwego nieprzytomnego ciała. Zamknęła oczy i o dziwno odpłynęła w słodki sen, którego tak jej brakowało.
***
                Rzucił swoja miotłę w kąt poczekalni i biegiem ruszył w kierunku sali numer 25. To właśnie na tej sali leżała jego żona. Nie wiedział czy kiedykolwiek biegł tak szybko jak dzisiaj. Chyba nie, ponieważ nigdy nie miał takiej motywacji. Nie dość, że liczyło się tu życie osoby, która już dawno zawładnęła jego sercem i bez niej na pewno nie dałby już sobie rady to w dodatku liczyło się jeszcze życie, które nawet nie zdążyło poznać tego zwariowanego świata- Życie jego własnego dziecka.
                Drzwi od sali otworzył z hukiem a on wpadł do niej prawie wywracając się o stoliczek stojący przy wejściu.
                -Mam…- Wymamrotał zdyszany podając Padmie odtrutkę- Mam ją…
                -Draco. Na pewno zadziała?- Zapytała dziewczyna, ale sama doskonale wiedziała, że nie ma już wiele czasu, więc bez chwili namysłu podała ją Hermionie.
                Usiadł delikatnie przy łóżku ukochanej i ujął jej dłoń i ostrożnie ją pocałował.
Patrzył wciąż z nadzieją na spokojną twarz Miony w nadziei, że za chwilę się obudzi…
                Niestety nic się nie zmieniało…
***
                26 czerwca 2005
                -Jak to nie działa?- Pytał zrozpaczony łapiąc się za głowę- Musi działać!!! Dokładnie sprawdziłem to w jej głowie by mieć absolutną pewność…- Mamrotał sam do siebie chodząc podenerwowany po sali mamrocząc wciąż do siebie. Ona się obudzi… Wiedział to. Wierzył w to.
***
                Siedział wciąż przy jej łóżku głaszcząc jej zaróżowione policzki.
                -Obudź się kochanie… Błagam…- Szeptał zrozpaczony patrząc na jej wciąż zamknięte oczy- Nie zostawiaj mnie… Słyszysz…?
***
28 czerwca 2005
                Tydzień… Tyle była już w śpiączce. Nikt nie dawał mu już nadziei na to, że się obudzi. Był ledwo żywy. Czasami udało mu się zasnąć na fotelu obok jej łóżka jednak zaraz szybko się budził z okropnych koszmarów, jakie nachodziły go podczas snów. Dla większości była ona już martwa. Była dla nich zwykłym inkubatorem, który musiał, żyć by dziecko mogło się dobrze rozwijać.
                Jedynie on nie poddał się i wciąż twierdził, że się obudzi. Był tak pewien jak tego, że jutro wstanie słońce. Niestety wielokrotnie przyłapał się też na niemiłych scenariuszach w swojej głowie na szczęście starał się je jak najszybciej wyczyścić ze swojej pamięci.
                Miał ogromną ochotę wrócić do Paryża by naprawdę spełnić to, co obiecał tej głupiej pustej dziwce. Nadal uważał, że i tak potraktował ją za łagodnie. Powstrzymywało go jednak to, iż bardzo chciał być przy swojej żonie, gdy się obudzi.
***
1 lipca 2005
                Jej oczy były strasznie ciężkie. Nie była w stanie ich podnieść. Czuła ogromny ból głowy, który dodatkowo nie pomagał jej w pobudce. Otworzyła delikatnie około i od razu je zamknęła, gdy została oślepiona przez słońce dostające się przez okno.
                -Ałć…- Wymamrotała cicho.
***
                Błyskawicznie otworzył oczy i spojrzał zaspany na swoja ukochaną. Czyżby dopadły go halucynacje? Nie… Na pewno nie… Leżała nieruchomo. Nie dobrze z nim…
                -Cholerne słońce…- Wymamrotała i położyła dłoń na swoich oczach.
                -Miona!!!- Wykrzyknął radośnie a ona o mało nie podskoczyła na swoim łóżku- Żyjesz!!!- Wykrzyknął i zaczął mocno całować jej dłoń.
                Hermiona uśmiechnęła się delikatnie widząc jego szczęście. Była widocznie osłabiona, ale widać było na jej twarzy ulgę.
                -Zawołam lekarzy. Spokojnie słoneczko już wszystko dobrze. Jesteś zdrowa- pocałował ją ponownie w dłoń a następnie bardzo czule w usta.
***
                Nie była mu dłużna i delikatnie odwzajemniła jego pocałunek.
                -Kochanie…- Powiedziała cicho patrząc mu w oczy- A propos słoneczka… czy mógłbyś zasłonić jakoś te okna…?- Wymamrotała błagalnie a Draco zachichotał.
                -Oczywiście- Odparł i jednym machnięciem różdżki wszystkie zasłony opadły.
                Odetchnęła z ulgą wciąż patrząc na niego. Wtedy przypomniało jej się, co działo się z nią przez te dni, gdy byłą nieprzytomna. Chciała mu to opowiedzieć, ale wtedy do sali weszli uzdrowiciele, których Draco chwilę wcześniej zawołał.

                Postanowiła mu to powiedzieć na osobności…

~~~~


Hello!! :D Rozdiał miał być jutro jest dzisiaj od taki mój kaprysik.xd
Jest krótki troszeczkę ale musicie to przeboleć. Kiedy będzie następny? Może z 25-26 około 2.00 coś koło tego. 

No i tak w ogóle to zbliżamy się powoli do końca tej historii. Zostało jeszcze 8 rozdziałów i epilog. Czyli musicie spodziewać się jeszcze 9 notek :)

Co do komentarzy. Uwielbiam was!!!! ♥ 
Kocham kocham kocham. Wasze słowa są tak ogomną motywacją i mam nadzieję, że na jednej notce to się nie skończy :D

Dziękuje barzo♥

piątek, 23 sierpnia 2013

Rozdział XXI

Rozdział XXI
"W pogoni za szczęściem"
24 czerwca 2005
                Nie spał od dwóch albo trzech dni jednak wcale nie odczuwał zmęczenia. Jego głowa była wciąż pochłonięta Hermioną. Jej uśmiechnięta twarz i ciało leżące bezwładnie zajmowały dokładnie jego mózg dostarczając mu odpowiedniej siły by nie zasnąć.
                Wylądował na dachu i biegiem zeskoczył z niego znajdując się jak najszybciej na magicznej ulicy Paryża. Panował na niej ogromny harmider a on sam ledwo zdołał się przecisnąć między dużymi grupami czarodziejów zwiedzających przeróżne sklepy i wystawy.
                W końcu dotarł do hotelu, w którym wraz z Mioną spędził ostatnie tygodnie. Podbiegł do recepcji lekko zdyszany, ale wciąż świadomy swojego ważnego celu.
                -Gdzie jest Jacqueline!!!- Warknął a recepcjonista o mało nie zemdlał z przerażenia- Gadaj szybko!!!
                -Spokojnie Draco…- Usłyszał za sobą kobiecy głos pełen radości i spokoju.
                Bez zastanowienia odwrócił się i przycisnął mocno kobietę do ściany zwracając na siebie uwagę wszystkich gości.
                -Umm… Draco… Tak się za mną stęsknił?- Zamruczała słodko jednak nie było jej dane dokończyć gdyż ten już przycisnął mocno swoja różdżkę do jej gardła.
                -Gadaj, co jej podałaś ty głupia dziwko!!!- Odparł i z całej siły wepchnął kobietę do najbliższego pomieszczenia dla personelu.
                Jacqueline była przerażona. Widział to doskonale w jej oczach. Dziewczyna padła na ziemi i podczołgała się w kąt widząc i słysząc jak ten rzuca na pomieszczenie zaklęcie wyciszające i zamykające.
                Kiedy się odwrócił kobieta drżącą ręką próbowała wyciągnąć swoja różdżkę niestety nadaremnie.
                -Expeliarmus!!!- Powiedział celując w nią swoja różdżką a jej wysmyknęła się z rąk i wylądowała prosto na jego dłoni- Doskonale… A teraz porozmawiamy sobie inaczej…
                -Draco…. Nie…- Mamrotała przerażona odsuwając się jeszcze mocniej.
                -Crucio!- Ryknął a ciało kobiety zgięło się w pół z ogromnego bólu, jaki zaczął jej zadawać tym zaklęciem.
                Wrzaski kobiety rozchodziły się echem po pomieszczeniu, ale doskonale wiedział, ze nie wydostaną się nigdzie i nikt tego nie usłyszy. Jego dłoń nawet nie zadrżała będąc wciąż wyciągnięta w jej kierunku. Z zimną krwią torturował ją przez kilkanaście minut. W końcu opuścił różdżkę.
                -Gadaj, co jej podałaś!- Powiedział dość spokojnym głosem patrząc na dyszącą i skuloną w kącie kobietę.
                Jacqueline podniosła delikatnie głowę wciąż dygocząc z przerażenia.
                -Draco… ja ciebie kocham… nie chcę żebyś był z nią…- Wyszeptała zrozpaczonym głosem.
                -Nie denerwuj mnie! Mam mało czasu! Przez twoje głupie "love story" moja żona leży teraz na w pół żywa w szpitalu! Jeśli ją stracę… Będę cię torturował wiele godzin a następnie żywcem gdzieś zakopię gdzie będziesz z przerażenia siwieć aż w końcu zdechniesz z braku tlenu…- Powiedział uśmiechając się złośliwie, na co ta zapiszczała przerażona.
                -Nie nie nie… Błagam…- Mamrotała cicho patrząc mu w oczy.
                -Jeśli mi nie powiesz i sam będę musiał znaleźć to w twojej pustej główce obiecuje, że spotka cię taki sam los jak byś mi nic nie powiedziała…, Więc lepiej zastanów się… Liczę do trzech… Raz…
                -POWIEM!!!- Zawyła głośno łapiąc się za głowę i zwijając mocno jak obłąkany człowiek.
***
25 czerwca 2005
                To wszystko było dla niej niewiarygodne. Siedziała delikatnie na łóżku szpitalnym patrząc spokojnie na swoje bezwładne ciało. Wokoło kręciło się mnóstwo uzdrowicieli podające jej przeróżne eliksiry, które miały za zadanie podtrzymywać ją przy życiu.
                Nie mogła uwierzyć, że jest poniekąd duchem. Nie była nim w pełni, ponieważ wciąż w dużym stopniu żyła.
                Dracona nie było już od trzech dni i z tego, co zrozumiałą przysłuchując się rozmowie ludzi przebywających tu nikt nie wiedział, kiedy wróci.
                Doskonale zdawała sobie sprawę z tego gdzie był, bo jako swego rodzaju widmo uczestniczyła w rozmowie jego i Padmy. Co prawda, jako słuchacz, ale zawszę.
                Mogła się od razu domyślić, że to Jacqueline za tym wszystkim stoi. Tylko pytanie, kiedy udało jej się podać jej tą truciznę? Zapewne zrobiła to podczas kolacji, na której spotkali się ona jej mąż i przeklęta blondynka.
                Przez jakiś czas chodziła po całym szpitalu zaglądając do chorych. Było to przedziwne uczucie wiedząc, że nikt jej nie widzi. Czuła się tak jak w szkole, gdy z Harrym i Ronem zakładała pelerynę niewidkę.
                Przyglądała się zmartwiona bliskim wielu osób, którzy siedzieli przy nich wspierając ich, pocieszając a czasami po prostu rozbawiając. Nasłuchała się wielu dowcipów lub anegdot, które musiała szczerze przyznać poprawiały jej doskonale humor i zabierały jej myśli od własnych bardzo skomplikowanych problemów.
***
                Wracała korytarzem do swojej sali myśląc dokładnie o wszystkim. O tym, co będzie, jeśli Draco nie uda się znaleźć odtrutki. Jak sobie poradzi sam z dzieckiem? Co będzie z nią? Czy stanie się duchem? Takim prawdziwym jak Prawie Bezgłowy Nick albo Szara Dama? Miała nadzieję, że nie, bo w głębi jej niewidzialnego serca bardzo tego nie chciała.
                Nie chciała przez całą wieczność tkwić w czymś, co wcale by nie dało jej szczęścia. Wolała odejść w spokoju i nie patrzeć z latami jak wszyscy ci, których znała będą odchodzić.
                Delikatnie potarła swoje niewidzialne ręce. Zrobiło jej się bardzo zimno a po cały ciele przeszedł niemiły dreszcz, który wcale nie przestawał przechodzić.
                -Padma!!! Eliksir przestaje działać!!!- Usłyszała głos pielęgniarki, która wybiegła z jej sali.
                Przerażona wpadła do pomieszczenia i wtedy zrozumiała, dlaczego jest jej zimno. Patrzyła na swoje ciało. Z jej policzków powoli znikały rumieńce ustępując miejsce nienaturalnej bieli.

                O nie… Draco nie zdążył…

~~~~

Hej♥ Udało mi się stworzyć kolejny rozdział. Jak zwykle mam nadzieję, że nie zawiedziecie się na tym i do końca wytrzymacie ze mną :) 

Moim ulubionym słowem w komentarzach było słowo "WOW". Niezmiernie się cieszę, że was tak mocno zaskoczyłam.
Teraz powiem coś co mnie martwi... a raczej smuci... Gdy wchodzę na liczbę wyświetleń danego rozdziału to jestem zaskoczona ile osób to czyta a gdy patrzę na komentarze to widzę wciąż te same cudowne dziewczyny które wiernie opowiadają mi swoje przemyślenia na temat rozdziału. Muszę przyznać, że jest to bardzo miłe i motywuje mnie ogromnie do pracy za każdym razem.

Z przyjemnością muszę powitać moje nowe czytelniczki które również zaczeły się udzielać sprawiając, że na mojej twarzy pojawia sie coraz więcej uśmiechu :)

Kocham was wszytskie bo to dzięki wam i dla was tworze to Dramione!!! ♥

Następny rozdział będzie 25 sierpnia :)

Dziękuje barzo♥

środa, 21 sierpnia 2013

Rozdział XX

Rozdział XX
"Zbyt krótka historia"
21 czerwca 2005
                Złapał ja w ostatniej chwili w swoje ramiona. Nie płakała, nie krzyczała… jej wzrok był pusty, beznamiętny. Nie wyrażał on żadnych emocji.
                -Mio… Miono…- Wyszeptał rozpaczliwie patrząc jak jego ukochana zamyka powoli oczy- Nie… Nie! Nie zasypiaj!- Krzyknął zrozpaczony i włożył swoją dłoń do jej torebki.
                Cholera…- Mruknął w myślach do siebie-, Po co ja jej dawałem tą różdżkę?!
                Po chwili szarpaniny z kawałkiem materiału znalazł ją i nie minęła kolejna sekunda i już ich nie było.
***
                -Ratunku!!!- Krzyknął biegnąc ze swoją żoną na rękach korytarzem mijają ludzi z licznymi obrażeniami, którzy po prostu schodzili mu z drogi.
                Nagle zobaczył Padmę Patil wychodzącą ze swojego gabinetu. Gdy tylko ich zobaczyła od razu otworzyła im drzwi od sali uzdrowień.
                -Błagam ratuj ją…- Wyszeptał rozpaczliwie kładąc ją na łóżku szpitalnym.
                -Co się stało?- Zapytała Padma i w tym samym czasie wraz z innymi uzdrowicielami dokładnie badali nieprzytomne ciało jego żony.
                -Wróciliśmy właśnie z Paryża… z naszego miesiąca miodowego…- Mamrotał jak w transie nie spuszczając wzroku z Hermiony- I ona nagle złapała się za brzuch… i zemdlała… Ratujcie ją… Ratujcie nasze dziecko!
                Był roztrzęsiony, załamany i przerażony. Nie mógł uwierzyć w to, co się właśnie działo. W jednej chwili mógł stracić wszystko, na czym mu najbardziej w życiu zależało.
                -Draco. Uspokój się proszę nie pomagasz nam tym… Idź do poczekalni- Powiedziała pospiesznie Padma a on ani myślał ją opuszczać. Nie mógł jej zostawić. Nie mógł opuścić swojej ukochanej. Musiał być przy niej.
                -Nigdzie nie idę!- Odrzekł stanowczo jednak nadaremnie, gdy kilku uzdrowicieli po prostu wyniosło go z sali.
                -ZOSTAWCIE MNIE!!! JA MUSZĘ WRÓCIĆ DO MOJEJ ŻONY!!!- Krzyczał wściekły próbując im uciec.
***
23 czerwca 2005
                Siedział na krześle od kilkunastu godzin. Jego twarz była ukryta w dłoniach. Kiedyś wyśmiałby siebie samego siebie za taką reakcję… Po prostu siedział… i cicho szlochał przy łóżku ukochanej a w jego głowie wciąż pobrzmiewała jego rozmowa z uzdrowicielami.
***
22 czerwca 2005
                -Co z nią?- Zapytał szybko, gdy Padma wyszła z gabinetu- Obudziła się? Mogę się z nią zobaczyć?
                Patil położyła delikatnie dłoń na jego ramieniu. Jej mina nie wróżyła nic dobrego.
                -Draco… ona się nie obudziła…- Powiedziała cichym głosem widocznie roztrzęsiona- Żyje…- Wyszeptała cicho, na co on odetchnął z ulgą. Jednak dziewczyna nie zareagowała pozytywnie na to, co sama przed chwilą powiedziała- Dziecku nic nie jest… Rozwija się prawidło bez przeszkód… Zadbamy o to by urodziło się zdrowe…
                -A, co z Hermioną?- Zapytał cichym głosem czując jak cała krew odpłynęła z jego ciała.
                Padma zaszlochała cicho patrząc na niego- Nie wiem jak mam ci to nawet wytłumaczyć… Jej ciało żyje dzięki eliksirowi…, ale tylko jej ciało… Nie umiemy uzdrowić jej duszy… Ktoś musiał podać jej jakąś okropną truciznę… Organizm próbował z nią walczyć, ale nie dał rady…
                Przetrawiał wszystko, co mówiła Padma i jedyny wniosek, jaki nasuwał mu się na myśl od razu odrzucał od siebie nie chcąc w to wierzyć.
                -Będziemy podawać jej eliksir dopóki dziecko będzie w stanie samo przeżyć na świecie…- Wyszeptała cicho a łzy spływały jej ciurkiem po policzkach.
                -A, co potem?!- Warknął głośno łapiąc się za głowę- Mam pozwolić wam przestać żeby umarła?!
                -Draco… ona nie żyje… Eliksir tylko podtrzymuje jej narządy, aby pracowały prawidłowo. Żadna odtrutka nie działa… To, co dostała jest nam nieznane… Bardzo silne…
                Ale już jej nie słuchał… Czuł jak cały świat rozsypał się na miliardy malutkich kawałków i jak piasek przesypał się między jego palcami.
                Wyminął ludzi na korytarzu i wpadł do sali. Leżała nieruchomo na łóżku. Jej oczy były zamknięte a na twarzy mienił się delikatny uśmiech. Wyglądała jak by spała.
                -Miono…- Wymamrotał zrozpaczony padając na kolana przy jej łóżku i zaczął całować jej dłoń- Najdroższa… nie zostawiaj mnie… błagam… Obudź się… Proszę… Moje życie bez ciebie nie ma sensu… Błagam…
***
23 czerwca 2005
                Błagał wciąż… Jednak nic się nie zmieniło. Głaskał delikatnie jej zaróżowione policzki a po jego własnych jak wodospadem płynęły łzy. Kto mógł zrobić jej coś takiego? Kto mógł chcieć ją zabić? Kto chciał odebrać mu to? Wiedział, że na to nie pozwoli. Odda wszystko, co ma by móc znów cieszyć się szczęściem z Hermioną. Odda swoje życie za jej by to ona mogła w spokoju wychować ich dziecko. Wiedział jednak, że zostało mu też niewiele czasu. Dziecko potrzebowało jeszcze czterech pięciu miesięcy by jego narządy rozwinęły się prawidłowo. Uzdrowiciele ostrzegli go jednak, ze w każdej chwili eliksir może przestać działać, jeśli trucizna zacznie również z nim walczyć.
                Wyrywał sobie włosy z głowy by chodź trochę przestał myśleć o swojej żonie, która leżała przy nim a zaczął jednak o tym, kto to zrobił.
                Doskonale wiedział, że gdy tylko się tego dowie wyciągnie z niego, co podał, Hermionie a następnie bez skrupułów z zimna krwią zabije go.
***
                -Kiedy została podana jej ta trucizna?- Zapytał Patil głaszcząc wciąż Hermionę po policzku.
                -Około dwóch tygodni… mniej więcej… Musiało się to zdarzyć podczas waszego miesiąca miodowego…
                Spojrzał na nią szybko i zerwał się z krzesła- Zaopiekuj się nią… Błagam… Nie wiem ile mi to zajmie, ale postaram się wrócić jak najszybciej.
***
                Siedział na miotle i od kilku godzin był już w powietrzu. Wciąż wpatrywał się z obrzydzeniem w zdjęcie kobiety, które było przymocowane do rączki i zaczarowane tak jak kompas by zaprowadziły go do tego żabojada.
                Wyciągnie z niej siłą, co podała Hermionie. I nawet, jeśli za użycie cruciatusa i uduszenie gołymi rękoma wsadzą go do Azkabanu nie przejmował się tym. Najważniejsze było dla niego to by uratować swoja żonę…
***
22 czerwca 2005
                Delikatnie otworzyła swoje oczy. Przetarła je i rozejrzała się dookoła. Była w szpitalu. Zemdlała. Tylko tyle pamiętała. Pogłaskała się po brzuchu i uśmiechnęła się do siebie.
                Nic nam nie jest kochanie- Pomyślała i usiadła delikatnie na łóżku.
                Drzwi od sali otworzyły się z hukiem a do niej wbiegł blond włosy bóg.
                Draco!!- Powiedziała i co ją przeraziło… Nie usłyszała swojego głosu.
                Draco!!!- Powtórzyła i nadal nic.
                -Miono…- Usłyszała jak wymamrotał Draco padając na kolana i zaczął mówić coś za jej plecami- Najdroższa… nie zostawiaj mnie… błagam… Obudź się… Proszę… Moje życie bez ciebie nie ma sensu… Błagam…

                Coraz mniej z tego rozumiała. Szybko wstała i to, co zobaczyła o mało nie sprawiło, że zemdlała by na nowo… o ile by to było możliwe…, Bo jej ciało nadal leżało na łóżku bez żadnej zmiany… Była duchem… bez cielesnym duchem…, ponieważ jej ciało wciąż żyło…

~~~~

Hej♥ Po pierwsze zaczynam od przeprosin. Długo nie było rozdziału to fakt. Ale jak pisałam miałam egzamin na prawo jazdy (^^) i obiecałam rozdział jak zdam. NO I ZDAŁAM ZA PIERWSZYM PODEJŚCIEM :D Jednak na rozdział musieliście poczekać ponieważ nie wiedziałam jak rozwiązać sytuację. Dzisiejszy rozdział jest efektem dziwnej weny która naszła mnie o godzinie około 0.00 I jest :) Co do następnego jak będe miała czas od razu go napiszę bo mam go poukładanego w głowie :D Trochę to dziwnie napisąłam chyba się pokapujecię :D

Mam nadzieję, że tak potoczona sprawa nie zawiedzie was i nie zniechęci was do czytania dalej mojego opowiadania. Obiecuję, że cierpliwych i wytrwałych zadowoli koniec jaki planuje... Jeśli nie podam wam adres i będziecie mogli przyjechać osobiscie mnie pokroić :D

Co do dedykacji. Rozdział dedykuję:

Po pierwsze Dramione;3 Ponieważ dopingowała mnie przed Prawkiem :D
Po drugie L.Black mojej starej (i tu cenzura) dup*e która w niedziele skończyła 18 lat. Jeszcze raz Szto Lat. I wybacz mi. Planowałam coś wydukać na tego 18 ale nie miałam natchnienia :D 

Kocham was wszystkich
Dziękuje barzo♥ 

środa, 7 sierpnia 2013

Rozdział XIX

Rozdział XIX
"Jacqueline"
6 czerwca 2005
                -Draco…- wyszeptała i poczuła, że jej własny głos odmawia jej posłuszeństwa.
                Piękna Miona… Zrobił to dla niej długo przed tym jak dowiedziała się o jego prawdziwych i skrywanych przez lata uczuciach.
                -To dla ciebie kochanie…- Wymruczał do jej ucha Draco i zadowolony poprowadził ją w stronę hotelu. Czarodziej w niebieskiej szacie powitał ich należytym szacunkiem i jednym machnięciem różdżki otworzył drzwi.
                -Draco!!!
                Oboje spojrzeli przed siebie. W ich kierunku biegła młoda kobieta o blond włosach i nieskazitelnej figurze, której mogłaby jej pozazdrościć nie jedna super modelka. Ubrana była w czerwoną elegancką sukienkę i wysokie szpilki. Jedynym "nie wulgarnym" elementem jej ubioru była czarna szata zarzucona na jej ramiona.
                -Jacqueline!!!- Draco szybko powitał kobietę ściskając ją mocno a ta spuściła delikatnie wzrok zakłopotana tą sytuacją.
                Ręce precz od mojego męża…- Pomyślała zerkając na nich gry w tym momencie dziewczyna spojrzała na nią widocznie zdziwiona.
                -A to ktu, Draco?- Zapytała Jacqueline swoim nienagannym francuskim akcentem.
                -No właśnie- Powiedział uradowany przyciągając ja mocniej do siebie- To jest moja żona Hermiona- Uśmiechnął się do niej i pocałował ją czule- Przylecieliśmy tu na nasz miesiąc miodowy.
                Kobieta wyraźnie pobladła. Przyglądała się jej wciąż i delikatnie zmrużyła oczy jednak, gdy Draco spojrzał na nią uśmiechnęła się jak gdyby nigdy nic uroczo.
                - Milo cię poznać Errmiono! Mam nadzieję, że milo sphędzicie tu czas. Tak jak ja swegho czasu z Draco!!!- Powiedziała uśmiechając się w ciąż uroczo do Draco, który wydawał się być na nią wściekły za to, co powiedziała. No i miał powody!
                Czuła jak rumieńce spływają na jej policzki. Poznał ją ze swoją byłą, z którą najprawdopodobniej spędzał upojne noce w hotelu, gdy przebywał w Paryżu. W tym momencie czuła, że zbiera jej na wymioty na samą myśl.
***
                Co, za… Co ona sobie wyobrażała mówiąc takie rzeczy? To prawda spędzali tu miło czas, ale na gadaniu, śmianiu się, pracowaniu czy po prostu rozmowie. Nie było mowy o pocałunkach lub nie daj Bożę seksie. To prawda Jacqueline leciała po prostu na niego, ale on wcale nie odwzajemniał tego uczucia. W tamtym momencie cierpiał i to bardzo. Nie widywał już swojej ukochanej, która nawet nie wiedziała o jego miłości. Cierpiał, bo próbował ją sobie wyrzucić z serca i głowy. Próbował nawet w wiadomy sposób polubić dziewczynę, ale nie mógł, bo gdy tylko na nią patrzył widział w jej oczach roześmianą Hermionę.
                Doszli do błękitnych drzwi zostawiając po drodze Jacqueline. Wyjął swoją różdżkę i przyłożył ją do klamki. Nagle zamiast mocnych drewnianych drzwi mieli przed sobą przeźroczysty obłok, przez który przeszli. Znaleźli się w mgnieniu oka w pięknej sypialni. Meble wyglądały jak by były wyjęte prosto z pałacu a całe wnętrze nie odbiegało od tego. Był tu styl, szyk i na pewno mnóstwo pieniędzy, których akurat mu nie brakowało.
                Sypialnia w jego mniemaniu idealnie odzwierciedlała Mionę, która w tym momencie nie mogła odciągnąć wzroku od jedwabnych kotar przy łóżku. Ten pokój tak jak ona był po prostu idealny.
                Wolnym krokiem podszedł do niej i objął ją w pasie przytulając mocno.
                -Tu jest cudownie…- Odpowiedziała Hermiona jak by na jego nieme pytanie- Po prostu idealne…
***
                -Spałeś z nią?- Zapytała cichym głosem głaszcząc delikatnie jego nagi tors. Musiała wiedzieć. To pytanie strasznie ją nurtowało. Spojrzała mu w oczy a Draco uśmiechnął się wyraźnie rozbawiony.
                -Oczywiście, że nie. Miedzy mną a Jacqueline nic nie było. Nawet pocałunku. Kochałem i kocham tylko ciebie Miono i od wielu lat nic się nie zmieniło. Jak mógłbym się z nią przespać, gdy ty nie dawałaś spokoju moim myślą?- Zapytał i pocałował ja czule w głowę- I odpowiem na twoje kolejne pytanie. Nie spałem z żadną inną kobietą Hermiono…- Powiedział a ona oparła się na swoich łokciach patrząc na niego oniemiała- Byłaś moją pierwszą i nie żałuje tego, że zaczekałem na ciebie -Po tych słowach ich usta połączyły się w namiętnym pocałunku.
                Była jego pierwszą… To z nią pierwszy raz spał. Nie spodziewała się tego gdyż zawsze po ich miłosnych igraszkach zastanawiała się seks z iloma kobietami doprowadził go do tak wspaniałej perfekcji i uczyniło z niego wspaniałego kochanka.
***
7 czerwca 2005
                -Kochanie muszę iść szybko załatwić jedną sprawę i za godzinkę jestem- Wyszeptał i pocałował ją czule budząc ją delikatnie- Jak się dobudzisz wezwij Lulu to skrzat, który przyniesie ci śniadanie…
                -Mmm mhmm…- Wymruczała przekręcając się na drugi bok i zasnęła na nowo.
***
                Otworzyła oczy bardzo delikatnie i rozejrzała się po pokoju. Promienie słoneczne śmiało wdzierały się do ich sypialni oślepiając ją. Niechętnie wstała i naciągnęła na swoje nagie ciało satynowy szlafrok. Ciekawe, o której wróci?- Pomyślała i weszła do łazienki odrobinę zamyślona.
                Gdy wróciła wyjęła ze swojej małej torebeczki białą zwiewna sukienkę, którą ubrała na siebie i od razu wyszła z pokoju. Obróciła się i znów stała przed niebieskimi drzwiami, które od wczorajszego dnia nic się nie zmieniły. Była głodna, ale Niechciała wykorzystywać skrzata do tej roboty. Udał się do recepcji zbudowanej w całości z chmury i jakiegoś niebiańskiego pyłu.
                - Czym mogę służyć Madame Malfoy?- Zapytał ciemno skóry mężczyzna ubrany w błękitną szatę w taką samą jaką widziała wieczorem u czarodzieja przed hotelem. Uśmiechnął się do niej szczerze a sama to odwzajemniła.
                -Chciała bym zjeść śniadanie… ale Niechciała bym wykorzystywać domowych skrzatów…- Powiedziała trochę speszona swoimi wymaganiami.
                Recepcjonista wciąż z wesołym uśmiechem na twarzy pokiwał głową i zaprosił ją do kawiarni gdzie zajął się nią kolejny pracownik. Był młody, dobrze zbudowane i miała wrażenie, ze zdecydowanie młodszy od niej.
                -Otu karhta dań Madame Malfoy? Chiba, że życzy sobię Madame coś specjalnego?- Zapytał pogodnym głosem przyglądając się jej.
                -Poproszę herbatę i naleśniki to wszystko- Powiedziała oddając mu kartę. Mężczyzna szybko odszedł a ona zaczęła rozglądać się po pomieszczeniu i ludziach którzy się tam znajdowali. W samym środku sali siedziała Jacqueline w niebieskiej przyległej sukience popijając kawę z porcelanowej filiżanki. Była naprawdę śliczna a długie blond włosy dodawały jej uroku.
                Nigdy nie narzekała na swój wygląd ale musiała przyznać się przed samą sobą, że zazdrościła jej gdyż miała wszystko czego ona sama nie posiadała.
                Po chwili doszło do niej jednak to, że się myliła. Ona miała coś czego ta nie miała. Coś czego ona chciała a wiedziała, że tego nie odda. Miała Dracona…
                Jacqueline zauważyła ją i z niesmacznym uśmieszkiem wstała od swojego stolika i seksowny krokiem podeszła do niej.
                -Witaj Erhmiono… Miono?- Powiedziała jak by właśnie coś ją olśniło- Milo cię znów widzieć… A gdzhie nasz kochani Draco?
                -Miał bardzo ważną sprawę do załatwienia powiedział, że niedługo wróci- Odrzekła a w tym czasie przyniesiono jej śniadanie- A teraz jeśli nie masz nic przeciwko zjem w samotności- Uśmiechnęła się równie złośliwie co ona.
***
                21 czerwca 2005
                Dni mijały a lato rozbłysło pełną parą nad Paryżem. Ich miesiąc miodowy dobiegał końca a oni zwiedzili każdy zakamarek magicznego świata.  Ich miłość rozkwitała a ona czuła się świetnie, błogosławiony stan doskonale jej służył.
                Powrót do domu jego miotłą ciągnął się niemiłosiernie. Przez cała drogę tuliła się do jego pleców rozmyślając o wszystkim co się tam wydarzyło. Doszła do wniosku, że oprócz spotkania okropnej Jacqueline ich wypad był przecudowny.
***
                Zszedł ostrożnie z miotły zaraz po niej.

                -Nareszcie w domu. Paryż jest cudowny to fakt… ale nie ma jak w domu. Miono..?- Zapytał i odwrócił się do tyłu chcąc zapytać ją o jego różdżkę którą trzymała i wtedy ja zobaczył. Trzymała się mocno za brzuch osuwają się na ziemie…

~~~~


Przepraszam, przepraszam i jeszcze raz przepraszam za opóźnienie!!! Ta pogoda mnie dobija... :(  Za gorąco... Mam nadzieję, że ten rozdział wam się spodoba chociaż ja nie jestem z niego w ogóle zadowolona.

Kocham was za to, że cierpliwie wytrzymaliście ten tydzień;****

Pozdrowienia dla L.Black która jest w Zakopanym L:) I trochę muszę się przyznać, ze nie mogłam się zebrać w sobie po jej 18-stce :*** Kocham♥ Jak u Toma? Zabrałaś go ze sobą? :D

Dziękuje barzo♥

Obserwatorzy