środa, 31 lipca 2013

Rozdział XVIII

Rozdział XVIII
"Przedziwna pogawędka"
5 czerwca 2005
                Spojrzała na niego i momentalnie poczuła jak jej nogi odmówiły jej posłuszeństwa. Draco zerknął na nią nie wiedząc, co ma odpowiedzieć swojemu ojcu. Niechciała z nim tańczyć, ale uznała, że chyba jednak nie może mu odmówić. Pokiwała delikatnie głową a ten podał jej dłoń Lucjuszowi, który o dziwo bez żadnych oznak obrzydzenia czy wymiotów w sposób szarmancki wziął ją w swoją.
                Draco spojrzał na nich niepewnie nie wiedząc czy może zostawić ich samych. Po chyli chyba uznał, że nie może popadać w paranoje i poszedł do swojej matki.
                Tymczasem ona wraz ze swoim… niestety teściem rozpoczęła wolne ruchy w rytm muzyki w obrębie jak by niewidzialnego koła.
                -Hermiono…- Zaczął nagle Lucjusz patrząc wciąż na nią- Muszę przyznać, że trochę pospieszyliście się z dzieckiem. Czyż nie powinno się zaczekać z tym aż do ślubu?- Zapytał a Hermiona poczuła, że robi się cała czerwona na twarzy.
                -Być może…- Odparła zażenowana-, Ale myślę, że to sprawa między mną a Dra…
                -Ależ oczywiście Hermiono- Odpowiedział uśmiechając się życzliwie a ona musiała przyznać, że to naprawdę przedziwny widok- Nie potępiam tego. Powiem ci nawet, ze bardzo cieszę się z faktu, ze będę miał wnuczka!
                Czuła jak opada jej szczęka i zanim do niej doszło to, że ma otwartą buzie Malfoy Senior delikatnie zamknął swoim długim palcem jej usta i co było coraz bardziej dziwne zachichotał.
                -Przeraża mnie Pan. Dlaczego udajemy? Przecież doskonale wiem, że mnie Pan nienawidzi- Powiedziała potrząsając głową- Zawsze będę szlamą Panie Malfoy. A moje dziecko również nie będzie czarodziejem czystej krwi.
                Lucjusz zacmokał w usta- Oczywiście Hermiono. Zdaje sobie z tego doskonale sprawę…- Zamilkł na chwilę jak by przyswajał sobie ten fakt jeszcze raz. Po chwili jednak uśmiechnął się do niej- Rozmawiałem z moim synem i uświadomił mi coś. Po mimo tego, iż nadal jestem przeciwny jak by to powiedzieć… Może inaczej. Nadal jestem za czystością krwi- Czuła, że powstrzymywał się przed tym by nie nazwać jej szlamą- To jednak widzę jak mój syn jest z tobą szczęśliwy i niechęcę mu tego popsuć. Cieszę się przynajmniej tym, że mój syn wybierając miłość swojego życia wśród…- I znów to zawahanie w jego głosie- Czarownicy… Mugolskiego pochodzenia wybrał naprawdę mądrą i piękną kobietę. A mój wnuk będzie nosił nazwisko jednego z najstarszego rodu. Jego ojciec i matka są czarodziejami więc uznajmy, że zachowana będzie czystość krwi…- Mówił tak jak by do siebie. Brzmiało to jak szykowanie alibi przed sąsiadami czy znajomymi by ukryć fakt, że w jego rodzinie pojawił się intruz…
***
6 czerwca 2005
                To cudowne uczucie rozchodzące się po jej ciele… Czy istniała na świecie lepsza rzecz? Na pewno nie…
                Draco zamruczał słodko do jej ucha obdarowując każdy milimetr kwadratowy jej szyi rozkosznymi pocałunkami. Odchylała głowę zadowolona do tyłu wciąż dochodząc do siebie po wspaniałym przeżyciu.
                -Kocham cię?- Wymruczał słodko- Mówiłem ci to kiedyś? Chyba tak… Lepiej powtórzę… Kocham cię. Kocham cię. Kocham cię…- Mówił głośno całując ją po całym ciele łaskocząc ją gdzie niegdzie na co ta zareagowała niekontrolowanym chichotem.
                Draco wyszczerzył zadowolony swoje śnieżno białe zęby.
                -No kochanie bawi cię moje wyznanie miłości?- Zaśmiał się i naprawdę zaczął ją łaskotać na to ta nie mogła już powstymać swojego szczerego śmiechu.
                -Nie!- Powiedziała śmiejąc się przy tym głośno a ten radośnie nasilał swoja torturę- DRACO!!- Zapiszczała próbując mu się wyrwać jednak nadaremnie jego ramiona były za silne- Ja ciebie też zły powtórzę!- Wyszczerzyła się ledwo łapiąc oddech.
                -Bingo…- Zamruczał i mocno z uśmiechem triumfu wpił się w jej usta.
***
                -Masz wszystko?- Zapytał biorąc ich torby. Włożył je ostrożnie do sakiewki Hermiony wielkości dłoni. Ogromne przed chwilą torby zrobiły się teraz wielkości dużego paznokcia i z głośnych hukiem opadły na dno małej torebeczki.
                -Myślę, że tak…- Powiedziała uradowana Miona.
                Przytulił ja szczęśliwy. Chwycił miotłę i razem wyszli z Malfoy Manor. Ostrożnie pomógł jej wejść na nią znosząc przy tym jej uwagi na temat tego jak ich nienawidzi by następnie usiąść wygodnie za nią i unieść się w powietrze.
***
                -Jesteśmy…- Szepnął cicho a ona otworzyła oczy. Zamrugała kilka razy i rozejrzała się i o mało co nie padła z zachwytu.
                Stali na dachu jakiegoś budynku a przed nimi rozciągał się widok na cały Paryż i Wieże Eiffla.
                -To jest… niesamowite…- Wyszeptała trzymając mocniej jego rękę.
                Draco zaśmiał się cicho i pocałował ją w szyje. Chwycił w dłonie miotłę i pociągnął ją w kierunku krawędzi.  
                -Gotowa?
                Nim zdążyła zapytać na co jest gotowa przytulił ją i zeskoczył z dachu. Jakie było jej zdziwienie gdy znaleźli się na pięknej uliczce która wydawała się być zbudowana z jakiegoś niebiańskiego puchu.
                -Gdzie my jesteśmy…?- Wymamrotała zszokowana rozglądając się dookoła a Draco w tym czasie pokazał na górę na napis zbudowany jak by z małych gwiazd.
Bienvenue sur le "Beau Ciel"
                - To znaczy "Witamy w pięknym niebie"…- Wyszeptał do jej ucha- Jest to magiczna strona Paryża… to coś takiego jak Ulica Pokątna w Londynie…
                -POKĄTNA? Przecież tu jest…- Brakowało jej słów by opisać piękno tego miejsca.
                Sklepy które rozciągały się wokół nich wydawały się nie mieć końca i sięgać prawdziwych gwiazd. Trzymała mocno rękę swojego męża i posłusznie szła koło niego. Wydawał się on znać to miejsce jak własna kieszeń. Dodatkowo co chwila witał się z mijającymi go czarodziejami w zwiewnych szatach. I wtedy przypomniało jej się jak opowiadał jej o tym, że po wojnie odbudowywał magiczną część Paryża…
                -To wszystko twoje dzieło…?- Zapytała z prawdziwym podziwem zerkając na niego. Draco pokiwał nieśmiało głową.
                -Tylko pomagałem odbudowywać ten świat… To moje dzieło…- Pokazał palcem na ogromny budynek. Przypominał hotel przez czarodzieja w niebieskiej szacie który stał przed wejściem i witał uradowany wszystkich gości.
                Jednak nie to przykuło jej największą uwagę…
                Był to napis wykonany z czystego złota połyskujący od słońca…


Hôtel Belle Mione

~~~~


Mam wiatrak :D Haha mam go jak zimno na dworze ale co tam :D Ważne, że chłodno jest i dobrze mi się pisało.

Już dawno pytaliście ile ma być rozdziałów i dzisiaj wam odpowiem. 

Prolog, 30 rozdziałów i Epilog.
Można by uznać, że 32 rozdziały. Czyli do zakończenia tej historii pozostało jeszcze 13 rozdziałów :) 
Po skończeniu tej nadam jej jakiś tytuł i postaram się znaleźć betę i stworzyć wersję PDF. 

A co dalej? Nie wiem czy mam pisać dalej. Może mi doradzicie? Jeśli tak to o czym? Dramione? czy może historia miłości Rose i Scorpiusa? A jeśli jednak Dramione to czy dalej mam was doprowadzać do wymiotów od nadmiaru słodkości?  ♥

Co do dedykacji rozdział będzie z dedykacją dla wszystkich którzy są nadal ze mną oraz tym którzy jeszcze chwile a dostana cukrzycy przez to, że pochłaniają tyle cukru. A czytajac moje opowiadanie myślę, że jest to dawka śmiertelna :D

Dziękuje barzo♥

poniedziałek, 29 lipca 2013

Rozdział XVII

Rozdział XVII
"Magiczne słowa"
4 czerwca 2005
                Nim Hermiona się spostrzegła kalendarz pokazywał 4 czerwca. To jutro. To już jutro miała stać się Panią Malfoy. To już jutro miała założyć swoja rodzinę i żyć u boku Draco do końca ich dni. Na zawsze…
                Zawsze…
                Krzątała się po swoim starym pokoju próbując zebrać myśli. Jednak na daremnie. Była tak przejęta, że nie mogła nic przełknąć. Jednak to, że nie mogła nic przełknąć nie zmieniało faktu, że musiała jeść. Była w drugim miesiącu ciąży a dziecko wprost domagało się jedzenia. Dlatego też jadła bezmyślnie wszystko, co jej matka podsunęła pod nos.
                Miała za złe Draconowi za to, co jej zrobił jednak jej miłość do niego nie pozwoliła się gniewać długo. Chciała mieć dzieci to oczywiste, jednak myślała, że sama to zaplanuje. Została jednak postawiona przed faktem dokonanym.
                O tym, że spodziewają się dziecka nie wiedział nikt oprócz Padmy, która tak naprawdę naprowadziła ją na ten trop no i to ona potwierdziła, gdy byli u niej na wizycie, że jest w ciąży.
***
                W Malfoy Manor panował harmider. Tylu ludzi Draco nie widział tu chyba nigdy chociaż doskonale wiedział, że odbywały się tu o wiele huczniejsze uroczystości ale był za młody by w większości z nich brać udział. Siedział w tedy z nianią w swoim pokoju albo po prostu był w szkole.
                3 dni… tyle dni już nie widział się z Hermioną. Ona wciąż przebywała w domu swoich rodziców. Czuł się samotny. Brakowało mu jej dotyku, jej głosu, jej czułych ust, jej pięknego ciała, jej pięknych oczu, jej długich pachnących włosów, jej śmiechu, jej marszczącego się czoła. Był zrozpaczony.
                Spojrzał na zegarek na dłoni. Jeszcze 15 godzin…
***
5 czerwca 2005

                -Hermiono jak się czujesz?- Zapytała Ginny wchodząc do ogromnej sypialni w której wiele kobiet dokładnie się nią zajmowało. Ta niestety powała potwierdzająco głową z lekkim uśmiechem na twarzy.
                Jej włosy były starannie zakręcone i upięte z jednej strony. Makijaż był delikatny i doskonale zakrywał jej sińce pod oczami. Stała na niewielkim podeście w swojej z jednej strony zwiewnej z drugiej jednak obszernej jakby balowej sukni. Miała trzy czwarte rękawy wykonane z koronki na specjalne zamówienie Narcyzy Malfoy.
                Cała suknia była wykonana ręcznie co przyniosło swój niesamowity efekt. Gdy tylko pytała się o jej cenę zawsze była karcona jak małe dziecko:
                "-Nie zadawaj głupich pytań Hermiono. To jest prezent od twojej teściowej!- Odpowiadała uradowana Pani Malfoy."
                Kiedy powiedziano jej, że wszystko jest gotowe delikatnie zeszła z podestu i szybko uściskała swoją przyjaciółkę.
                -Wyglądasz cudownie Mionko…- Wyszeptała Ginny tuląc przyjaciółkę uważając jednak by nie uszkodzić jej pięknego stroju.
                -Dziękuje kochana ty również…- Odpowiedziała uradowana patrząc na jej długą do ziemi czerwoną sukienkę- Gdzie masz Jamesa…?- Zapytała a jej przyjaciółka tylko machnęła ręką.
                -Nie można go odkleić od Harrego. Można powiedzieć, że nie mam syna- Zachichotała wesoło a ta zawtórowała uradowana- Ty z Malfoyem też musisz się szybko postarać o małego blondaska!
                -Tak… Musimy- Powiedziała z lekkim uśmiechem nie zdradzając przyjaciółce prawdy co tak naprawdę wyprawia się teraz w jej brzuchu…
                -Gotowa…?- Zapytała a ta szybko bez zastanowienia pokiwała głową i razem wyszły z sypialni gdzie na korytarzu z radością powitał je jej ojciec.
***
                -To ona…- Usłyszał głos Zabiniego ale nie słuchał go tylko patrzył na nią. Szła wolnym krokiem kurczowo obejmując ramię swojego ojca w jednej ręce w drugiej zaś trzymała bukiet ułożony z samych białych róż. Nie liczyło się już nic tylko ona… jego ukochana…
***
                -Jesteś całym moim, życiem. Moim marzeniem jest cie nosić na rękach. Spełniać każdą twoją zachciankę, każdą drobnostkę i prośbę. Chce cię tulić do siebie w dzień w nocy. Pójść za tobą na koniec świata. Podaruje ci wszystko czego zapragniesz… Dziś jednak ofiaruje siebie. Proszę byś zaopiekowała się moim sercem które od wielu lat należy tylko do ciebie.
***
                -Jesteś moim aniołem który prowadzi mnie po właściwej drodze. Gdy tylko ze mną jesteś czuje się bezpieczna. Gdy cię jednak ze mną nie ma umieram z tęsknoty za tobą. Chce cię uszczęśliwiać. Chce być przykładną matką i żoną. Dzięki tobie wiem co znaczy żyć. Na zawsze razem i już nigdy, przenigdy osobno.
***
                -Tak- Odparł donośnym głosem wciąż patrząc głęboko w jej piękne brązowe oczy. Poczuł jak mocniej złapała jego dłoń.
                -Tak…- Powiedziała drążącym głosem wciąż nie spuszczając z niego wzroku. Po jej policzkach spłynęły łzy a na jej twarzy pojawił się szczery szczęśliwy uśmiech który od razu odwzajemnił.
                -Ogłaszam was mężem i żoną…
                Oni nie zdążyli już usłyszeć tych ostatnich słów ponieważ doskonale wiedzieli co muszą zrobić. Całowali się mocno wtuleni w swoje ciała. Po sali rozeszły się wiwaty i nawet nie spostrzegli gdy sala w której odbywała się ceremonia przemieniła się w salę bankietowa z parkietem i stolikami.
                Nie liczyło się nic wokół. Liczyli się tylko oni…
***
                Gratulacji nie było końca. Kolejka przed nimi ciągnęła się aż do drzwi. Każdy chciał im życzyć szczęścia.
                Gdy w końcu usiedli przy swoim stoliku co jakiś czas obdarowywali się czułymi słodkimi pocałunkami.
                Nadeszła pora toastów. A były one przeróżne. Od śmiesznych do śmiertelnie poważnych. Jednak wszyscy zdecydowanie wznosili toast za to by jak najszybciej postarali się o potomka. W końcu po cichu uznali, że to najlepszy moment na powiedzenie wszystkim, że ich błagania i prośby spełnią się już za 7 miesięcy.
***
                -Proszę wszystkich uwagę!- Po sali rozległ się donośny głos Dracona. Wstał ale wciąż znajdował się przy stole trzymając mocno jej delikatną dłoń- Wraz z moją, żoną- Spojrzał na nią z ogromnym uczuciem a serce mocniej jej zabiło- Mamy dla was ogromną niespodziankę i można by powiedzieć nowinę. Dzisiejsze życzenia były wspaniałe. Szczególnie te o dzieciach. Czy wam naprawdę tak się śpieszy?- Wszyscy równo zaczęli się śmiać a ona z Draco zrobili to samo.
                Wstała ostrożnie odsuwając swoje krzesełko i przytuliła się do niego. Ten słodko ucałował ją w czoło.
                -A więc skoro wam tak zależy. No to niech wam będzie. Mieliśmy poczekać z tą informacją jeszcze z miesiąc ale co nam. Za równe 7 miesięcy pojawi się nasz pierworodny…- Zmierzyła go wzrokiem na co Draco zachichotał- Albo pierworodna. Hermiona jest w ciąży. Odparł a po sali przeszedł głośny wiwat o wiele głośniejszy od tego gdy powiedzieli sobie tak.
                I tak nadeszła fala kolejnych gratulacji. Kątem oka spojrzała na Lucjusza Malfoya. Siedział obok swojej uradowanej żony. Spoglądał na Hermionę a ta mogłaby przysiądź, że się uśmiecha. Teraz pozostało jej pytanie dlaczego? Czyżby pogodził się z faktem, że jego syn poślubił szlamę? A może zwyczajnie cieszy go fakt, że będzie miał wnuka? Była też niestety możliwość, że to nie uśmiech radości… A takiego uśmiechu bardzo się obawiała…
***
                Tańczyli razem przez cała noc. Tylko czasami pozwolił komuś zatańczyć z Hermioną jednak starał się ani na chwilę nie wypuszczać jej z objęć. Byli szczęśliwi. Miał ochotę skakać z radości jednak bał się wyjść na strasznego głupka i uniknąć zamknięcie w Mungu na oddziale zamkniętym…
                -Czy mogę zatańczyć ze swoją synową?- Rozległ się głos za jego plecami gdy tymczasem twarz Hermiony strasznie pobladła…

                
~~~~


Jakoś to skleiłąm mimo bólu zęba i upału jaki panuje w moim pokoju, na dworze i reszcie domu! :D

Mam nadzieję, że nie zwymiotujecie od słodkości. ♥
Jednak taki nadmiar cukru nie szkodzi :*

Co do dedykacji : L. Charlotte. Jesteś chyba jedną z nielicznych osób które są ze mną od początku :D Dziękuje ci:* 

Mam nadzieję, że rozdział wam się spodoba. naprawdę. Tyle potu i trudu nie było przy żadnym innym... ale to może być serio efektem upału haha :* 

Dziękuje barzo♥

sobota, 27 lipca 2013

Rozdział XVI

Rozdział XVI
"Mój własny eliksir szczęścia"
7 maj 2005
                Skończyła pracę o wiele wcześniej niż przypuszczała, ale to dobrze, bo dziś miała wizytę w świętym Mungu. Wymioty nie ustąpiły tak jak sądziła. Musiała coś z tym zrobić jak najszybciej, bo nie mogła pozwolić, żeby ciągło się to dłużej. Próbowała sama się leczyć, ale nie pomogło.
                 Szybko teleportowała się ze swojego gabinetu w ciemną uliczkę. Rozejrzała się wokół siebie, ale na szczęście nikogo nie zobaczyła. Pewnym krokiem weszła na zatłoczony chodnik i zatrzymała się dopiero przy domu handlowym Purge & Dowse Ltd. Zerknęła na napis widniejący na drzwiach: Zamknięte z powodu remontu. Uśmiechnęła się tylko do siebie. Doskonale wiedziała, że tak naprawdę w tym pomieszczeniu nie odbywał się żaden remont. Była to jedynie zmyłka dla mugoli. Zrobiła kilka kroków w przód i znalazła się przy witrynie sklepowej gdzie za szybą stało kilka starych manekinów. Stanęła na wprost manekina kobiety. Ta dyskretnie skinął swoją głową. Spojrzała na otaczających ją mugoli i jak gdyby nigdy nic weszła w szybę znikając z ich pola widzenia.
                Znalazła się w Klinice. Mijała wiele osób, które czekały na przyjęcie lub diagnozę. Ona schodami szybko znalazła się na trzecim piętrze: Zatrucia elikiralne i roślinne.
                Zastukała w drzwi gabinetu, który znajdował się na końcu korytarza. Po chwili miły kobiecy głos zaprosił ją do środka.
                -Hermiona!- Padma Patil ucieszyła się mocno na jej widok. Kobieta od razu wyszła z za biurka i uściskała ją mocno- Co cię tu sprowadza? Dawno się nie widzieliśmy! Jakieś 3-4 lata.
                Miała rację. Ostatni raz widziały się na ślubie Harrego i Ginny.
                -Doszło zaproszenie?- Zapytała z uśmiechem siadając zadowolona przed jej biurkiem.
                -Doszło i do Parvati też. Byłyśmy w szoku. Draco Malfoy? No kto by pomyślał- Zachichotała a ona sama zawtórowała jej szczęśliwa- No dobra kochana żarty żartami ale co cię do mnie sprowadza?
                Wzięła głęboki oddech- Wiem, że to może mało ważny powód… ale wymiotuję strasznie od kilku dni… Na początku myślałam, ze czymś się zatrułam ale to nie przechodzi… budzę się wcześnie… nie mogę się przez to wyspać. Może to przez stres? No wiesz przed ślubem- Powiedziała wzdychając ciężko.
                Padma przyglądała się jej przez jakiś czas.
                -Miona… a może ty jesteś w ciąży?- Zapytała i uśmiechnęła się szeroko.
                Otworzyła szeroko oczy ale po chwili pokręciła przecząco głową.
                -Nie to nie możliwe. Biorę tabletki antykoncepcyjne- Odparła oczywiście a Padma spojrzała na nią zdziwiona- A no wiesz… to takie mugolskie tabletki powodujące, że nie możesz zajść w ciąże. Są bardzo skuteczne. Na pewno nie zawiodły.
                -Rozumiem…- Odrzekła zamyślona Padma. Wstała i podeszła do dużej szafy. Gdy ją otworzyła dostrzegła mnóstwo przeróżnych eliksirów- Wypij to…- Podała jej mały flakonik z niebieskim płynem w środku.
                Odtworzyła butelkę i zdziwiona stwierdziła, że to eliksir rozśmieszający. Nie protestowała jednak i wypiła go do dna.
                Siedziała, siedziała i patrzyła na Padmę zdziwiona. Dziewczyna roześmiała się.
                -Tak jak myślałam… nie działa…- Powiedziała podchodząc ponownie do szafy z eliksirami.
                -Ale dlaczego? To był eliksir rozśmieszający tak? Powinnam się śmiać. Prawda?
                W końcu postawiła przed nią duża butelkę z przezroczystym gęstym płynem.
                -To- Wskazała na butelkę- Jest eliksir hamujący trucizny i wszelkie inne zwyczajne wywary np. rozśmieszający- Odparła- Bardzo trudny do przyrządzenia. Zażywają go paranoicy którzy boją się, że ktoś je otruje albo gdy podejrzewa się użycie na kimś eliksiru miłosnego ale akurat w tym przypadku łatwiejsze jest podanie zwykłej odtrutki. Ten eliksir jest na tyle wspaniały, że działa przez miesiąc od zażycia.
                -I co to ma wspólnego ze mną?- Zapytała zdezorientowana. Czuła, że coraz mniej rozumie z tego wszystkiego.
                -Boże, Hermiono… Jesteś taka mądra i jeszcze nie zrozumiałaś? Ktoś podał ci ten eliksir hamując działanie twoich jak ich tam tabletek!- Odparła Padma- I myślę, że wiemy oboje domyślamy się kto ci go podał… czy on wiedział, że je zażywasz…? Hermiono!
                Padma krzyczała za nią a ona wyleciała z jej gabinetu jak z procy. Gdy tylko wyszła z kliniki rozejrzała się po ulicy.
                Kiedy ujrzała aptekę naprawdę nie wiedziała jak się w niej w takim tempie znalazła.
                -Test ciążowy…
***
                -No dalej… No dalej…- Mówiła sama do siebie siedząc i wpatrując się w mały przedmiot.
                Jedna kreska… Chwila oddechu…
***
                -Ałć!!!- Krzyknął odskakując od krawcowej- Antonino!
                Kobieta jednak zaśmiała się i dalej poprawiała jego szatę.
                -No dobrze kochaniutki. Gotowe. Wyglądasz wspaniale- Odparła przyglądając mu się. Powoli pomogła mu zdjąć z niego każdą część jego stroju.
                Pożegnał się z Antoniną która zabrała jego szatę a on sam wziął się do przygotowana kolacji. Włączył cicho radio i nucił wesoło pod nosem krojąc warzywa.
                -MALFOY!!!
                Podskoczył na sam ten dźwięk. Wytarł szybko ręce i wybiegł na korytarz. Hermiona stała przy drzwiach zaciskając mocno pięści. Dyszała ciężko patrząc na niego.
                -Miono…
                -NIE MÓW DO MNIE MIONA… JAK ŚMIAŁEŚ MI TO ZROBIĆ?!- Warknęła podchodząc do niego, ten jednak nie odsunął się i gdy tylko podeszła do niego przytulił ją mocno do siebie- PUŚĆ MNIE!!!- Krzyczała próbując mu się wyrwać jednak nadaremnie. Jego silne ramiona otulały jej drobne ciało- ZOSTAW MNIE DRACO!!! NIENAWIDZE CIĘ!!! PODAŁEŚ MI TEN ELIKSIR ŻEBYM MOGŁA ZAJŚĆ W CIĄŻE!!!
                Spojrzała na nią a uśmiech nie mógł zniknąć z jego twarzy- Gdybyś nie brała w tajemnicy przede mną tych tabletek nie musiał bym tego robić. Jesteśmy kwita…
                -To moje ciało!!!- Powiedziała szlochając cicho i wtuliła się w niego w końcu- Nienawidzę cię za to…- Wyszeptała.
                -Mionko… to znaczy, że będę tatusiem…?- Zapytał z uśmiechem a ona zerknęła na niego spode łba i pokiwała delikatnie głową.
                -Czy ty musisz zawsze dostawać to czego chcesz?- Mruknęła cicho patrząc na niego widocznie zła.

                Zaśmiał się jedynie wesoło i docisnął ją do ściany całując ją za uchem- Zawsze…- I w tym momencie ich rozmowa się zakończyła…

~~~~

Czuję się jak maszyna :D Rozdział jest tak jak obiecałam niestety na następny musicie poczekać do niedzielnego wieczoru albo nawet poniedziałku. Idę na urodziny i nie będę miała czasu go wstawić albo napisać. Oczywiście postaram się teraz usiąść i coś wystukać ale może to być mało prawdodobne bo jestem zmęczona :) zzzzz....

Ten rodział dedykuje Lili Potter i Blumelindzie które uważają mnie za złą kobietę :p 
JA TEŻ WAS KOCHAM.xd

Nadal możecie mi zadawać pytania. Pozdrawiam i całuję was.

Dziękuje barzo♥

piątek, 26 lipca 2013

Rozdział XV

Rozdział XV
"Długie przygotowania"
22 kwiecień 2005
                Mijały dni a oni wciąż byli szczęśliwi. Mieli już wyznaczoną datę ślubu. 5 Czerwca mieli być już małżeństwem. Przygotowania trwały i miała wrażenie, że pomimo tego, iż był to jej ślub i Draco nie mieli kompletnie nic do powiedzenia w tym temacie.
***
                Na kolacji z okazji zaręczyn, na której nareszcie poznali się ich rodzice było bardzo miło. Państwo Granger wydawali się być trochę onieśmieleni Manor Malfoy i całym jego wystrojem. Na szczęście jego matka nie pozwoliła im się czuć źle i jak na prawdziwą Panią Domu przystało przyjęła ich z należytym szacunkiem.
                Jego ojciec siedział w milczeniu przy każdym spotkaniu. Nie komentował niczego i starał się tylko odpowiadać na pytania, od których nie mógł się wymigać. Był przy tym jednak bardzo kulturalny i z ostrożnością patrzył na niego pilnując się by nie powiedzieć czegoś źle. Hermiona zdawała się zauważyć dziwne zachowanie jego ojca, ale nie mówiła nic na ten temat.
***
                Siedzieli w ogromnym salonie, który znajdował się w rodzinnym domu Draco. Jej narzeczony siedział tuż obok niej oraz ich matek i bardzo spokojnie przeglądał listę gości, która wydawała się nie mieć końca. Zaproszonych było 200 osób. Dokładnie, 200 ponieważ Narcyza Malfoy uznała, że to ładna okrągła liczba i że organizowała przyjęcie w ich sali balowej na o wiele większą liczbę osób, więc tak mała liczba nie będzie sprawiać jej żadnego problemu.
                Zaproszenia były już wysłane, a do sali balowej nie miał nikt wstępu z wyjątkiem Pani Malfoy i jej mamy. Mogli pomarzyć z Draco, że cokolwiek zobaczą aż do ceremonii.
***
1 maj 2005
                Nie wiedzieli, kiedy a do ich ślubu został tylko miesiąc. Wszystko było dopięte na ostatni guzik. Muzycy, kelnerzy, dekoracje, których nie widzieli na oczy, specjalna szata Dracona no i jej suknia ślubna. Tak naprawdę gdyby się uparli mogliby brać ślub już dziś.
                Pożegnała się zadowolona ze swoją przyszłą teściową, która z ochotą odprowadziła ją do drzwi. Nie mogła jednak jeszcze wyjść, ponieważ wciąż czekała na swojego narzeczonego, który poszedł jeszcze coś sprawdzić zostawiając ją samą z jego matką.
                Stała w ogromnym korytarzu przestępując leniwie z nogi na nogę nucąc coś cicho pod nosem. Po chwili jednak zamilkła, gdy usłyszą podniesiony głos Dracona w pomieszczeniu obok. Zaciekawiona przysunęła się do drzwi znajdujących się tuż za nią.
                -Jestem kulturalny! Toleruje tą szlamę i tych pieprzonych mugoli w moim domu! Oddaj mi te papiery!
                -O nie ojcze. Jeszcze się rozmyślisz i postanowisz zepsuć najszczęśliwszy dzień w moim życiu. Mój i Hermiony- Warknął Draco widocznie wzburzony.
                -Doskonale wiesz, że mam na to ochotę. Ty czarodziej czystej krwi. Czarodziej pochodzący z wielkiej szlachetnej rodziny chce poślubić zwykłą brudno krwistą kobietę.
                -Przestań tak o niej mówić! Czy ty kiedykolwiek próbowałeś ją poznać? Posłuchać jak mówi? Jest mądra, przepiękna i jakimś cudem kocha mnie po mimo tego, co wyprawiałem i jak się zachowywałem! I obiecuje ci albo naprawdę się zmienisz albo wszyscy się dowiedzą, kto był ulubionym pupilkiem Czarnego Pana. Kto pomógł torturować rodziców Nevila Longbottoma. Kto rzucił Imperio na połowę ministerstwa, gdy Voldemort był zajęty ściganiem Potterów. Kto donosił mu wszystko, co działo się w Ministerstwie. I kto podpowiedział mu, żeby zaciągnął do swoich szeregów tego głupiego Petera Pettigrew. Jesteś zwykłym śmieciem. Żałuje, że cię nie zamknęli w Azkabanie… i jeśli się nie zmienisz… Przysięgam sam cię tam wsadzę!- Warknął wściekle.
                Złapał głośno powietrze nie mogąc uwierzyć w to, co usłyszała. To on był główną wtyczką w ministerstwie w czasie, gdy byli dziećmi i Voldemort był potęgą.
                Nagle usłyszała odgłos stóp i odskoczyła i podeszła szybko do fotela stojącego przy drzwiach i podniosła z niego swój płaszcz. Wyglądało jak by dopiero, co wyszła z salonu i by ubrać się do wyjścia.
                -Już gotowa słonko?- Zapytał z uśmiechem podchodząc do niej. Ucałował ją czule i przytulił ją do siebie- Idziemy?- Zaproponował a ta szybko pokiwała głową by nie domyślił się, ze przed chwilą podsłuchiwała jego rozmowę z ojcem.
***
2 maj 2005
                Jak co prawie każdą noc kochali się słodko okazując sobie przy tym dużo uczucia. Ich ciała nie miały przed sobą żadnej tajemnicy. Spojrzała na swojego pięknego chłopaka, który spał smacznie koło niej a jedną dłonią obejmował ją mocno w pasie. Uśmiechnęła się delikatnie widząc wyraz jego twarzy, który mówił, że śni mu się coś bardzo, ale to bardzo miłego.
                Sama jednak nie mogła zasnąć gdyż jej głowa była pochłonięta tym wszystkim, co dzisiaj usłyszała. Leżała na plecach patrząc się beznamiętnie w sufit.
                To, dlatego Lucjusz Malfoy zmienił do niej stosunek. Dobrze wydawało się, że musi być to dziwne. Gdyby ktoś powiedział jej, że Draco będzie w stanie postawić się tak swojemu ojcu to pewnie by nie uwierzyła wiedząc, jakie relacje łączą go ze swoim ojcem.
                Teraz pozostawało jej pytanie, co ma z tym zrobić? Tak naprawdę to nie była jej sprawa. Nawet gdyby chciała donieść na Malfoya Seniora to nikt by jej nie uwierzył, bo nie miała na to żadnych dowodów.
                Powinnaś zostawić to w spokoju- Mówiła jej podświadomość nie dając jej chwili spokoju. I może miała rację. Bo gdyby nawet ojciec Draco był w stosunku do niej arogancki… to czy zostawiłaby go?
                W tym momencie odpowiedziała sobie na wszystkie pytania.
                Nigdy…
***
                Postawił dwa kubki z kawą na ławie w salonie i usiadł wygodnie na kanapie czekając na, Hermionę która właśnie wyszła z sypialni bardzo zaspana. Usiadła delikatnie na jego kolanach i wtuliła się w niego na chwilę odpływając w krótką drzemkę.
                -Witaj śpiąca królewno…- Zachichotał cicho przy jej uchu- Nie wyspałaś się? Co ty robiłaś w nocy?- Zapytał a Hermiona usiadał wygodnie między jego nogami ziewając strasznie.
                Zmierzyła go strasznie wzrokiem a on nie mógł powstrzymać się od większego uśmiechu, który cisnął się na jego usta.
                -To nie jest śmieszne… Obudziłam się o szóstej i nie mogłam przestać wymiotować. Coś musiało mi wczoraj zaszkodzić na obiedzie u twoich rodziców- Wymamrotała a on przytulił ją mocno do siebie całując czule w czoło- Muszę się napić kawy, bo zaraz umrę na twoich kolanach…- Wymamrotała to z delikatnym uśmiechem na twarzy.
                Hermiona podniosła kubek i szybko przysunęła go do swoich warg. Od razu odsunęła go od siebie zaciskając mocno palce na swoim nosie.
                -Co to jest? Chcesz mnie otruć?- Powiedziała wyraźnie ożywiona a on szybko sięgnął po jej kubek i powąchał będącą w nim kawę. Nie poczuł żadnej różnicy. Kawa jak kawa. Pili ją codziennie. Delikatnie upił łyczek i doszedł do wniosku, że smak również się nie zmienił.
                -Kochanie…, ale to przecież twoja ulubiona. Zrobiłem ją ta jak codziennie rano- Odparł naprawdę zdezorientowany.
                Hermiona zeskoczyła z kanapy i pobiegła do łazienki. On sam został na swoim miejscu i przyglądał się z zaciekawieniem czarnej substancji.

                -Nie rozumiem, o co jej cho…- No i olśniło go. Uśmiechnął się do siebie szeroko i już wiedział, że eliksir zadziałał…

~~~~
Kolejny rozdział dodałam tak jak obiecałam :) Mam szeroką nadzieję, że nie zawiedziecie się a moje dobre wróżki dalej będą zaglądały w kryształową kulę :D

Byłam mile zaskoczona widząc tyle pytań na asku w tym wiele miłych słów. Potraficie podbudować człowieka na duchu. Kocham was!!.

Dzisiejszy rozdział dedykuję dwóm dziewczyną: Avad ka i wiktorii magnolii. Chyba nie muszę mówić dlaczego :D

Podziękowania jak zwykle trafiają do L. Black♥ I Was wszystkich które trwacie ze mną wciąż :*

Dziękuje barzo♥

czwartek, 25 lipca 2013

Rozdział XIV

Rozdział XIV
"Walka o szczęście"
16 luty 2005
                Zaczął się śmiać rozbawiony. On będzie mu mówił, co może robić. Myśli, że będzie w stanie powstrzymać go przed ślubem z Hermioną. Jest w wielkim błędzie.
                -Oj ojcze… Ja nie przyszedłem cię pytać o zgodę- Oznajmił chodząc po jego dużym gabinecie widocznie z siebie zadowolony. Lucjusz przyglądał się zdziwiony postawie syna- Przyszedłem Ci dać ultimatum…
                -Ultimatum?- Zapytał widocznie z bity z tropu Malfoy Senior-Jakie ultimatum? Tak jak powiedziałem już nie mam zamiaru zgodzić się na wasz ślub i zdania swojego nie zmienię!- Powiedział donośnym i pewnym siebie głosem.
                Draco usiadł spokojnie przed biurkiem ojca nie spuszczając z niego wzroku.
                -Jestem dorosły, mam pracę, własne mieszkanie, na które zarobiłem sam. Nie potrzebuje pytać tatusia czy zgadza się na moje decyzje. Chcę ci tylko oznajmić, że jeśli nie zaakceptujesz Hermiony… To coś mi się wydaje, że matula cię znienawidzi, jeśli unieszczęśliwisz swojego jedynego syna…
                Lucjusz Malfoy spojrzał na niego jednak jego twarz nie wyrażała żadnych emocji.
                -Myślę, że jej przejdzie. W końcu zrozumie, że zrobiłem to dla twojego dobra- Odrzekł wolno jak by jego syn potrzebował więcej czasu na zrozumienie jego słów.
                Młody Malfoy wsunął dłoń do kieszeni i rzucił złożoną kartkę papieru w jego kierunku.
                -Co to jest?- Zapytał zerkając to na kartkę to na swojego syna.
                -Zobacz… Myślę, że to zmieni twoje zdanie na temat mojego ślubu…- Odparł niewzruszony Draco.
                Lucjusz pochylił się delikatnie nad biurkiem i chwycił ją w dłonie. Rozkładał ją ostrożnie wciąż nie spuszczając z niego wzroku. Gdy tylko spojrzał na pergamin od razu wiedział, co to jest. Jego twarz pobladła jeszcze bardziej. Wyglądała trochę tak jak by ktoś wysmarował go kredą.
                -Z kąt to masz?- Ryknął widocznie przerażony- Te wszystkie dokumenty miały być zniszczone!
                -A widzisz… Nie zostały zniszczone… No a ja bez trudu je znalazłem… Myślę, że Kingsley będzie nimi wyraźnie zainteresowany… Nie wiem ile zapłaciłeś Knotowi za utajnienie tych informacji…, ale uważam, że nie za dużo skoro pozostawił je bez opieki… To jak będzie?- Spojrzał na swojego ojca i już wiedział, że wygrał tą walkę.
***
21 luty 2005
                Usiadła obok Dracona przy stole w jadalni. Jej mama podała właśnie gotową pieczeń a tata nalał wina do ich kieliszków. Mama wciąż uśmiechała się zadowolona widząc szczęście swojej córki. Sama Hermiona wciąż czule zwracała się do swojego narzeczonego a ten nie pozostawał jej dłużny ani na chwilę.
                - Draco tak się cieszymy, że możemy w końcu cię poznać. Mionka tyle nam opowiadała o tobie. Dawno nie widzieliśmy jej takiej szczęśliwej!- Powiedziała radośnie Pani Granger a Hermiona poróżowiała na policzkach.
                Kolacja przebiegała w spokoju. Gawędzili przez cały wieczór a jej rodzice mało, co nie udusili ich, gdy dowiedzieli się o ich zaręczynach.
                -I nic wcześniej nie mówiliście? Planowaliście już coś?- Zapytała podekscytowana.
                Oboje z Draco chichotali bardzo rozbawieni reakcją jej matki- Tak. Myśleliśmy o czerwcu. Będzie ładna pogoda a w pracy będzie więcej spokoju.
                -No i moglibyśmy połączyć podróż poślubną z wakacjami…- Powiedział z uśmiechem, Draco całując ją w czoło.
                Atmosfera panująca w jej rodzinnym domu nie zmieniła się ani na sekundę a oni wrócili w wyśmienitych humorach do ich mieszkania.
***
                28 marzec 2005
                -Hermiono pośpiesz się!- Powiedział stojąc w korytarzu ubrany w elegancki garnitur i trzymając w dłoni ogromne pudełko owinięte w biały papier z piękną niebieską kokardą. Mężczyzna spojrzał na zegarek- Jesteśmy już spóźnieni kochanie!
                W tym momencie z ich sypialni wyskoczyła Miona ubrana w elegancką kremową sukienkę zaciągając na siebie szybko płaszczyk.
                -Jak tak dalej pójdzie to James zostanie bez matki chrzestnej- Zaśmiał się teleportując się z nią szybko na Grimmauld Place 12.
                Zastali tam wielu innych czarodziejów, którzy szybko wchodzili do domu Potterów. Hermiona trzymała go mocno za rękę przepychając się miedzy czarodziejami, co chwila witając się ze swoimi znajomymi. Ostrożnie położyli prezent na kupce innych stojących na specjalnym stole w salonie.
                -Ginny!- Zapiszczała Miona podbiegając do rudowłosej kobiety trzymającej w dłoniach małe zawiniątko w niebieskim kocyku.
                Podszedł powolnym krokiem do nich i objął swoją dziewczynę od tyłu. Zerknął delikatnie na małego Jamesa Syriusza Pottera, który smacznie spał w ramionach swojej matki. Miał ciemne włosy jak jego ojciec i w ogóle bardziej był podobny do niego niż do jego wiewiórczej żony.
                Zamknął na chwilę oczy i z zadowoleniem wyobraził sobie małego chłopca o blond włosach tulącego się do Hermiony. Siedziała na fotelu w ich mieszkaniu tuż przy kominku. Mała istota zaczęła słodko gaworzyć patrząc na uśmiech swojej matki.
                O tak… marzył o dziecku i w tym momencie zastanawiał się czy nie pogadać na ten temat z Mioną.
                Gdy kobiety rozmawiały ożywiony on w między czasie rozglądał się po ogromnym salonie, w którym się znajdowali. Było tu dużo ludzi, których znał albo ze szkoły albo z pracy. Zauważył nawet Ministra Magii czy inne ważne osobistości. Ale jak mogłoby być inaczej skoro był to chrzest syna Harrego Pottera.
                Co chwilę mijała go jakaś ruda czupryna, która należała a to do jej rodziców, braci czy dalszych krewnych.
                W końcu jednak dostrzegł jednak tego z braci, który sprawił, że wszystkie jego mięśnie napięły się mocno wciąż otulając Hermionę. Ron Wesley wszedł do salonu obejmując jednym ramieniem swoją żonę, Lavender. Dziewczyna była zaawansowanej ciąży, przez co trudniej było jej się poruszać.
                Wymienił z nim groźne spojrzenia, ale postanowił nie zawracać sobie nim więcej głowy. Teraz on też zakładał własną rodzinę z tą cudowną kobietą u boku.
***
                -To był cudowny chrzest. A mały! To aniołek- Powiedziała podekscytowana, gdy weszli do mieszkania- zdjęła płaszcz i swoje wysokie buty.
                -Jeśli z charakteru jest tak podobny do swojego ojca tak jak z wyglądu to coś mi się wydaje, że nie jest aniołkiem- Śmiał się wesoło Draco.
                Zawtórowała mu swoim śmiechem przyznając rację. Szybko rozebrała się i weszła pod prysznic a on w mgnieniu oka znalazł się obok niej.
                -Hermiono…- Poczuła jak przysuwa swoje usta do jej ucha.
                -Mmm?- Zamruczała cicho odkręcając mocno wodę.
                - Bardzo, ale to bardzo mocno Cię Kocham… Jesteś całym moim życiem.
***
29 marzec 2005
                Delikatnie muskał jej szyję napawając się cały czas jej cudownym zapachem. Wciąż czuł jej dłonie na swojej głowie i śmiałe palce bawiące się jego włosami. Mimowolnie zamruczał zadowolony zerkając ponownie w jej oczy. Widział w jej oczach szczęście, więc radość ani na chwilę nie mogła opuścić jego serca.
                Za oknem padał deszcz a w ich sypialni rozchodziły się odgłosy łączących się wspólnym pocałunku ust. Z początku ich pieszczoty były delikatne, subtelne i trochę nieśmiałe z czasem ich związku przerodziły się w pełne namiętności i rozkoszy dwójki ludzi, którzy doskonale znali swoje ciała.
                Kochali się długo złączając swoje ciała w tym cudownym akcie miłości, w którym każdy z osobna wyciągał z siebie wszystko, co miał do zaoferowania. Ich głośne oddechy i jęki odbijały się echem po całym mieszkaniu.
***
                Dyszała ciężko leżąc wykończona na Draconie. W żaden sposób nie była w stanie opanować drżenia swojego ciała, które wciąż dochodziło do siebie po cudownym przeżyciu, jakiego doświadczyli wzajemnie. Mężczyzna delikatnie bawił się jej długimi trochę poskręcanymi włosami. Miał zamknięte oczy i wydawał się być zamyślony.
                -Wszystko w porządku kochanie?- Zapytała, gdy poczuła jak jej oddech powrócił do normy.
                Draco delikatnie uśmiechnął się do niej.
                -Wszystko jak najlepszym porządku Hermiono. Błagam… nie odchodź nigdy ode mnie… Zostań już na zawszę.

~~~~
Tak jak obiecałam rozdizał jest dzisiaj. Kiedy będzie następny nie wiem może w piątek? Niestety niczego nie obiecuję. Piszę najczęściej nocą a nieczęsto mam taki napływ energii :D

Co do podziękowań :) 

Standardowo L.Black. Dziękuje ci za wspaniały wieczór przy Potterze i wymyślaniu tego rozdziału który kompletnie zmieniłam bo to tak samo się napisało.

A co do dedykacji tak jak mówiłam będę po kolei każdemu czytelnikowi poświęcać rozdział.

Dzisiaj dedykuję go Ayakarze Kimizuki która od samego początku jest na moim blogu i bawi sie w przepowiednie :D Ciekawa jestem jaka będzie twoja następna teoria na temat Lucjusza :D!!!!

Dziękuje barzo ♥

poniedziałek, 22 lipca 2013

Rozdział XIII

Rozdział XIII
"Zaskakujący wieczór"
15 luty 2005
                -Hermiono, Draco no nareszcie. Już się martwiłam, że jednak nie przyjdziecie- powiedziała zmartwiona Narcyza- Wchodźcie wchodźcie. Jest bardzo zimno- powiedziała wpuszczając ich do środka.
                Była zszokowana jej reakcją. Matka Malfoya mówiąca do niej tak przyjaznym głosem? Tego się naprawdę nie spodziewała. W jej oczach widziała szczere ciepło, gdy widziała szczęście Dracona.
                Weszli do jadalni. Było to ogromne pomieszczenie z dużymi oknami. Stół rozciągał się po całej jego długości i mogłaby przysiąc, że pomieściłby przy sobie chyba z 30 osób. Jednak na samym jego końcu było nakryte miejsce dla czterech osób. A był nakryty wspaniale! Droga zastawa, jedwabny obrus, srebrne świeczniki i przeróżne białe kwiaty skomponowane w jeden ogromny bukiet. Kryształowe kieliszki odbijały nieśmiało światło, jakie padało na nie z jednego z pięciu żyrandoli nad stołem. Wszystko było po prostu idealne i niestety czuła, że nie pasuje do całej przedstawionej tu oprawy…
                -Gdzie jest ojciec?- Zapytał Draco odsuwając jej krzesło by usiadła a następnie zrobił to samo ze swoją matką.
                -Za chwilę do nas dołączy. Rozmawia z kimś z tego, co wiem- Powiedziała jego matka, gdy Draco zajął miejsce tuż obok Hermiony.
                Pani Malfoy nie kazała czekać na swojego męża i poprosiła skrzaty by podały potrawy przygotowane przez nie na dzisiejszy wieczór. Miona nie była zadowolona widokiem skrzatów krzątających się wokół nich by im usługiwać jednak nim zdążyła cokolwiek powiedzieć Draco mocno chwycił jej dłoń by ją powstrzymać.
                Usłyszeli kroki by następnie Lucjusz Malfoy zjawił się drzwiach jadalni. Ten człowiek nic się nie zmienił. Wciąż wyniosły pewny siebie. Jego długie blond włosy opadały swobodnie na jego ramionach. Podszedł wolnym krokiem do swojej żony i ucałował ją delikatnie w głowę.
                -Witaj Draco…- Spojrzał szybko na Hermionę- Panna Granger… Myślałem, że ludzie w Ministerstwie żartują. Nie mogłem uwierzyć, gdy powiedziano mi, że… Mój syn spotyka się… z mugolaczką…- Powiedział z uśmiechem jednak wyczuła w jego słowach cynizm.
                Draco zmierzył wzrokiem swojego ojca a jego matka skarciła go dyskretnie.
                Jedli kolacje w spokoju. Draco i Pani Malfoy gawędzili wesoło wciąż zajadając się przepysznymi smakołykami. Hermiona nie miała jednak zbyt wielkiego apetytu a w jej głowie wciąż pobrzmiewały słowa byłego śmierciożercy.
                Spojrzała na Pana Malfoya i zobaczyła, że ten wciąż jej się przygląda. W jego oczach dostrzegła pogardę skierowaną prosto w nią. Spuściła delikatnie wzrok zmieszana.
                -Dlatego zamierzamy się pobrać w czerwcu jakoś po moich urodzinach- Powiedział Draco a ona szybko wyrwała się z zamyślenia.
                Wredny uśmieszek zniknął z twarzy jego ojca. Spojrzał na swojego syna to na nią. Widać, że nie było już tak do śmiechu. Otworzył usta jak by chciał coś powiedzieć ale zaraz je zamknął gdy zobaczył jak Narcyza składa im gratulację.
***
                Odetchnął z ogromną ulgą gdy znaleźli się w ich mieszkaniu. W sypialni szybko zdjął z siebie cały garnitur i nagi powędrował do łazienki.
                -Hermiono chodź do mnie…- Zawołał z nadzieją napełniając wodę do wanny.
***
                -Za chwilę…- Zawołała podchodząc do dużego lustra w ich sypialni.
                Przyglądała się sobie przez dłuższą chwilę. Czego ona oczekiwała? Jego matka była wspaniała. Szanowała ją od momentu gdy dowiedziała się od Harrego jak uratowała mu życie… Ale jego ojciec? Nic się nie zmienił. Dla niego nadal była zwykłą brudną szlamą. Jak mieli być szczęśliwi jeśli nie akceptował jej przyszły teść? Jak ona to sobie wyobrażała? Miała nadzieję, że wszystko będzie w porządku?
                Rozejrzała się po ich sypialni… Czy ona naprawdę pasowała do niego… Do jego świata. Czy będzie w stanie go uszczęśliwić?
                -Mionuś… Proszę cie chodź już do mnie bo jak nie to sam się tu przyniosę!- Usłyszała głos Draco i nie mogła powstrzymać chichotu.
                Tak… Była na bardzo dobrym miejscu…
***
16 luty 2005

                Głaskał delikatnie jej dłoń nie odrywając ani na chwilę wzroku od swojej ukochanej. Hermiona spała smacznie w jego ramionach otulona jego satynową kołdrą. Jej nagie ciało idealnie dopasowało się do jego jak gdyby byli elementami układanki które gdzieś kiedyś się zgubiły i nareszcie odnalazły się po latach tworząc idealną całość.
                -Draco…- Wymamrotała słodko wtulając się w niego mocniej jednak nie przebudzając się nawet na chwilę.
                Uśmiechnął się szeroko. To była kobieta jego życia. Był tego pewien w stu procentach.
                Był tylko jeden problem. Cholerny problem który mógł to wszystko zniszczyć. Jego własny ojciec…
***
                Pocałował ją namiętnie na pożegnanie pod drzwiami jej gabinetu.
                -Nie chce mi się iść do pracy…- Wymruczał zaspany całując ją za uchem.
                Hermiona zachichotała słodko przytulając się do niego- Jeszcze się nie wyspałeś? Położyliśmy się o 12 ile ty chcesz spać kotku?- Zapytała zamykając oczy by nacieszyć się jego bliskością.
                Nie chciał jej się tłumaczyć, że prawie w ogóle nie spał dlatego pożegnali się w końcu. Dziewczyna weszła do siebie a on ziewając poszedł w drugą stronę. Nie zmierzał jednak do swojego gabinetu. Zatrzymał się dopiero gdy wszedł do swojego ojca i rozsiadł się czekając na niego by urządzić sobie tak zwaną… męską pogawędkę.
                Po upływie 10 minut jak się też spodziewał za pomocą kominka w gabinecie zjawił się jego ojciec.
                -Draco…- Lucjusz Malfoy wypowiedział imię swojego syna widocznie zdziwiony i lekko przerażony- Co ty tu robisz chłopcze? Chcesz aby twój własny ojciec dostał przez ciebie zawału?
                Młody Malfoy zaśmiał się tylko wciąż nie spuszczając z niego wzroku.
                -Ty już dobrze wiesz co ja tu robię…- Powiedział Draco a w jego glosie dało się usłyszeć złość. Podobne emocje wyrażała jego twarz. Przez całą noc zastanawiał się co ma mu powiedzieć.

                -Domyślam się, że chodzi o Pannę Granger zgadza się? Oj Draco. Zapomnij, że zgodzę się na ten ślub!

~~~~
Jak nigdy tego nie robię muszę w końcu podziękować swoim już stałym czytelnikom oraz tym nowym za to, że motywują mnie do dalszego pisania. Bez was nie wydukała bym tych nędznych wypocin jakim jest moje opowiadanie♥
Bardzo wszystkich przepraszam za błędy. Wiem, że jest ich dużo. Niestety nic na nie nie poradzę i ciesze się, że w większości tak dzielnie je znosicie.
Co do opisu sceny miłosnej. Zawsze chciałam to zrobić. Dlatego piszę tu- L.Black moja najukochańsza siostro, która jesteś przeciwna tego typu sceną piszesz się na to? Jesteś moją pierwszą czytelniczką i to ty zachęciłaś mnie do pisania. Ty pierwsza przeczytałaś początki opowiadania za nim jeszcze je opublikowałam. Więc oddaje pałeczkę tobie♥

~~~~
Co do podziękowań.
Po pierwsze jak już wspomniałam L.Black za to, że po prostu jesteś Merci!♥
Po drugie Venetii Noks, której opowiadanie Dramione przeczytałam jako pierwsze i to jej opowiadanie Dwa Światy zachęciło mnie do czytania innych opowiadań. Jestem twoją wielką fanką wras z L.Black. Z utęsknieniem śledzimy teraz Gdy jesteśmy sami!!!
Po trzecie dziękuje pozostałym czytelniczką. To dzięki wam tutaj jestem i to wam będę dedykować każdej z osobna następne rozdziały!!!♥ Kocham was.

Pytania możecie zadawać na moim asku i zawsze chętnie wam odpowiem.


niedziela, 21 lipca 2013

Rozdział XII

Rozdział XII
"Walka bez końca"
5 styczeń 2005
                -Draco uspokój się!- Błagała chodząc za nim jak cień. Był wściekły i nie była w stanie w żaden sposób go uspokoić. Nie dziwiła mu się. Sama była zdenerwowana z godziny na godzinę coraz bardziej.
                -Nie mogę uwierzyć, że jest bez winny. To znaczy… No wiesz! To wszystko ujdzie mu na sucho!- Mamrotał chodząc po swoim mieszkaniu- Pieprzeni Aurorzy. Pieprzony Potter!!!- Warczał złowieszczo- Oni chcieli mnie sprawdzić?! Jasne!!! To na pewno chory pomysł Wesleya…
                Sama była w szoku. Nie mogła wmówić sobie, że działania Rona i krzywda, jaką wyrządził im po prostu przejdzie bez większego echa.
                Przed świętami Bożego Narodzenia Ginny zaczęła się źle czuć. Obawiano się, że ciąża może być zagrożona, dlatego jej przyjaciółka trafiła do Świętego Munga. Harry oczywiście bardzo się martwił, więc wziął wolne i całe dnie spędzał przy łóżku ukochanej. Cała ta sytuacja działa się tylko między nimi i nikt tak naprawdę nawet ich najbliższa rodzina i przyjaciele nie wiedzieli o całej zaistniałej sytuacji.
                Na ich nieszczęście jak się teraz okazało wszystkie obowiązki Szefa Biura Aurorów przejął nie, kto inny jak zastępca Harrego, Ron Wesley.
                Aurorzy jako jedyni czarodzieje mogą bezkarnie w wyjątkowych sytuacjach użyć zaklęć niewybaczalnych, jeśli uznają, iż są w niebezpieczeńswie bądź też w takim stanie znajdują się inni ludzie.
                I tak właśnie "uznał" Ron rzucając zaklęcie "Imperio" na Draco. Jak to uznał. Jego wspaniałomyślność i inteligencja uznały, ze Draco ma wobec mnie "niecne" zamiary i pragnie zrobić mi krzywdę, dlatego tak na "zaś" postanowił zareagować.
                Gdyby nie ochrona w Ministerstwie przysięgała, że była bliska wydrapania mu całych oczu i wypatroszenie go od środka. Mniej humanitarny okazał się jednak jej narzeczony, którego odciągało od Wesleya chyba z dziesięciu dorosłych mężczyzn. Całą tą sytuację udało się załagodzić dopiero Ministrowi Magii, który zabrał Rudemu tytuł tymczasowego Szefa BA. Powiedział, ze do póki Potter nie wróci z urlopu sam osobiście go zajmie by go dopilnować. Miała nadzieję, ze podobna sytuacja się więcej nie powtórzy.
                Co do Draco udało mu się w pewien sposób go udobruchać poręczając przy wszystkich, że jest jego najlepszym pracownikiem i prawą ręką. Mile połechtało to jego ego i do póki nie wrócili do domu rozpierała go ogromna duma.
***
9 luty 2005
        -Musisz w końcu poznać moich rodziców- zamruczał do jej ucha zadowolony, gdy siedzieli na kanapie w jego salonie.
                -Przecież ich znam kochanie…- Zachichotała słodko, gdy delikatnie połaskotał ja po plecach.
                Jak on uwielbiał ten śmiech. Mógłby siedzieć godzinami i wsłuchiwać się tylko w to. Niestety jego ukochana narzeczona nie często się śmiała. A szkoda, bo był to naprawdę piękny dźwięk.
                Wywrócił oczami- Tak wiem, że ich znasz. Ale chce, żebyś ich poznała, jako swoich przyszłych teściów. Moja matka dostaje szału, gdy ciągle to przesuwam. I posłuchaj teraz ci się skarżę! Muszę przez ciebie obrywać Mionko- Zrobił minę smutnego pieska i Hermiona natychmiast go przytuliła.
                Dziewczyna westchnęła ciężko wciąż patrząc mu w oczy. Wiedział, że będzie to dla niej bolesne. W tym domu przeżyła najcięższe tortury, jakie wyrządziła jej jego własna ciotka. Ciotka… taka zwykłą ciotką to ja nie można nazwać… Nigdy jej nie lubił. Zawsze się jej bał. Naprawdę cieszył się, ze jej już nie ma. Szkoda było mu tylko jego matki, która strasznie cierpiała po stracie siostry.
***
15 luty 2005
                Ron unikał ich jak ognia, od kiedy Kingsley zagroził mu strata posady za kolejny taki wybryk. Dzięki tej obietnicy byli trochę spokojniejsi.
                Minął kolejny miesiąc. Mieli dosyć ciągłego latania z jednego mieszkania do drugiego, dlatego udało się Draco namówić ją na przeprowadzkę do niego. Oczywiście wyszło im to na dobre, bo teraz już w ogóle nie mogli się od siebie odkleić. Ona nigdy nie była bardziej szczęśliwa a on nie przestawał jej zaskakiwać. Planowali po cichu ślub jednak Draco nie chciał nic więcej jej powiedzieć do póki nie poznają swoich rodziców.
***
                Pomógł zapiąć dokładnie jej kremową dopasowaną sukienkę. Wziął w dłonie naszyjnik, który dostała od niego na walentynki. Odgarnął jej włosy i delikatnie pocałował ja w ramię. Hermiona zamruczała słodko a on na sam dźwięk uśmiechnął się szeroko. Ostrożnie zapiął jej go wokół jej drobnej szyi.
                Spojrzał na ich odbicie w lustrze. Przytulił ją mocno do siebie.
                -Kocham Cię słońce…- Szepnął do jej ucha patrząc w ciąż głęboko w jej oczy.
                Hermiona uśmiechnęła się do niego szeroko- A ja ciebie kochanie.
***
                -Gotowa na spotkanie z moimi rodzicami?- Zapytał a ona mogłaby przysiąc, że zaczęło kręcić jej się w głowie.
                -Draco… ja nie wiem… boje się
                Była naprawdę przerażona. Brama nagle otworzyła się a Hermiona chciała uciec jednak zatrzymało ją mocne ramie jej narzeczonego.
                -Spokojnie… nie zjedzą cie kochanie- Zaśmiał się cicho i spokojnym krokiem dotarli w końcu do drzwi Malfoy Manor.

                Po chwili otworzyły się one z hukiem i przed nimi stanęła Narcyza Malfoy pełna matczynej miłości.

czwartek, 18 lipca 2013

Rozdział XI

Rozdział XI
"Odważny krok"
22 grudzień 2004
        Spojrzał na nią z delikatną konsternacją. Wziął w dłonie nieduże pudełeczko. Uśmiechała się do niego. Na pewno widziała go już…, ale czy to oznacza zgodę?
                -Hermiono… to nie tak miało wyjść…- wymamrotał patrząc jej w oczy- Dzisiejszy wieczór miał być wyjątkowy. Dla Ciebie. Dla Mnie. Dla Nas…
                -I będzie taki- powiedziała wtrącając się szybko w jego wywód. Przysunęła się do niego delikatnie i pocałowała go czule- Kocham Cię…
                -A ja ciebie… Wyjdziesz za mnie?- Zapytał a jej twarz rozpromieniała ogromną radością.
                Nie odpowiedziała tylko pokiwała głową- Draco… ale czy jesteś pewien, że to powinnam być ja…? -Zapytała dość cicho, gdy ten wsuwał na jej palec pierścionek z umieszczonym po środku brylantem wielkości jej największego paznokcia u dłoni.
                -Hermiono. Jesteś jedyną kobietą, którą kiedykolwiek kochałem. I tak. To na pewno jesteś ty- powiedział i oboje zamilkli w czułym pełnym uczucia pocałunku.
***
31 grudzień 2004
                Od tego nieszczęśliwego i zarazem najszczęśliwszego dnia w ich życiu minął ponad tydzień. Święta przezyli wspólnie rezygnując z hucznych zabaw. Nikt nie wiedział, gdzie są, co robią. Zaszyli się w jej mieszkaniu nie wpuszczając nikogo. Byli tylko oni. We dwoje. Cieszyli się swoją obecnością i bliskością.
                Cały czas pytała go czy pamięta, kto rzucił na niego klątwę. Zawsze odpowiadał to samo: Tak, ale nie przejmuj się tym słonko. Sam się tym zajmę. Jej błagania czy prośby na nic się zdały. Był nieugięty.
                Nie zdecydowała się jednak mu odpuścić. Wiedziała, ze będzie musiała mieć go na oku.
***
                -Co robimy?- Zamruczał całując delikatnie miejsce pod jej piersią, gdy ta bawiła się zadowolona jego włosami.
                Zwisał delikatnie nad nią opierając się wygodnie na łokciu.
                -Mmm?- Zamruczała nie przestając głaskać go po głowie. Wciąż miała zamknięte oczy dochodząc jeszcze do siebie po ich miłosnych igraszkach.
                Uśmiechnął się szeroko obdarowując jej szyje czułymi pocałunkami. Ta zamruczała głośniej otwierając powoli oczy.
                -Chcesz gdzieś iść?- Zapytała cicho patrząc na niego. Położyła delikatnie dłonie na jego torsie.
                -W domu moich rodziców jest organizowany bal… Moja matka bardzo chce cię poznać…- mruczy przy jej uchu.
                Spojrzała szybko na niego. Była przerażona samym faktem spotkania jego rodziców a co dopiero ich reakcją, gdy się dowiedzą o ich zaręczynach. Hermiona zaczęła kręcić nosem niezadowolona próbując się wymigać.
                -Czy ja wiem…? Może to jednak nie najlepszy pomysł… Nie lepiej nie… Może w jakiś weekend się z nimi zobaczymy…, Ale nie dzisiaj… Dzisiaj chce być tylko z tobą. To ostatni dzień sam na sam…- Szepnęła uśmiechając się delikatnie.
                Podziałało. Z kieliszkami napełnionymi szampanem stali o 12 przy oknie podziwiając fajerwerki puszczane przez mugoli owinięci jedynie ciepłym kocem.
***
5 styczeń 2005
                -Gadaj nędzna pokrako, dlaczego to zrobiłeś?- Warknął wściekle przyciskając różdżkę do gardła Cormaca McLaggena.
                Stali w ciemnym pomieszczeniu Departamentu Tajemnic. Twarz Cormaca była blada a po jego szyi spływały krople potu, które pojawiały się spowodowane ogromnym przerażeniem chłopaka.
                -Malfoy przysięgam, że to nie ja…- Mamrotał przerażony patrząc na niego.
                -Jak nie ty skoro cie widziałem idioto!!!- Wrzasnął Draco coraz bardziej wściekły. Czuł jak gotuje się cały w środku. Co ten kretyn sobie wyobrażał? Przecież nie miał urojeń. Widział dokładnie i słyszał, kto dawał mu polecenie, co ma zrobić…
                I wtedy go olśniło. To nie jego głos słyszał. Może i wyglądał, jak Cormac… Ale na pewno to nie był on…
***
                Wyszła ze swojego gabinetu chcąc zamówić coś dla siebie i Dracona w bufecie u Ruth. Cieszyła się, że mogli zobaczyć się podczas przerwy obiadowej nawet w pracy. Poczuła jak wpadła na kogoś.
                -Ja przepraszam bardzo…- Wymamrotała i odsunęła się szybko widząc przed sobą nie, kogo innego jak Ronalda Wesleya- A raczej nie przepraszam…- Wymamrotała omijając go i idąc dalej.
                Nagle jednak poczuła jego rękę na swojej, która ją zatrzymała.
                -Hermiono zaczekaj… Ja przepraszam… Zachowałem się jak ostatni…
                -Dupek? Kretyn? Idiota? Palant? Chcesz więcej przymiotników?- Zapytała zła Hermiona.
                Ron wydawał się być skruszony, bo westchnął ciężko i spuścił wzrok. Odsunął swoją rękę podchodząc do niej bliżej. Ponownie na nią spojrzał.
                - Ja rozwodzę się z Lavender…- Westchnął ciężko- Słyszałem, że u ciebie i Malfoya też nie jest za ciekawie…- Powiedział patrząc na nią.
                Nie układa nam się? Nigdy nie byłam bardziej szczęśliwa… Skąd on wiedział, że może nam się nie układać? Czy to on był wszystkiemu winien?
                -Czy wszyscy już o tym wiedzą?- Zapytała udając smutną.
                -Podobno cię zostawił i uciekł? Nikt go nie widział od jakiegoś czasu… Nie był nawet na balu u swoich rodziców organizowany z okazji sylwestra- Mówił Ron patrząc na nią zmartwiony, gdy ta udawała strasznie nieszczęśliwą- Mówiłem ci, ze cie skrzywdzi… dla niego będziesz tylko szlamą…

                Wypowiedział te ostatnie słowa i nagle zniknął z przed niej, bo został przyciśnięty do ściany przez Dracona.

Obserwatorzy