piątek, 27 grudnia 2013

Ogłoszenie

Witajcie.

Długo zbierałam się, żeby coś oficjalnie napisać. Zbierałam się i nic. I ani tu ani w opowiadaniu. Czuje się okropnie. Uwierzcie mi... Czuje, że was zawiodłam a nie taki był cel. Myślałam, że w święta znajdę czas a tym czasem jestem jeszcze bardziej zawalona robotą niż wcześniej. Jestem w III klasie liceum plastycznego. Mam do wykonania cholernie dużo szkiców plus zwykła nauka. Co do nauki. Jak twierdzi wiekszość- jestem za ambitna. Jest ona dla mnie na pierwszym miejscu równie ważne jak zaangażowanie dla szkoły. No i oczywiście jak to ja wzieła na swoje barki- Bycie przewodniczącą szkoły, klasy, jasełka, wośp wczesniej dzien nauczyciela sruty pierduty. Żałuje sitrasznie, że nie zakończyłam opowiadania w sierpniu. Gdy miałam czas... i pomysły.

Ostatnio usiadłam nad opowiadaniem... zaczełam pisać... i nie wiedziałam co do czego. Straciłam bliskość z tym opowiadaniem... a to chyba najgorsza rzecz jaka mogła mnie spotkać... :(

Proszę was bardzo byście oszczędzili złych słow. Chociaż jeśli się takie pojawią przyjme je na "gołą klate"

Postaram się stworzyć jeden dłuższy rozdział kończacy to opowiadanie. Zrobię to w miarę moich możliwości... Nie wiem co mam zrobić...

Proszę was tylko, moje drogie czytelniczki... O wybaczenie, zgodę i cierpliwość.

Proszę was o to nie jako Artistico jaką znacie. Tylko jako ja.

Pozdrawiam i gorąco całuje, Daria.♥

sobota, 24 sierpnia 2013

Rozdział XXII

Rozdział XXII
"Z klepsydrą w dłoni"
24 czerwca 2005
                Wyszedł szybkim krokiem z hotelu w dłoni trzymając niewielki flakonik. W siadł na miotłę i bez zastanowienia odleciał z magicznego Paryża prosto w kierunku Londynu.
                Miał niewiele czasu i to go mobilizowało do szybkiego i dość niewygodnego lotu. Był wycieńczony… jednak czuł, że mu się uda. Dostał odtrutkę od tej paskudnej kobiety i teraz mógł uratować swoja ukochaną żonę. Był już tak blisko zakończenia tej całej chorej sytuacji. Chodź jak to bywa o mały włos straciłby to, co kocha.
***
25 czerwca 2005
                -Udało nam się opanować tą sytuacje…- Odetchnęła z ulgą Padma siadając na krześle przy jej łóżku.
                Sama również odetchnęła z ogromną ulgą czując jak zimno uciekło z jej niewidzialnej duszy. Ostrożnie położyła się na łóżku tak, że dopasowała się idealnie do swojego prawdziwego nieprzytomnego ciała. Zamknęła oczy i o dziwno odpłynęła w słodki sen, którego tak jej brakowało.
***
                Rzucił swoja miotłę w kąt poczekalni i biegiem ruszył w kierunku sali numer 25. To właśnie na tej sali leżała jego żona. Nie wiedział czy kiedykolwiek biegł tak szybko jak dzisiaj. Chyba nie, ponieważ nigdy nie miał takiej motywacji. Nie dość, że liczyło się tu życie osoby, która już dawno zawładnęła jego sercem i bez niej na pewno nie dałby już sobie rady to w dodatku liczyło się jeszcze życie, które nawet nie zdążyło poznać tego zwariowanego świata- Życie jego własnego dziecka.
                Drzwi od sali otworzył z hukiem a on wpadł do niej prawie wywracając się o stoliczek stojący przy wejściu.
                -Mam…- Wymamrotał zdyszany podając Padmie odtrutkę- Mam ją…
                -Draco. Na pewno zadziała?- Zapytała dziewczyna, ale sama doskonale wiedziała, że nie ma już wiele czasu, więc bez chwili namysłu podała ją Hermionie.
                Usiadł delikatnie przy łóżku ukochanej i ujął jej dłoń i ostrożnie ją pocałował.
Patrzył wciąż z nadzieją na spokojną twarz Miony w nadziei, że za chwilę się obudzi…
                Niestety nic się nie zmieniało…
***
                26 czerwca 2005
                -Jak to nie działa?- Pytał zrozpaczony łapiąc się za głowę- Musi działać!!! Dokładnie sprawdziłem to w jej głowie by mieć absolutną pewność…- Mamrotał sam do siebie chodząc podenerwowany po sali mamrocząc wciąż do siebie. Ona się obudzi… Wiedział to. Wierzył w to.
***
                Siedział wciąż przy jej łóżku głaszcząc jej zaróżowione policzki.
                -Obudź się kochanie… Błagam…- Szeptał zrozpaczony patrząc na jej wciąż zamknięte oczy- Nie zostawiaj mnie… Słyszysz…?
***
28 czerwca 2005
                Tydzień… Tyle była już w śpiączce. Nikt nie dawał mu już nadziei na to, że się obudzi. Był ledwo żywy. Czasami udało mu się zasnąć na fotelu obok jej łóżka jednak zaraz szybko się budził z okropnych koszmarów, jakie nachodziły go podczas snów. Dla większości była ona już martwa. Była dla nich zwykłym inkubatorem, który musiał, żyć by dziecko mogło się dobrze rozwijać.
                Jedynie on nie poddał się i wciąż twierdził, że się obudzi. Był tak pewien jak tego, że jutro wstanie słońce. Niestety wielokrotnie przyłapał się też na niemiłych scenariuszach w swojej głowie na szczęście starał się je jak najszybciej wyczyścić ze swojej pamięci.
                Miał ogromną ochotę wrócić do Paryża by naprawdę spełnić to, co obiecał tej głupiej pustej dziwce. Nadal uważał, że i tak potraktował ją za łagodnie. Powstrzymywało go jednak to, iż bardzo chciał być przy swojej żonie, gdy się obudzi.
***
1 lipca 2005
                Jej oczy były strasznie ciężkie. Nie była w stanie ich podnieść. Czuła ogromny ból głowy, który dodatkowo nie pomagał jej w pobudce. Otworzyła delikatnie około i od razu je zamknęła, gdy została oślepiona przez słońce dostające się przez okno.
                -Ałć…- Wymamrotała cicho.
***
                Błyskawicznie otworzył oczy i spojrzał zaspany na swoja ukochaną. Czyżby dopadły go halucynacje? Nie… Na pewno nie… Leżała nieruchomo. Nie dobrze z nim…
                -Cholerne słońce…- Wymamrotała i położyła dłoń na swoich oczach.
                -Miona!!!- Wykrzyknął radośnie a ona o mało nie podskoczyła na swoim łóżku- Żyjesz!!!- Wykrzyknął i zaczął mocno całować jej dłoń.
                Hermiona uśmiechnęła się delikatnie widząc jego szczęście. Była widocznie osłabiona, ale widać było na jej twarzy ulgę.
                -Zawołam lekarzy. Spokojnie słoneczko już wszystko dobrze. Jesteś zdrowa- pocałował ją ponownie w dłoń a następnie bardzo czule w usta.
***
                Nie była mu dłużna i delikatnie odwzajemniła jego pocałunek.
                -Kochanie…- Powiedziała cicho patrząc mu w oczy- A propos słoneczka… czy mógłbyś zasłonić jakoś te okna…?- Wymamrotała błagalnie a Draco zachichotał.
                -Oczywiście- Odparł i jednym machnięciem różdżki wszystkie zasłony opadły.
                Odetchnęła z ulgą wciąż patrząc na niego. Wtedy przypomniało jej się, co działo się z nią przez te dni, gdy byłą nieprzytomna. Chciała mu to opowiedzieć, ale wtedy do sali weszli uzdrowiciele, których Draco chwilę wcześniej zawołał.

                Postanowiła mu to powiedzieć na osobności…

~~~~


Hello!! :D Rozdiał miał być jutro jest dzisiaj od taki mój kaprysik.xd
Jest krótki troszeczkę ale musicie to przeboleć. Kiedy będzie następny? Może z 25-26 około 2.00 coś koło tego. 

No i tak w ogóle to zbliżamy się powoli do końca tej historii. Zostało jeszcze 8 rozdziałów i epilog. Czyli musicie spodziewać się jeszcze 9 notek :)

Co do komentarzy. Uwielbiam was!!!! ♥ 
Kocham kocham kocham. Wasze słowa są tak ogomną motywacją i mam nadzieję, że na jednej notce to się nie skończy :D

Dziękuje barzo♥

piątek, 23 sierpnia 2013

Rozdział XXI

Rozdział XXI
"W pogoni za szczęściem"
24 czerwca 2005
                Nie spał od dwóch albo trzech dni jednak wcale nie odczuwał zmęczenia. Jego głowa była wciąż pochłonięta Hermioną. Jej uśmiechnięta twarz i ciało leżące bezwładnie zajmowały dokładnie jego mózg dostarczając mu odpowiedniej siły by nie zasnąć.
                Wylądował na dachu i biegiem zeskoczył z niego znajdując się jak najszybciej na magicznej ulicy Paryża. Panował na niej ogromny harmider a on sam ledwo zdołał się przecisnąć między dużymi grupami czarodziejów zwiedzających przeróżne sklepy i wystawy.
                W końcu dotarł do hotelu, w którym wraz z Mioną spędził ostatnie tygodnie. Podbiegł do recepcji lekko zdyszany, ale wciąż świadomy swojego ważnego celu.
                -Gdzie jest Jacqueline!!!- Warknął a recepcjonista o mało nie zemdlał z przerażenia- Gadaj szybko!!!
                -Spokojnie Draco…- Usłyszał za sobą kobiecy głos pełen radości i spokoju.
                Bez zastanowienia odwrócił się i przycisnął mocno kobietę do ściany zwracając na siebie uwagę wszystkich gości.
                -Umm… Draco… Tak się za mną stęsknił?- Zamruczała słodko jednak nie było jej dane dokończyć gdyż ten już przycisnął mocno swoja różdżkę do jej gardła.
                -Gadaj, co jej podałaś ty głupia dziwko!!!- Odparł i z całej siły wepchnął kobietę do najbliższego pomieszczenia dla personelu.
                Jacqueline była przerażona. Widział to doskonale w jej oczach. Dziewczyna padła na ziemi i podczołgała się w kąt widząc i słysząc jak ten rzuca na pomieszczenie zaklęcie wyciszające i zamykające.
                Kiedy się odwrócił kobieta drżącą ręką próbowała wyciągnąć swoja różdżkę niestety nadaremnie.
                -Expeliarmus!!!- Powiedział celując w nią swoja różdżką a jej wysmyknęła się z rąk i wylądowała prosto na jego dłoni- Doskonale… A teraz porozmawiamy sobie inaczej…
                -Draco…. Nie…- Mamrotała przerażona odsuwając się jeszcze mocniej.
                -Crucio!- Ryknął a ciało kobiety zgięło się w pół z ogromnego bólu, jaki zaczął jej zadawać tym zaklęciem.
                Wrzaski kobiety rozchodziły się echem po pomieszczeniu, ale doskonale wiedział, ze nie wydostaną się nigdzie i nikt tego nie usłyszy. Jego dłoń nawet nie zadrżała będąc wciąż wyciągnięta w jej kierunku. Z zimną krwią torturował ją przez kilkanaście minut. W końcu opuścił różdżkę.
                -Gadaj, co jej podałaś!- Powiedział dość spokojnym głosem patrząc na dyszącą i skuloną w kącie kobietę.
                Jacqueline podniosła delikatnie głowę wciąż dygocząc z przerażenia.
                -Draco… ja ciebie kocham… nie chcę żebyś był z nią…- Wyszeptała zrozpaczonym głosem.
                -Nie denerwuj mnie! Mam mało czasu! Przez twoje głupie "love story" moja żona leży teraz na w pół żywa w szpitalu! Jeśli ją stracę… Będę cię torturował wiele godzin a następnie żywcem gdzieś zakopię gdzie będziesz z przerażenia siwieć aż w końcu zdechniesz z braku tlenu…- Powiedział uśmiechając się złośliwie, na co ta zapiszczała przerażona.
                -Nie nie nie… Błagam…- Mamrotała cicho patrząc mu w oczy.
                -Jeśli mi nie powiesz i sam będę musiał znaleźć to w twojej pustej główce obiecuje, że spotka cię taki sam los jak byś mi nic nie powiedziała…, Więc lepiej zastanów się… Liczę do trzech… Raz…
                -POWIEM!!!- Zawyła głośno łapiąc się za głowę i zwijając mocno jak obłąkany człowiek.
***
25 czerwca 2005
                To wszystko było dla niej niewiarygodne. Siedziała delikatnie na łóżku szpitalnym patrząc spokojnie na swoje bezwładne ciało. Wokoło kręciło się mnóstwo uzdrowicieli podające jej przeróżne eliksiry, które miały za zadanie podtrzymywać ją przy życiu.
                Nie mogła uwierzyć, że jest poniekąd duchem. Nie była nim w pełni, ponieważ wciąż w dużym stopniu żyła.
                Dracona nie było już od trzech dni i z tego, co zrozumiałą przysłuchując się rozmowie ludzi przebywających tu nikt nie wiedział, kiedy wróci.
                Doskonale zdawała sobie sprawę z tego gdzie był, bo jako swego rodzaju widmo uczestniczyła w rozmowie jego i Padmy. Co prawda, jako słuchacz, ale zawszę.
                Mogła się od razu domyślić, że to Jacqueline za tym wszystkim stoi. Tylko pytanie, kiedy udało jej się podać jej tą truciznę? Zapewne zrobiła to podczas kolacji, na której spotkali się ona jej mąż i przeklęta blondynka.
                Przez jakiś czas chodziła po całym szpitalu zaglądając do chorych. Było to przedziwne uczucie wiedząc, że nikt jej nie widzi. Czuła się tak jak w szkole, gdy z Harrym i Ronem zakładała pelerynę niewidkę.
                Przyglądała się zmartwiona bliskim wielu osób, którzy siedzieli przy nich wspierając ich, pocieszając a czasami po prostu rozbawiając. Nasłuchała się wielu dowcipów lub anegdot, które musiała szczerze przyznać poprawiały jej doskonale humor i zabierały jej myśli od własnych bardzo skomplikowanych problemów.
***
                Wracała korytarzem do swojej sali myśląc dokładnie o wszystkim. O tym, co będzie, jeśli Draco nie uda się znaleźć odtrutki. Jak sobie poradzi sam z dzieckiem? Co będzie z nią? Czy stanie się duchem? Takim prawdziwym jak Prawie Bezgłowy Nick albo Szara Dama? Miała nadzieję, że nie, bo w głębi jej niewidzialnego serca bardzo tego nie chciała.
                Nie chciała przez całą wieczność tkwić w czymś, co wcale by nie dało jej szczęścia. Wolała odejść w spokoju i nie patrzeć z latami jak wszyscy ci, których znała będą odchodzić.
                Delikatnie potarła swoje niewidzialne ręce. Zrobiło jej się bardzo zimno a po cały ciele przeszedł niemiły dreszcz, który wcale nie przestawał przechodzić.
                -Padma!!! Eliksir przestaje działać!!!- Usłyszała głos pielęgniarki, która wybiegła z jej sali.
                Przerażona wpadła do pomieszczenia i wtedy zrozumiała, dlaczego jest jej zimno. Patrzyła na swoje ciało. Z jej policzków powoli znikały rumieńce ustępując miejsce nienaturalnej bieli.

                O nie… Draco nie zdążył…

~~~~

Hej♥ Udało mi się stworzyć kolejny rozdział. Jak zwykle mam nadzieję, że nie zawiedziecie się na tym i do końca wytrzymacie ze mną :) 

Moim ulubionym słowem w komentarzach było słowo "WOW". Niezmiernie się cieszę, że was tak mocno zaskoczyłam.
Teraz powiem coś co mnie martwi... a raczej smuci... Gdy wchodzę na liczbę wyświetleń danego rozdziału to jestem zaskoczona ile osób to czyta a gdy patrzę na komentarze to widzę wciąż te same cudowne dziewczyny które wiernie opowiadają mi swoje przemyślenia na temat rozdziału. Muszę przyznać, że jest to bardzo miłe i motywuje mnie ogromnie do pracy za każdym razem.

Z przyjemnością muszę powitać moje nowe czytelniczki które również zaczeły się udzielać sprawiając, że na mojej twarzy pojawia sie coraz więcej uśmiechu :)

Kocham was wszytskie bo to dzięki wam i dla was tworze to Dramione!!! ♥

Następny rozdział będzie 25 sierpnia :)

Dziękuje barzo♥

środa, 21 sierpnia 2013

Rozdział XX

Rozdział XX
"Zbyt krótka historia"
21 czerwca 2005
                Złapał ja w ostatniej chwili w swoje ramiona. Nie płakała, nie krzyczała… jej wzrok był pusty, beznamiętny. Nie wyrażał on żadnych emocji.
                -Mio… Miono…- Wyszeptał rozpaczliwie patrząc jak jego ukochana zamyka powoli oczy- Nie… Nie! Nie zasypiaj!- Krzyknął zrozpaczony i włożył swoją dłoń do jej torebki.
                Cholera…- Mruknął w myślach do siebie-, Po co ja jej dawałem tą różdżkę?!
                Po chwili szarpaniny z kawałkiem materiału znalazł ją i nie minęła kolejna sekunda i już ich nie było.
***
                -Ratunku!!!- Krzyknął biegnąc ze swoją żoną na rękach korytarzem mijają ludzi z licznymi obrażeniami, którzy po prostu schodzili mu z drogi.
                Nagle zobaczył Padmę Patil wychodzącą ze swojego gabinetu. Gdy tylko ich zobaczyła od razu otworzyła im drzwi od sali uzdrowień.
                -Błagam ratuj ją…- Wyszeptał rozpaczliwie kładąc ją na łóżku szpitalnym.
                -Co się stało?- Zapytała Padma i w tym samym czasie wraz z innymi uzdrowicielami dokładnie badali nieprzytomne ciało jego żony.
                -Wróciliśmy właśnie z Paryża… z naszego miesiąca miodowego…- Mamrotał jak w transie nie spuszczając wzroku z Hermiony- I ona nagle złapała się za brzuch… i zemdlała… Ratujcie ją… Ratujcie nasze dziecko!
                Był roztrzęsiony, załamany i przerażony. Nie mógł uwierzyć w to, co się właśnie działo. W jednej chwili mógł stracić wszystko, na czym mu najbardziej w życiu zależało.
                -Draco. Uspokój się proszę nie pomagasz nam tym… Idź do poczekalni- Powiedziała pospiesznie Padma a on ani myślał ją opuszczać. Nie mógł jej zostawić. Nie mógł opuścić swojej ukochanej. Musiał być przy niej.
                -Nigdzie nie idę!- Odrzekł stanowczo jednak nadaremnie, gdy kilku uzdrowicieli po prostu wyniosło go z sali.
                -ZOSTAWCIE MNIE!!! JA MUSZĘ WRÓCIĆ DO MOJEJ ŻONY!!!- Krzyczał wściekły próbując im uciec.
***
23 czerwca 2005
                Siedział na krześle od kilkunastu godzin. Jego twarz była ukryta w dłoniach. Kiedyś wyśmiałby siebie samego siebie za taką reakcję… Po prostu siedział… i cicho szlochał przy łóżku ukochanej a w jego głowie wciąż pobrzmiewała jego rozmowa z uzdrowicielami.
***
22 czerwca 2005
                -Co z nią?- Zapytał szybko, gdy Padma wyszła z gabinetu- Obudziła się? Mogę się z nią zobaczyć?
                Patil położyła delikatnie dłoń na jego ramieniu. Jej mina nie wróżyła nic dobrego.
                -Draco… ona się nie obudziła…- Powiedziała cichym głosem widocznie roztrzęsiona- Żyje…- Wyszeptała cicho, na co on odetchnął z ulgą. Jednak dziewczyna nie zareagowała pozytywnie na to, co sama przed chwilą powiedziała- Dziecku nic nie jest… Rozwija się prawidło bez przeszkód… Zadbamy o to by urodziło się zdrowe…
                -A, co z Hermioną?- Zapytał cichym głosem czując jak cała krew odpłynęła z jego ciała.
                Padma zaszlochała cicho patrząc na niego- Nie wiem jak mam ci to nawet wytłumaczyć… Jej ciało żyje dzięki eliksirowi…, ale tylko jej ciało… Nie umiemy uzdrowić jej duszy… Ktoś musiał podać jej jakąś okropną truciznę… Organizm próbował z nią walczyć, ale nie dał rady…
                Przetrawiał wszystko, co mówiła Padma i jedyny wniosek, jaki nasuwał mu się na myśl od razu odrzucał od siebie nie chcąc w to wierzyć.
                -Będziemy podawać jej eliksir dopóki dziecko będzie w stanie samo przeżyć na świecie…- Wyszeptała cicho a łzy spływały jej ciurkiem po policzkach.
                -A, co potem?!- Warknął głośno łapiąc się za głowę- Mam pozwolić wam przestać żeby umarła?!
                -Draco… ona nie żyje… Eliksir tylko podtrzymuje jej narządy, aby pracowały prawidłowo. Żadna odtrutka nie działa… To, co dostała jest nam nieznane… Bardzo silne…
                Ale już jej nie słuchał… Czuł jak cały świat rozsypał się na miliardy malutkich kawałków i jak piasek przesypał się między jego palcami.
                Wyminął ludzi na korytarzu i wpadł do sali. Leżała nieruchomo na łóżku. Jej oczy były zamknięte a na twarzy mienił się delikatny uśmiech. Wyglądała jak by spała.
                -Miono…- Wymamrotał zrozpaczony padając na kolana przy jej łóżku i zaczął całować jej dłoń- Najdroższa… nie zostawiaj mnie… błagam… Obudź się… Proszę… Moje życie bez ciebie nie ma sensu… Błagam…
***
23 czerwca 2005
                Błagał wciąż… Jednak nic się nie zmieniło. Głaskał delikatnie jej zaróżowione policzki a po jego własnych jak wodospadem płynęły łzy. Kto mógł zrobić jej coś takiego? Kto mógł chcieć ją zabić? Kto chciał odebrać mu to? Wiedział, że na to nie pozwoli. Odda wszystko, co ma by móc znów cieszyć się szczęściem z Hermioną. Odda swoje życie za jej by to ona mogła w spokoju wychować ich dziecko. Wiedział jednak, że zostało mu też niewiele czasu. Dziecko potrzebowało jeszcze czterech pięciu miesięcy by jego narządy rozwinęły się prawidłowo. Uzdrowiciele ostrzegli go jednak, ze w każdej chwili eliksir może przestać działać, jeśli trucizna zacznie również z nim walczyć.
                Wyrywał sobie włosy z głowy by chodź trochę przestał myśleć o swojej żonie, która leżała przy nim a zaczął jednak o tym, kto to zrobił.
                Doskonale wiedział, że gdy tylko się tego dowie wyciągnie z niego, co podał, Hermionie a następnie bez skrupułów z zimna krwią zabije go.
***
                -Kiedy została podana jej ta trucizna?- Zapytał Patil głaszcząc wciąż Hermionę po policzku.
                -Około dwóch tygodni… mniej więcej… Musiało się to zdarzyć podczas waszego miesiąca miodowego…
                Spojrzał na nią szybko i zerwał się z krzesła- Zaopiekuj się nią… Błagam… Nie wiem ile mi to zajmie, ale postaram się wrócić jak najszybciej.
***
                Siedział na miotle i od kilku godzin był już w powietrzu. Wciąż wpatrywał się z obrzydzeniem w zdjęcie kobiety, które było przymocowane do rączki i zaczarowane tak jak kompas by zaprowadziły go do tego żabojada.
                Wyciągnie z niej siłą, co podała Hermionie. I nawet, jeśli za użycie cruciatusa i uduszenie gołymi rękoma wsadzą go do Azkabanu nie przejmował się tym. Najważniejsze było dla niego to by uratować swoja żonę…
***
22 czerwca 2005
                Delikatnie otworzyła swoje oczy. Przetarła je i rozejrzała się dookoła. Była w szpitalu. Zemdlała. Tylko tyle pamiętała. Pogłaskała się po brzuchu i uśmiechnęła się do siebie.
                Nic nam nie jest kochanie- Pomyślała i usiadła delikatnie na łóżku.
                Drzwi od sali otworzyły się z hukiem a do niej wbiegł blond włosy bóg.
                Draco!!- Powiedziała i co ją przeraziło… Nie usłyszała swojego głosu.
                Draco!!!- Powtórzyła i nadal nic.
                -Miono…- Usłyszała jak wymamrotał Draco padając na kolana i zaczął mówić coś za jej plecami- Najdroższa… nie zostawiaj mnie… błagam… Obudź się… Proszę… Moje życie bez ciebie nie ma sensu… Błagam…

                Coraz mniej z tego rozumiała. Szybko wstała i to, co zobaczyła o mało nie sprawiło, że zemdlała by na nowo… o ile by to było możliwe…, Bo jej ciało nadal leżało na łóżku bez żadnej zmiany… Była duchem… bez cielesnym duchem…, ponieważ jej ciało wciąż żyło…

~~~~

Hej♥ Po pierwsze zaczynam od przeprosin. Długo nie było rozdziału to fakt. Ale jak pisałam miałam egzamin na prawo jazdy (^^) i obiecałam rozdział jak zdam. NO I ZDAŁAM ZA PIERWSZYM PODEJŚCIEM :D Jednak na rozdział musieliście poczekać ponieważ nie wiedziałam jak rozwiązać sytuację. Dzisiejszy rozdział jest efektem dziwnej weny która naszła mnie o godzinie około 0.00 I jest :) Co do następnego jak będe miała czas od razu go napiszę bo mam go poukładanego w głowie :D Trochę to dziwnie napisąłam chyba się pokapujecię :D

Mam nadzieję, że tak potoczona sprawa nie zawiedzie was i nie zniechęci was do czytania dalej mojego opowiadania. Obiecuję, że cierpliwych i wytrwałych zadowoli koniec jaki planuje... Jeśli nie podam wam adres i będziecie mogli przyjechać osobiscie mnie pokroić :D

Co do dedykacji. Rozdział dedykuję:

Po pierwsze Dramione;3 Ponieważ dopingowała mnie przed Prawkiem :D
Po drugie L.Black mojej starej (i tu cenzura) dup*e która w niedziele skończyła 18 lat. Jeszcze raz Szto Lat. I wybacz mi. Planowałam coś wydukać na tego 18 ale nie miałam natchnienia :D 

Kocham was wszystkich
Dziękuje barzo♥ 

środa, 7 sierpnia 2013

Rozdział XIX

Rozdział XIX
"Jacqueline"
6 czerwca 2005
                -Draco…- wyszeptała i poczuła, że jej własny głos odmawia jej posłuszeństwa.
                Piękna Miona… Zrobił to dla niej długo przed tym jak dowiedziała się o jego prawdziwych i skrywanych przez lata uczuciach.
                -To dla ciebie kochanie…- Wymruczał do jej ucha Draco i zadowolony poprowadził ją w stronę hotelu. Czarodziej w niebieskiej szacie powitał ich należytym szacunkiem i jednym machnięciem różdżki otworzył drzwi.
                -Draco!!!
                Oboje spojrzeli przed siebie. W ich kierunku biegła młoda kobieta o blond włosach i nieskazitelnej figurze, której mogłaby jej pozazdrościć nie jedna super modelka. Ubrana była w czerwoną elegancką sukienkę i wysokie szpilki. Jedynym "nie wulgarnym" elementem jej ubioru była czarna szata zarzucona na jej ramiona.
                -Jacqueline!!!- Draco szybko powitał kobietę ściskając ją mocno a ta spuściła delikatnie wzrok zakłopotana tą sytuacją.
                Ręce precz od mojego męża…- Pomyślała zerkając na nich gry w tym momencie dziewczyna spojrzała na nią widocznie zdziwiona.
                -A to ktu, Draco?- Zapytała Jacqueline swoim nienagannym francuskim akcentem.
                -No właśnie- Powiedział uradowany przyciągając ja mocniej do siebie- To jest moja żona Hermiona- Uśmiechnął się do niej i pocałował ją czule- Przylecieliśmy tu na nasz miesiąc miodowy.
                Kobieta wyraźnie pobladła. Przyglądała się jej wciąż i delikatnie zmrużyła oczy jednak, gdy Draco spojrzał na nią uśmiechnęła się jak gdyby nigdy nic uroczo.
                - Milo cię poznać Errmiono! Mam nadzieję, że milo sphędzicie tu czas. Tak jak ja swegho czasu z Draco!!!- Powiedziała uśmiechając się w ciąż uroczo do Draco, który wydawał się być na nią wściekły za to, co powiedziała. No i miał powody!
                Czuła jak rumieńce spływają na jej policzki. Poznał ją ze swoją byłą, z którą najprawdopodobniej spędzał upojne noce w hotelu, gdy przebywał w Paryżu. W tym momencie czuła, że zbiera jej na wymioty na samą myśl.
***
                Co, za… Co ona sobie wyobrażała mówiąc takie rzeczy? To prawda spędzali tu miło czas, ale na gadaniu, śmianiu się, pracowaniu czy po prostu rozmowie. Nie było mowy o pocałunkach lub nie daj Bożę seksie. To prawda Jacqueline leciała po prostu na niego, ale on wcale nie odwzajemniał tego uczucia. W tamtym momencie cierpiał i to bardzo. Nie widywał już swojej ukochanej, która nawet nie wiedziała o jego miłości. Cierpiał, bo próbował ją sobie wyrzucić z serca i głowy. Próbował nawet w wiadomy sposób polubić dziewczynę, ale nie mógł, bo gdy tylko na nią patrzył widział w jej oczach roześmianą Hermionę.
                Doszli do błękitnych drzwi zostawiając po drodze Jacqueline. Wyjął swoją różdżkę i przyłożył ją do klamki. Nagle zamiast mocnych drewnianych drzwi mieli przed sobą przeźroczysty obłok, przez który przeszli. Znaleźli się w mgnieniu oka w pięknej sypialni. Meble wyglądały jak by były wyjęte prosto z pałacu a całe wnętrze nie odbiegało od tego. Był tu styl, szyk i na pewno mnóstwo pieniędzy, których akurat mu nie brakowało.
                Sypialnia w jego mniemaniu idealnie odzwierciedlała Mionę, która w tym momencie nie mogła odciągnąć wzroku od jedwabnych kotar przy łóżku. Ten pokój tak jak ona był po prostu idealny.
                Wolnym krokiem podszedł do niej i objął ją w pasie przytulając mocno.
                -Tu jest cudownie…- Odpowiedziała Hermiona jak by na jego nieme pytanie- Po prostu idealne…
***
                -Spałeś z nią?- Zapytała cichym głosem głaszcząc delikatnie jego nagi tors. Musiała wiedzieć. To pytanie strasznie ją nurtowało. Spojrzała mu w oczy a Draco uśmiechnął się wyraźnie rozbawiony.
                -Oczywiście, że nie. Miedzy mną a Jacqueline nic nie było. Nawet pocałunku. Kochałem i kocham tylko ciebie Miono i od wielu lat nic się nie zmieniło. Jak mógłbym się z nią przespać, gdy ty nie dawałaś spokoju moim myślą?- Zapytał i pocałował ja czule w głowę- I odpowiem na twoje kolejne pytanie. Nie spałem z żadną inną kobietą Hermiono…- Powiedział a ona oparła się na swoich łokciach patrząc na niego oniemiała- Byłaś moją pierwszą i nie żałuje tego, że zaczekałem na ciebie -Po tych słowach ich usta połączyły się w namiętnym pocałunku.
                Była jego pierwszą… To z nią pierwszy raz spał. Nie spodziewała się tego gdyż zawsze po ich miłosnych igraszkach zastanawiała się seks z iloma kobietami doprowadził go do tak wspaniałej perfekcji i uczyniło z niego wspaniałego kochanka.
***
7 czerwca 2005
                -Kochanie muszę iść szybko załatwić jedną sprawę i za godzinkę jestem- Wyszeptał i pocałował ją czule budząc ją delikatnie- Jak się dobudzisz wezwij Lulu to skrzat, który przyniesie ci śniadanie…
                -Mmm mhmm…- Wymruczała przekręcając się na drugi bok i zasnęła na nowo.
***
                Otworzyła oczy bardzo delikatnie i rozejrzała się po pokoju. Promienie słoneczne śmiało wdzierały się do ich sypialni oślepiając ją. Niechętnie wstała i naciągnęła na swoje nagie ciało satynowy szlafrok. Ciekawe, o której wróci?- Pomyślała i weszła do łazienki odrobinę zamyślona.
                Gdy wróciła wyjęła ze swojej małej torebeczki białą zwiewna sukienkę, którą ubrała na siebie i od razu wyszła z pokoju. Obróciła się i znów stała przed niebieskimi drzwiami, które od wczorajszego dnia nic się nie zmieniły. Była głodna, ale Niechciała wykorzystywać skrzata do tej roboty. Udał się do recepcji zbudowanej w całości z chmury i jakiegoś niebiańskiego pyłu.
                - Czym mogę służyć Madame Malfoy?- Zapytał ciemno skóry mężczyzna ubrany w błękitną szatę w taką samą jaką widziała wieczorem u czarodzieja przed hotelem. Uśmiechnął się do niej szczerze a sama to odwzajemniła.
                -Chciała bym zjeść śniadanie… ale Niechciała bym wykorzystywać domowych skrzatów…- Powiedziała trochę speszona swoimi wymaganiami.
                Recepcjonista wciąż z wesołym uśmiechem na twarzy pokiwał głową i zaprosił ją do kawiarni gdzie zajął się nią kolejny pracownik. Był młody, dobrze zbudowane i miała wrażenie, ze zdecydowanie młodszy od niej.
                -Otu karhta dań Madame Malfoy? Chiba, że życzy sobię Madame coś specjalnego?- Zapytał pogodnym głosem przyglądając się jej.
                -Poproszę herbatę i naleśniki to wszystko- Powiedziała oddając mu kartę. Mężczyzna szybko odszedł a ona zaczęła rozglądać się po pomieszczeniu i ludziach którzy się tam znajdowali. W samym środku sali siedziała Jacqueline w niebieskiej przyległej sukience popijając kawę z porcelanowej filiżanki. Była naprawdę śliczna a długie blond włosy dodawały jej uroku.
                Nigdy nie narzekała na swój wygląd ale musiała przyznać się przed samą sobą, że zazdrościła jej gdyż miała wszystko czego ona sama nie posiadała.
                Po chwili doszło do niej jednak to, że się myliła. Ona miała coś czego ta nie miała. Coś czego ona chciała a wiedziała, że tego nie odda. Miała Dracona…
                Jacqueline zauważyła ją i z niesmacznym uśmieszkiem wstała od swojego stolika i seksowny krokiem podeszła do niej.
                -Witaj Erhmiono… Miono?- Powiedziała jak by właśnie coś ją olśniło- Milo cię znów widzieć… A gdzhie nasz kochani Draco?
                -Miał bardzo ważną sprawę do załatwienia powiedział, że niedługo wróci- Odrzekła a w tym czasie przyniesiono jej śniadanie- A teraz jeśli nie masz nic przeciwko zjem w samotności- Uśmiechnęła się równie złośliwie co ona.
***
                21 czerwca 2005
                Dni mijały a lato rozbłysło pełną parą nad Paryżem. Ich miesiąc miodowy dobiegał końca a oni zwiedzili każdy zakamarek magicznego świata.  Ich miłość rozkwitała a ona czuła się świetnie, błogosławiony stan doskonale jej służył.
                Powrót do domu jego miotłą ciągnął się niemiłosiernie. Przez cała drogę tuliła się do jego pleców rozmyślając o wszystkim co się tam wydarzyło. Doszła do wniosku, że oprócz spotkania okropnej Jacqueline ich wypad był przecudowny.
***
                Zszedł ostrożnie z miotły zaraz po niej.

                -Nareszcie w domu. Paryż jest cudowny to fakt… ale nie ma jak w domu. Miono..?- Zapytał i odwrócił się do tyłu chcąc zapytać ją o jego różdżkę którą trzymała i wtedy ja zobaczył. Trzymała się mocno za brzuch osuwają się na ziemie…

~~~~


Przepraszam, przepraszam i jeszcze raz przepraszam za opóźnienie!!! Ta pogoda mnie dobija... :(  Za gorąco... Mam nadzieję, że ten rozdział wam się spodoba chociaż ja nie jestem z niego w ogóle zadowolona.

Kocham was za to, że cierpliwie wytrzymaliście ten tydzień;****

Pozdrowienia dla L.Black która jest w Zakopanym L:) I trochę muszę się przyznać, ze nie mogłam się zebrać w sobie po jej 18-stce :*** Kocham♥ Jak u Toma? Zabrałaś go ze sobą? :D

Dziękuje barzo♥

środa, 31 lipca 2013

Rozdział XVIII

Rozdział XVIII
"Przedziwna pogawędka"
5 czerwca 2005
                Spojrzała na niego i momentalnie poczuła jak jej nogi odmówiły jej posłuszeństwa. Draco zerknął na nią nie wiedząc, co ma odpowiedzieć swojemu ojcu. Niechciała z nim tańczyć, ale uznała, że chyba jednak nie może mu odmówić. Pokiwała delikatnie głową a ten podał jej dłoń Lucjuszowi, który o dziwo bez żadnych oznak obrzydzenia czy wymiotów w sposób szarmancki wziął ją w swoją.
                Draco spojrzał na nich niepewnie nie wiedząc czy może zostawić ich samych. Po chyli chyba uznał, że nie może popadać w paranoje i poszedł do swojej matki.
                Tymczasem ona wraz ze swoim… niestety teściem rozpoczęła wolne ruchy w rytm muzyki w obrębie jak by niewidzialnego koła.
                -Hermiono…- Zaczął nagle Lucjusz patrząc wciąż na nią- Muszę przyznać, że trochę pospieszyliście się z dzieckiem. Czyż nie powinno się zaczekać z tym aż do ślubu?- Zapytał a Hermiona poczuła, że robi się cała czerwona na twarzy.
                -Być może…- Odparła zażenowana-, Ale myślę, że to sprawa między mną a Dra…
                -Ależ oczywiście Hermiono- Odpowiedział uśmiechając się życzliwie a ona musiała przyznać, że to naprawdę przedziwny widok- Nie potępiam tego. Powiem ci nawet, ze bardzo cieszę się z faktu, ze będę miał wnuczka!
                Czuła jak opada jej szczęka i zanim do niej doszło to, że ma otwartą buzie Malfoy Senior delikatnie zamknął swoim długim palcem jej usta i co było coraz bardziej dziwne zachichotał.
                -Przeraża mnie Pan. Dlaczego udajemy? Przecież doskonale wiem, że mnie Pan nienawidzi- Powiedziała potrząsając głową- Zawsze będę szlamą Panie Malfoy. A moje dziecko również nie będzie czarodziejem czystej krwi.
                Lucjusz zacmokał w usta- Oczywiście Hermiono. Zdaje sobie z tego doskonale sprawę…- Zamilkł na chwilę jak by przyswajał sobie ten fakt jeszcze raz. Po chwili jednak uśmiechnął się do niej- Rozmawiałem z moim synem i uświadomił mi coś. Po mimo tego, iż nadal jestem przeciwny jak by to powiedzieć… Może inaczej. Nadal jestem za czystością krwi- Czuła, że powstrzymywał się przed tym by nie nazwać jej szlamą- To jednak widzę jak mój syn jest z tobą szczęśliwy i niechęcę mu tego popsuć. Cieszę się przynajmniej tym, że mój syn wybierając miłość swojego życia wśród…- I znów to zawahanie w jego głosie- Czarownicy… Mugolskiego pochodzenia wybrał naprawdę mądrą i piękną kobietę. A mój wnuk będzie nosił nazwisko jednego z najstarszego rodu. Jego ojciec i matka są czarodziejami więc uznajmy, że zachowana będzie czystość krwi…- Mówił tak jak by do siebie. Brzmiało to jak szykowanie alibi przed sąsiadami czy znajomymi by ukryć fakt, że w jego rodzinie pojawił się intruz…
***
6 czerwca 2005
                To cudowne uczucie rozchodzące się po jej ciele… Czy istniała na świecie lepsza rzecz? Na pewno nie…
                Draco zamruczał słodko do jej ucha obdarowując każdy milimetr kwadratowy jej szyi rozkosznymi pocałunkami. Odchylała głowę zadowolona do tyłu wciąż dochodząc do siebie po wspaniałym przeżyciu.
                -Kocham cię?- Wymruczał słodko- Mówiłem ci to kiedyś? Chyba tak… Lepiej powtórzę… Kocham cię. Kocham cię. Kocham cię…- Mówił głośno całując ją po całym ciele łaskocząc ją gdzie niegdzie na co ta zareagowała niekontrolowanym chichotem.
                Draco wyszczerzył zadowolony swoje śnieżno białe zęby.
                -No kochanie bawi cię moje wyznanie miłości?- Zaśmiał się i naprawdę zaczął ją łaskotać na to ta nie mogła już powstymać swojego szczerego śmiechu.
                -Nie!- Powiedziała śmiejąc się przy tym głośno a ten radośnie nasilał swoja torturę- DRACO!!- Zapiszczała próbując mu się wyrwać jednak nadaremnie jego ramiona były za silne- Ja ciebie też zły powtórzę!- Wyszczerzyła się ledwo łapiąc oddech.
                -Bingo…- Zamruczał i mocno z uśmiechem triumfu wpił się w jej usta.
***
                -Masz wszystko?- Zapytał biorąc ich torby. Włożył je ostrożnie do sakiewki Hermiony wielkości dłoni. Ogromne przed chwilą torby zrobiły się teraz wielkości dużego paznokcia i z głośnych hukiem opadły na dno małej torebeczki.
                -Myślę, że tak…- Powiedziała uradowana Miona.
                Przytulił ja szczęśliwy. Chwycił miotłę i razem wyszli z Malfoy Manor. Ostrożnie pomógł jej wejść na nią znosząc przy tym jej uwagi na temat tego jak ich nienawidzi by następnie usiąść wygodnie za nią i unieść się w powietrze.
***
                -Jesteśmy…- Szepnął cicho a ona otworzyła oczy. Zamrugała kilka razy i rozejrzała się i o mało co nie padła z zachwytu.
                Stali na dachu jakiegoś budynku a przed nimi rozciągał się widok na cały Paryż i Wieże Eiffla.
                -To jest… niesamowite…- Wyszeptała trzymając mocniej jego rękę.
                Draco zaśmiał się cicho i pocałował ją w szyje. Chwycił w dłonie miotłę i pociągnął ją w kierunku krawędzi.  
                -Gotowa?
                Nim zdążyła zapytać na co jest gotowa przytulił ją i zeskoczył z dachu. Jakie było jej zdziwienie gdy znaleźli się na pięknej uliczce która wydawała się być zbudowana z jakiegoś niebiańskiego puchu.
                -Gdzie my jesteśmy…?- Wymamrotała zszokowana rozglądając się dookoła a Draco w tym czasie pokazał na górę na napis zbudowany jak by z małych gwiazd.
Bienvenue sur le "Beau Ciel"
                - To znaczy "Witamy w pięknym niebie"…- Wyszeptał do jej ucha- Jest to magiczna strona Paryża… to coś takiego jak Ulica Pokątna w Londynie…
                -POKĄTNA? Przecież tu jest…- Brakowało jej słów by opisać piękno tego miejsca.
                Sklepy które rozciągały się wokół nich wydawały się nie mieć końca i sięgać prawdziwych gwiazd. Trzymała mocno rękę swojego męża i posłusznie szła koło niego. Wydawał się on znać to miejsce jak własna kieszeń. Dodatkowo co chwila witał się z mijającymi go czarodziejami w zwiewnych szatach. I wtedy przypomniało jej się jak opowiadał jej o tym, że po wojnie odbudowywał magiczną część Paryża…
                -To wszystko twoje dzieło…?- Zapytała z prawdziwym podziwem zerkając na niego. Draco pokiwał nieśmiało głową.
                -Tylko pomagałem odbudowywać ten świat… To moje dzieło…- Pokazał palcem na ogromny budynek. Przypominał hotel przez czarodzieja w niebieskiej szacie który stał przed wejściem i witał uradowany wszystkich gości.
                Jednak nie to przykuło jej największą uwagę…
                Był to napis wykonany z czystego złota połyskujący od słońca…


Hôtel Belle Mione

~~~~


Mam wiatrak :D Haha mam go jak zimno na dworze ale co tam :D Ważne, że chłodno jest i dobrze mi się pisało.

Już dawno pytaliście ile ma być rozdziałów i dzisiaj wam odpowiem. 

Prolog, 30 rozdziałów i Epilog.
Można by uznać, że 32 rozdziały. Czyli do zakończenia tej historii pozostało jeszcze 13 rozdziałów :) 
Po skończeniu tej nadam jej jakiś tytuł i postaram się znaleźć betę i stworzyć wersję PDF. 

A co dalej? Nie wiem czy mam pisać dalej. Może mi doradzicie? Jeśli tak to o czym? Dramione? czy może historia miłości Rose i Scorpiusa? A jeśli jednak Dramione to czy dalej mam was doprowadzać do wymiotów od nadmiaru słodkości?  ♥

Co do dedykacji rozdział będzie z dedykacją dla wszystkich którzy są nadal ze mną oraz tym którzy jeszcze chwile a dostana cukrzycy przez to, że pochłaniają tyle cukru. A czytajac moje opowiadanie myślę, że jest to dawka śmiertelna :D

Dziękuje barzo♥

poniedziałek, 29 lipca 2013

Rozdział XVII

Rozdział XVII
"Magiczne słowa"
4 czerwca 2005
                Nim Hermiona się spostrzegła kalendarz pokazywał 4 czerwca. To jutro. To już jutro miała stać się Panią Malfoy. To już jutro miała założyć swoja rodzinę i żyć u boku Draco do końca ich dni. Na zawsze…
                Zawsze…
                Krzątała się po swoim starym pokoju próbując zebrać myśli. Jednak na daremnie. Była tak przejęta, że nie mogła nic przełknąć. Jednak to, że nie mogła nic przełknąć nie zmieniało faktu, że musiała jeść. Była w drugim miesiącu ciąży a dziecko wprost domagało się jedzenia. Dlatego też jadła bezmyślnie wszystko, co jej matka podsunęła pod nos.
                Miała za złe Draconowi za to, co jej zrobił jednak jej miłość do niego nie pozwoliła się gniewać długo. Chciała mieć dzieci to oczywiste, jednak myślała, że sama to zaplanuje. Została jednak postawiona przed faktem dokonanym.
                O tym, że spodziewają się dziecka nie wiedział nikt oprócz Padmy, która tak naprawdę naprowadziła ją na ten trop no i to ona potwierdziła, gdy byli u niej na wizycie, że jest w ciąży.
***
                W Malfoy Manor panował harmider. Tylu ludzi Draco nie widział tu chyba nigdy chociaż doskonale wiedział, że odbywały się tu o wiele huczniejsze uroczystości ale był za młody by w większości z nich brać udział. Siedział w tedy z nianią w swoim pokoju albo po prostu był w szkole.
                3 dni… tyle dni już nie widział się z Hermioną. Ona wciąż przebywała w domu swoich rodziców. Czuł się samotny. Brakowało mu jej dotyku, jej głosu, jej czułych ust, jej pięknego ciała, jej pięknych oczu, jej długich pachnących włosów, jej śmiechu, jej marszczącego się czoła. Był zrozpaczony.
                Spojrzał na zegarek na dłoni. Jeszcze 15 godzin…
***
5 czerwca 2005

                -Hermiono jak się czujesz?- Zapytała Ginny wchodząc do ogromnej sypialni w której wiele kobiet dokładnie się nią zajmowało. Ta niestety powała potwierdzająco głową z lekkim uśmiechem na twarzy.
                Jej włosy były starannie zakręcone i upięte z jednej strony. Makijaż był delikatny i doskonale zakrywał jej sińce pod oczami. Stała na niewielkim podeście w swojej z jednej strony zwiewnej z drugiej jednak obszernej jakby balowej sukni. Miała trzy czwarte rękawy wykonane z koronki na specjalne zamówienie Narcyzy Malfoy.
                Cała suknia była wykonana ręcznie co przyniosło swój niesamowity efekt. Gdy tylko pytała się o jej cenę zawsze była karcona jak małe dziecko:
                "-Nie zadawaj głupich pytań Hermiono. To jest prezent od twojej teściowej!- Odpowiadała uradowana Pani Malfoy."
                Kiedy powiedziano jej, że wszystko jest gotowe delikatnie zeszła z podestu i szybko uściskała swoją przyjaciółkę.
                -Wyglądasz cudownie Mionko…- Wyszeptała Ginny tuląc przyjaciółkę uważając jednak by nie uszkodzić jej pięknego stroju.
                -Dziękuje kochana ty również…- Odpowiedziała uradowana patrząc na jej długą do ziemi czerwoną sukienkę- Gdzie masz Jamesa…?- Zapytała a jej przyjaciółka tylko machnęła ręką.
                -Nie można go odkleić od Harrego. Można powiedzieć, że nie mam syna- Zachichotała wesoło a ta zawtórowała uradowana- Ty z Malfoyem też musisz się szybko postarać o małego blondaska!
                -Tak… Musimy- Powiedziała z lekkim uśmiechem nie zdradzając przyjaciółce prawdy co tak naprawdę wyprawia się teraz w jej brzuchu…
                -Gotowa…?- Zapytała a ta szybko bez zastanowienia pokiwała głową i razem wyszły z sypialni gdzie na korytarzu z radością powitał je jej ojciec.
***
                -To ona…- Usłyszał głos Zabiniego ale nie słuchał go tylko patrzył na nią. Szła wolnym krokiem kurczowo obejmując ramię swojego ojca w jednej ręce w drugiej zaś trzymała bukiet ułożony z samych białych róż. Nie liczyło się już nic tylko ona… jego ukochana…
***
                -Jesteś całym moim, życiem. Moim marzeniem jest cie nosić na rękach. Spełniać każdą twoją zachciankę, każdą drobnostkę i prośbę. Chce cię tulić do siebie w dzień w nocy. Pójść za tobą na koniec świata. Podaruje ci wszystko czego zapragniesz… Dziś jednak ofiaruje siebie. Proszę byś zaopiekowała się moim sercem które od wielu lat należy tylko do ciebie.
***
                -Jesteś moim aniołem który prowadzi mnie po właściwej drodze. Gdy tylko ze mną jesteś czuje się bezpieczna. Gdy cię jednak ze mną nie ma umieram z tęsknoty za tobą. Chce cię uszczęśliwiać. Chce być przykładną matką i żoną. Dzięki tobie wiem co znaczy żyć. Na zawsze razem i już nigdy, przenigdy osobno.
***
                -Tak- Odparł donośnym głosem wciąż patrząc głęboko w jej piękne brązowe oczy. Poczuł jak mocniej złapała jego dłoń.
                -Tak…- Powiedziała drążącym głosem wciąż nie spuszczając z niego wzroku. Po jej policzkach spłynęły łzy a na jej twarzy pojawił się szczery szczęśliwy uśmiech który od razu odwzajemnił.
                -Ogłaszam was mężem i żoną…
                Oni nie zdążyli już usłyszeć tych ostatnich słów ponieważ doskonale wiedzieli co muszą zrobić. Całowali się mocno wtuleni w swoje ciała. Po sali rozeszły się wiwaty i nawet nie spostrzegli gdy sala w której odbywała się ceremonia przemieniła się w salę bankietowa z parkietem i stolikami.
                Nie liczyło się nic wokół. Liczyli się tylko oni…
***
                Gratulacji nie było końca. Kolejka przed nimi ciągnęła się aż do drzwi. Każdy chciał im życzyć szczęścia.
                Gdy w końcu usiedli przy swoim stoliku co jakiś czas obdarowywali się czułymi słodkimi pocałunkami.
                Nadeszła pora toastów. A były one przeróżne. Od śmiesznych do śmiertelnie poważnych. Jednak wszyscy zdecydowanie wznosili toast za to by jak najszybciej postarali się o potomka. W końcu po cichu uznali, że to najlepszy moment na powiedzenie wszystkim, że ich błagania i prośby spełnią się już za 7 miesięcy.
***
                -Proszę wszystkich uwagę!- Po sali rozległ się donośny głos Dracona. Wstał ale wciąż znajdował się przy stole trzymając mocno jej delikatną dłoń- Wraz z moją, żoną- Spojrzał na nią z ogromnym uczuciem a serce mocniej jej zabiło- Mamy dla was ogromną niespodziankę i można by powiedzieć nowinę. Dzisiejsze życzenia były wspaniałe. Szczególnie te o dzieciach. Czy wam naprawdę tak się śpieszy?- Wszyscy równo zaczęli się śmiać a ona z Draco zrobili to samo.
                Wstała ostrożnie odsuwając swoje krzesełko i przytuliła się do niego. Ten słodko ucałował ją w czoło.
                -A więc skoro wam tak zależy. No to niech wam będzie. Mieliśmy poczekać z tą informacją jeszcze z miesiąc ale co nam. Za równe 7 miesięcy pojawi się nasz pierworodny…- Zmierzyła go wzrokiem na co Draco zachichotał- Albo pierworodna. Hermiona jest w ciąży. Odparł a po sali przeszedł głośny wiwat o wiele głośniejszy od tego gdy powiedzieli sobie tak.
                I tak nadeszła fala kolejnych gratulacji. Kątem oka spojrzała na Lucjusza Malfoya. Siedział obok swojej uradowanej żony. Spoglądał na Hermionę a ta mogłaby przysiądź, że się uśmiecha. Teraz pozostało jej pytanie dlaczego? Czyżby pogodził się z faktem, że jego syn poślubił szlamę? A może zwyczajnie cieszy go fakt, że będzie miał wnuka? Była też niestety możliwość, że to nie uśmiech radości… A takiego uśmiechu bardzo się obawiała…
***
                Tańczyli razem przez cała noc. Tylko czasami pozwolił komuś zatańczyć z Hermioną jednak starał się ani na chwilę nie wypuszczać jej z objęć. Byli szczęśliwi. Miał ochotę skakać z radości jednak bał się wyjść na strasznego głupka i uniknąć zamknięcie w Mungu na oddziale zamkniętym…
                -Czy mogę zatańczyć ze swoją synową?- Rozległ się głos za jego plecami gdy tymczasem twarz Hermiony strasznie pobladła…

                
~~~~


Jakoś to skleiłąm mimo bólu zęba i upału jaki panuje w moim pokoju, na dworze i reszcie domu! :D

Mam nadzieję, że nie zwymiotujecie od słodkości. ♥
Jednak taki nadmiar cukru nie szkodzi :*

Co do dedykacji : L. Charlotte. Jesteś chyba jedną z nielicznych osób które są ze mną od początku :D Dziękuje ci:* 

Mam nadzieję, że rozdział wam się spodoba. naprawdę. Tyle potu i trudu nie było przy żadnym innym... ale to może być serio efektem upału haha :* 

Dziękuje barzo♥

sobota, 27 lipca 2013

Rozdział XVI

Rozdział XVI
"Mój własny eliksir szczęścia"
7 maj 2005
                Skończyła pracę o wiele wcześniej niż przypuszczała, ale to dobrze, bo dziś miała wizytę w świętym Mungu. Wymioty nie ustąpiły tak jak sądziła. Musiała coś z tym zrobić jak najszybciej, bo nie mogła pozwolić, żeby ciągło się to dłużej. Próbowała sama się leczyć, ale nie pomogło.
                 Szybko teleportowała się ze swojego gabinetu w ciemną uliczkę. Rozejrzała się wokół siebie, ale na szczęście nikogo nie zobaczyła. Pewnym krokiem weszła na zatłoczony chodnik i zatrzymała się dopiero przy domu handlowym Purge & Dowse Ltd. Zerknęła na napis widniejący na drzwiach: Zamknięte z powodu remontu. Uśmiechnęła się tylko do siebie. Doskonale wiedziała, że tak naprawdę w tym pomieszczeniu nie odbywał się żaden remont. Była to jedynie zmyłka dla mugoli. Zrobiła kilka kroków w przód i znalazła się przy witrynie sklepowej gdzie za szybą stało kilka starych manekinów. Stanęła na wprost manekina kobiety. Ta dyskretnie skinął swoją głową. Spojrzała na otaczających ją mugoli i jak gdyby nigdy nic weszła w szybę znikając z ich pola widzenia.
                Znalazła się w Klinice. Mijała wiele osób, które czekały na przyjęcie lub diagnozę. Ona schodami szybko znalazła się na trzecim piętrze: Zatrucia elikiralne i roślinne.
                Zastukała w drzwi gabinetu, który znajdował się na końcu korytarza. Po chwili miły kobiecy głos zaprosił ją do środka.
                -Hermiona!- Padma Patil ucieszyła się mocno na jej widok. Kobieta od razu wyszła z za biurka i uściskała ją mocno- Co cię tu sprowadza? Dawno się nie widzieliśmy! Jakieś 3-4 lata.
                Miała rację. Ostatni raz widziały się na ślubie Harrego i Ginny.
                -Doszło zaproszenie?- Zapytała z uśmiechem siadając zadowolona przed jej biurkiem.
                -Doszło i do Parvati też. Byłyśmy w szoku. Draco Malfoy? No kto by pomyślał- Zachichotała a ona sama zawtórowała jej szczęśliwa- No dobra kochana żarty żartami ale co cię do mnie sprowadza?
                Wzięła głęboki oddech- Wiem, że to może mało ważny powód… ale wymiotuję strasznie od kilku dni… Na początku myślałam, ze czymś się zatrułam ale to nie przechodzi… budzę się wcześnie… nie mogę się przez to wyspać. Może to przez stres? No wiesz przed ślubem- Powiedziała wzdychając ciężko.
                Padma przyglądała się jej przez jakiś czas.
                -Miona… a może ty jesteś w ciąży?- Zapytała i uśmiechnęła się szeroko.
                Otworzyła szeroko oczy ale po chwili pokręciła przecząco głową.
                -Nie to nie możliwe. Biorę tabletki antykoncepcyjne- Odparła oczywiście a Padma spojrzała na nią zdziwiona- A no wiesz… to takie mugolskie tabletki powodujące, że nie możesz zajść w ciąże. Są bardzo skuteczne. Na pewno nie zawiodły.
                -Rozumiem…- Odrzekła zamyślona Padma. Wstała i podeszła do dużej szafy. Gdy ją otworzyła dostrzegła mnóstwo przeróżnych eliksirów- Wypij to…- Podała jej mały flakonik z niebieskim płynem w środku.
                Odtworzyła butelkę i zdziwiona stwierdziła, że to eliksir rozśmieszający. Nie protestowała jednak i wypiła go do dna.
                Siedziała, siedziała i patrzyła na Padmę zdziwiona. Dziewczyna roześmiała się.
                -Tak jak myślałam… nie działa…- Powiedziała podchodząc ponownie do szafy z eliksirami.
                -Ale dlaczego? To był eliksir rozśmieszający tak? Powinnam się śmiać. Prawda?
                W końcu postawiła przed nią duża butelkę z przezroczystym gęstym płynem.
                -To- Wskazała na butelkę- Jest eliksir hamujący trucizny i wszelkie inne zwyczajne wywary np. rozśmieszający- Odparła- Bardzo trudny do przyrządzenia. Zażywają go paranoicy którzy boją się, że ktoś je otruje albo gdy podejrzewa się użycie na kimś eliksiru miłosnego ale akurat w tym przypadku łatwiejsze jest podanie zwykłej odtrutki. Ten eliksir jest na tyle wspaniały, że działa przez miesiąc od zażycia.
                -I co to ma wspólnego ze mną?- Zapytała zdezorientowana. Czuła, że coraz mniej rozumie z tego wszystkiego.
                -Boże, Hermiono… Jesteś taka mądra i jeszcze nie zrozumiałaś? Ktoś podał ci ten eliksir hamując działanie twoich jak ich tam tabletek!- Odparła Padma- I myślę, że wiemy oboje domyślamy się kto ci go podał… czy on wiedział, że je zażywasz…? Hermiono!
                Padma krzyczała za nią a ona wyleciała z jej gabinetu jak z procy. Gdy tylko wyszła z kliniki rozejrzała się po ulicy.
                Kiedy ujrzała aptekę naprawdę nie wiedziała jak się w niej w takim tempie znalazła.
                -Test ciążowy…
***
                -No dalej… No dalej…- Mówiła sama do siebie siedząc i wpatrując się w mały przedmiot.
                Jedna kreska… Chwila oddechu…
***
                -Ałć!!!- Krzyknął odskakując od krawcowej- Antonino!
                Kobieta jednak zaśmiała się i dalej poprawiała jego szatę.
                -No dobrze kochaniutki. Gotowe. Wyglądasz wspaniale- Odparła przyglądając mu się. Powoli pomogła mu zdjąć z niego każdą część jego stroju.
                Pożegnał się z Antoniną która zabrała jego szatę a on sam wziął się do przygotowana kolacji. Włączył cicho radio i nucił wesoło pod nosem krojąc warzywa.
                -MALFOY!!!
                Podskoczył na sam ten dźwięk. Wytarł szybko ręce i wybiegł na korytarz. Hermiona stała przy drzwiach zaciskając mocno pięści. Dyszała ciężko patrząc na niego.
                -Miono…
                -NIE MÓW DO MNIE MIONA… JAK ŚMIAŁEŚ MI TO ZROBIĆ?!- Warknęła podchodząc do niego, ten jednak nie odsunął się i gdy tylko podeszła do niego przytulił ją mocno do siebie- PUŚĆ MNIE!!!- Krzyczała próbując mu się wyrwać jednak nadaremnie. Jego silne ramiona otulały jej drobne ciało- ZOSTAW MNIE DRACO!!! NIENAWIDZE CIĘ!!! PODAŁEŚ MI TEN ELIKSIR ŻEBYM MOGŁA ZAJŚĆ W CIĄŻE!!!
                Spojrzała na nią a uśmiech nie mógł zniknąć z jego twarzy- Gdybyś nie brała w tajemnicy przede mną tych tabletek nie musiał bym tego robić. Jesteśmy kwita…
                -To moje ciało!!!- Powiedziała szlochając cicho i wtuliła się w niego w końcu- Nienawidzę cię za to…- Wyszeptała.
                -Mionko… to znaczy, że będę tatusiem…?- Zapytał z uśmiechem a ona zerknęła na niego spode łba i pokiwała delikatnie głową.
                -Czy ty musisz zawsze dostawać to czego chcesz?- Mruknęła cicho patrząc na niego widocznie zła.

                Zaśmiał się jedynie wesoło i docisnął ją do ściany całując ją za uchem- Zawsze…- I w tym momencie ich rozmowa się zakończyła…

~~~~

Czuję się jak maszyna :D Rozdział jest tak jak obiecałam niestety na następny musicie poczekać do niedzielnego wieczoru albo nawet poniedziałku. Idę na urodziny i nie będę miała czasu go wstawić albo napisać. Oczywiście postaram się teraz usiąść i coś wystukać ale może to być mało prawdodobne bo jestem zmęczona :) zzzzz....

Ten rodział dedykuje Lili Potter i Blumelindzie które uważają mnie za złą kobietę :p 
JA TEŻ WAS KOCHAM.xd

Nadal możecie mi zadawać pytania. Pozdrawiam i całuję was.

Dziękuje barzo♥

Obserwatorzy