Witajcie.
Długo zbierałam się, żeby coś oficjalnie napisać. Zbierałam się i nic. I ani tu ani w opowiadaniu. Czuje się okropnie. Uwierzcie mi... Czuje, że was zawiodłam a nie taki był cel. Myślałam, że w święta znajdę czas a tym czasem jestem jeszcze bardziej zawalona robotą niż wcześniej. Jestem w III klasie liceum plastycznego. Mam do wykonania cholernie dużo szkiców plus zwykła nauka. Co do nauki. Jak twierdzi wiekszość- jestem za ambitna. Jest ona dla mnie na pierwszym miejscu równie ważne jak zaangażowanie dla szkoły. No i oczywiście jak to ja wzieła na swoje barki- Bycie przewodniczącą szkoły, klasy, jasełka, wośp wczesniej dzien nauczyciela sruty pierduty. Żałuje sitrasznie, że nie zakończyłam opowiadania w sierpniu. Gdy miałam czas... i pomysły.
Ostatnio usiadłam nad opowiadaniem... zaczełam pisać... i nie wiedziałam co do czego. Straciłam bliskość z tym opowiadaniem... a to chyba najgorsza rzecz jaka mogła mnie spotkać... :(
Proszę was bardzo byście oszczędzili złych słow. Chociaż jeśli się takie pojawią przyjme je na "gołą klate"
Postaram się stworzyć jeden dłuższy rozdział kończacy to opowiadanie. Zrobię to w miarę moich możliwości... Nie wiem co mam zrobić...
Proszę was tylko, moje drogie czytelniczki... O wybaczenie, zgodę i cierpliwość.
Proszę was o to nie jako Artistico jaką znacie. Tylko jako ja.
Pozdrawiam i gorąco całuje, Daria.♥
piątek, 27 grudnia 2013
sobota, 24 sierpnia 2013
Rozdział XXII
Rozdział XXII
"Z
klepsydrą w dłoni"
24 czerwca
2005
Wyszedł
szybkim krokiem z hotelu w dłoni trzymając niewielki flakonik. W siadł na
miotłę i bez zastanowienia odleciał z magicznego Paryża prosto w kierunku
Londynu.
Miał
niewiele czasu i to go mobilizowało do szybkiego i dość niewygodnego lotu. Był
wycieńczony… jednak czuł, że mu się uda. Dostał odtrutkę od tej paskudnej
kobiety i teraz mógł uratować swoja ukochaną żonę. Był już tak blisko
zakończenia tej całej chorej sytuacji. Chodź jak to bywa o mały włos straciłby to,
co kocha.
***
25 czerwca
2005
-Udało
nam się opanować tą sytuacje…- Odetchnęła z ulgą Padma siadając na krześle przy
jej łóżku.
Sama
również odetchnęła z ogromną ulgą czując jak zimno uciekło z jej niewidzialnej
duszy. Ostrożnie położyła się na łóżku tak, że dopasowała się idealnie do
swojego prawdziwego nieprzytomnego ciała. Zamknęła oczy i o dziwno odpłynęła w
słodki sen, którego tak jej brakowało.
***
Rzucił
swoja miotłę w kąt poczekalni i biegiem ruszył w kierunku sali numer 25. To
właśnie na tej sali leżała jego żona. Nie wiedział czy kiedykolwiek biegł tak
szybko jak dzisiaj. Chyba nie, ponieważ nigdy nie miał takiej motywacji. Nie
dość, że liczyło się tu życie osoby, która już dawno zawładnęła jego sercem i
bez niej na pewno nie dałby już sobie rady to w dodatku liczyło się jeszcze życie,
które nawet nie zdążyło poznać tego zwariowanego świata- Życie jego własnego
dziecka.
Drzwi
od sali otworzył z hukiem a on wpadł do niej prawie wywracając się o stoliczek stojący
przy wejściu.
-Mam…-
Wymamrotał zdyszany podając Padmie odtrutkę- Mam ją…
-Draco.
Na pewno zadziała?- Zapytała dziewczyna, ale sama doskonale wiedziała, że nie
ma już wiele czasu, więc bez chwili namysłu podała ją Hermionie.
Usiadł
delikatnie przy łóżku ukochanej i ujął jej dłoń i ostrożnie ją pocałował.
Patrzył wciąż z nadzieją na spokojną twarz
Miony w nadziei, że za chwilę się obudzi…
Niestety
nic się nie zmieniało…
***
26 czerwca
2005
-Jak
to nie działa?- Pytał zrozpaczony łapiąc się za głowę- Musi działać!!!
Dokładnie sprawdziłem to w jej głowie by mieć absolutną pewność…- Mamrotał sam
do siebie chodząc podenerwowany po sali mamrocząc wciąż do siebie. Ona się
obudzi… Wiedział to. Wierzył w to.
***
Siedział
wciąż przy jej łóżku głaszcząc jej zaróżowione policzki.
-Obudź
się kochanie… Błagam…- Szeptał zrozpaczony patrząc na jej wciąż zamknięte oczy-
Nie zostawiaj mnie… Słyszysz…?
***
28 czerwca
2005
Tydzień…
Tyle była już w śpiączce. Nikt nie dawał mu już nadziei na to, że się obudzi.
Był ledwo żywy. Czasami udało mu się zasnąć na fotelu obok jej łóżka jednak
zaraz szybko się budził z okropnych koszmarów, jakie nachodziły go podczas
snów. Dla większości była ona już martwa. Była dla nich zwykłym inkubatorem,
który musiał, żyć by dziecko mogło się dobrze rozwijać.
Jedynie
on nie poddał się i wciąż twierdził, że się obudzi. Był tak pewien jak tego, że
jutro wstanie słońce. Niestety wielokrotnie przyłapał się też na niemiłych
scenariuszach w swojej głowie na szczęście starał się je jak najszybciej
wyczyścić ze swojej pamięci.
Miał
ogromną ochotę wrócić do Paryża by naprawdę spełnić to, co obiecał tej głupiej
pustej dziwce. Nadal uważał, że i tak potraktował ją za łagodnie.
Powstrzymywało go jednak to, iż bardzo chciał być przy swojej żonie, gdy się
obudzi.
***
1 lipca 2005
Jej
oczy były strasznie ciężkie. Nie była w stanie ich podnieść. Czuła ogromny ból głowy,
który dodatkowo nie pomagał jej w pobudce. Otworzyła delikatnie około i od razu
je zamknęła, gdy została oślepiona przez słońce dostające się przez okno.
-Ałć…-
Wymamrotała cicho.
***
Błyskawicznie
otworzył oczy i spojrzał zaspany na swoja ukochaną. Czyżby dopadły go
halucynacje? Nie… Na pewno nie… Leżała nieruchomo. Nie dobrze z nim…
-Cholerne
słońce…- Wymamrotała i położyła dłoń na swoich oczach.
-Miona!!!-
Wykrzyknął radośnie a ona o mało nie podskoczyła na swoim łóżku- Żyjesz!!!-
Wykrzyknął i zaczął mocno całować jej dłoń.
Hermiona
uśmiechnęła się delikatnie widząc jego szczęście. Była widocznie osłabiona, ale
widać było na jej twarzy ulgę.
-Zawołam
lekarzy. Spokojnie słoneczko już wszystko dobrze. Jesteś zdrowa- pocałował ją
ponownie w dłoń a następnie bardzo czule w usta.
***
Nie
była mu dłużna i delikatnie odwzajemniła jego pocałunek.
-Kochanie…-
Powiedziała cicho patrząc mu w oczy- A propos słoneczka… czy mógłbyś zasłonić
jakoś te okna…?- Wymamrotała błagalnie a Draco zachichotał.
-Oczywiście-
Odparł i jednym machnięciem różdżki wszystkie zasłony opadły.
Odetchnęła
z ulgą wciąż patrząc na niego. Wtedy przypomniało jej się, co działo się z nią
przez te dni, gdy byłą nieprzytomna. Chciała mu to opowiedzieć, ale wtedy do
sali weszli uzdrowiciele, których Draco chwilę wcześniej zawołał.
Postanowiła
mu to powiedzieć na osobności…
~~~~
Hello!! :D Rozdiał miał być jutro jest dzisiaj od taki mój kaprysik.xd
Jest krótki troszeczkę ale musicie to przeboleć. Kiedy będzie następny? Może z 25-26 około 2.00 coś koło tego.
No i tak w ogóle to zbliżamy się powoli do końca tej historii. Zostało jeszcze 8 rozdziałów i epilog. Czyli musicie spodziewać się jeszcze 9 notek :)
Co do komentarzy. Uwielbiam was!!!! ♥
Kocham kocham kocham. Wasze słowa są tak ogomną motywacją i mam nadzieję, że na jednej notce to się nie skończy :D
Dziękuje barzo♥
piątek, 23 sierpnia 2013
Rozdział XXI
Rozdział XXI
"W
pogoni za szczęściem"
24 czerwca
2005
Nie
spał od dwóch albo trzech dni jednak wcale nie odczuwał zmęczenia. Jego głowa
była wciąż pochłonięta Hermioną. Jej uśmiechnięta twarz i ciało leżące
bezwładnie zajmowały dokładnie jego mózg dostarczając mu odpowiedniej siły by
nie zasnąć.
Wylądował
na dachu i biegiem zeskoczył z niego znajdując się jak najszybciej na magicznej
ulicy Paryża. Panował na niej ogromny harmider a on sam ledwo zdołał się
przecisnąć między dużymi grupami czarodziejów zwiedzających przeróżne sklepy i
wystawy.
W
końcu dotarł do hotelu, w którym wraz z Mioną spędził ostatnie tygodnie.
Podbiegł do recepcji lekko zdyszany, ale wciąż świadomy swojego ważnego celu.
-Gdzie
jest Jacqueline!!!- Warknął a recepcjonista o mało nie zemdlał z przerażenia-
Gadaj szybko!!!
-Spokojnie
Draco…- Usłyszał za sobą kobiecy głos pełen radości i spokoju.
Bez
zastanowienia odwrócił się i przycisnął mocno kobietę do ściany zwracając na
siebie uwagę wszystkich gości.
-Umm…
Draco… Tak się za mną stęsknił?- Zamruczała słodko jednak nie było jej dane
dokończyć gdyż ten już przycisnął mocno swoja różdżkę do jej gardła.
-Gadaj,
co jej podałaś ty głupia dziwko!!!- Odparł i z całej siły wepchnął kobietę do najbliższego
pomieszczenia dla personelu.
Jacqueline
była przerażona. Widział to doskonale w jej oczach. Dziewczyna padła na ziemi i
podczołgała się w kąt widząc i słysząc jak ten rzuca na pomieszczenie zaklęcie
wyciszające i zamykające.
Kiedy
się odwrócił kobieta drżącą ręką próbowała wyciągnąć swoja różdżkę niestety
nadaremnie.
-Expeliarmus!!!-
Powiedział celując w nią swoja różdżką a jej wysmyknęła się z rąk i wylądowała
prosto na jego dłoni- Doskonale… A teraz porozmawiamy sobie inaczej…
-Draco….
Nie…- Mamrotała przerażona odsuwając się jeszcze mocniej.
-Crucio!-
Ryknął a ciało kobiety zgięło się w pół z ogromnego bólu, jaki zaczął jej
zadawać tym zaklęciem.
Wrzaski
kobiety rozchodziły się echem po pomieszczeniu, ale doskonale wiedział, ze nie
wydostaną się nigdzie i nikt tego nie usłyszy. Jego dłoń nawet nie zadrżała
będąc wciąż wyciągnięta w jej kierunku. Z zimną krwią torturował ją przez
kilkanaście minut. W końcu opuścił różdżkę.
-Gadaj,
co jej podałaś!- Powiedział dość spokojnym głosem patrząc na dyszącą i skuloną
w kącie kobietę.
Jacqueline
podniosła delikatnie głowę wciąż dygocząc z przerażenia.
-Draco…
ja ciebie kocham… nie chcę żebyś był z nią…- Wyszeptała zrozpaczonym głosem.
-Nie
denerwuj mnie! Mam mało czasu! Przez twoje głupie "love story" moja
żona leży teraz na w pół żywa w szpitalu! Jeśli ją stracę… Będę cię torturował
wiele godzin a następnie żywcem gdzieś zakopię gdzie będziesz z przerażenia
siwieć aż w końcu zdechniesz z braku tlenu…- Powiedział uśmiechając się złośliwie,
na co ta zapiszczała przerażona.
-Nie
nie nie… Błagam…- Mamrotała cicho patrząc mu w oczy.
-Jeśli
mi nie powiesz i sam będę musiał znaleźć to w twojej pustej główce obiecuje, że
spotka cię taki sam los jak byś mi nic nie powiedziała…, Więc lepiej zastanów
się… Liczę do trzech… Raz…
-POWIEM!!!-
Zawyła głośno łapiąc się za głowę i zwijając mocno jak obłąkany człowiek.
***
25 czerwca
2005
To
wszystko było dla niej niewiarygodne. Siedziała delikatnie na łóżku szpitalnym
patrząc spokojnie na swoje bezwładne ciało. Wokoło kręciło się mnóstwo
uzdrowicieli podające jej przeróżne eliksiry, które miały za zadanie
podtrzymywać ją przy życiu.
Nie
mogła uwierzyć, że jest poniekąd duchem. Nie była nim w pełni, ponieważ wciąż w
dużym stopniu żyła.
Dracona
nie było już od trzech dni i z tego, co zrozumiałą przysłuchując się rozmowie
ludzi przebywających tu nikt nie wiedział, kiedy wróci.
Doskonale
zdawała sobie sprawę z tego gdzie był, bo jako swego rodzaju widmo
uczestniczyła w rozmowie jego i Padmy. Co prawda, jako słuchacz, ale zawszę.
Mogła
się od razu domyślić, że to Jacqueline za tym wszystkim stoi. Tylko pytanie,
kiedy udało jej się podać jej tą truciznę? Zapewne zrobiła to podczas kolacji,
na której spotkali się ona jej mąż i przeklęta blondynka.
Przez
jakiś czas chodziła po całym szpitalu zaglądając do chorych. Było to przedziwne
uczucie wiedząc, że nikt jej nie widzi. Czuła się tak jak w szkole, gdy z
Harrym i Ronem zakładała pelerynę niewidkę.
Przyglądała
się zmartwiona bliskim wielu osób, którzy siedzieli przy nich wspierając ich,
pocieszając a czasami po prostu rozbawiając. Nasłuchała się wielu dowcipów lub anegdot,
które musiała szczerze przyznać poprawiały jej doskonale humor i zabierały jej
myśli od własnych bardzo skomplikowanych problemów.
***
Wracała
korytarzem do swojej sali myśląc dokładnie o wszystkim. O tym, co będzie, jeśli
Draco nie uda się znaleźć odtrutki. Jak sobie poradzi sam z dzieckiem? Co
będzie z nią? Czy stanie się duchem? Takim prawdziwym jak Prawie Bezgłowy Nick
albo Szara Dama? Miała nadzieję, że nie, bo w głębi jej niewidzialnego serca
bardzo tego nie chciała.
Nie
chciała przez całą wieczność tkwić w czymś, co wcale by nie dało jej szczęścia.
Wolała odejść w spokoju i nie patrzeć z latami jak wszyscy ci, których znała
będą odchodzić.
Delikatnie
potarła swoje niewidzialne ręce. Zrobiło jej się bardzo zimno a po cały ciele
przeszedł niemiły dreszcz, który wcale nie przestawał przechodzić.
-Padma!!!
Eliksir przestaje działać!!!- Usłyszała głos pielęgniarki, która wybiegła z jej
sali.
Przerażona
wpadła do pomieszczenia i wtedy zrozumiała, dlaczego jest jej zimno. Patrzyła
na swoje ciało. Z jej policzków powoli znikały rumieńce ustępując miejsce
nienaturalnej bieli.
O
nie… Draco nie zdążył…
~~~~
Hej♥ Udało mi się stworzyć kolejny rozdział. Jak zwykle mam nadzieję, że nie zawiedziecie się na tym i do końca wytrzymacie ze mną :)
Moim ulubionym słowem w komentarzach było słowo "WOW". Niezmiernie się cieszę, że was tak mocno zaskoczyłam.
Teraz powiem coś co mnie martwi... a raczej smuci... Gdy wchodzę na liczbę wyświetleń danego rozdziału to jestem zaskoczona ile osób to czyta a gdy patrzę na komentarze to widzę wciąż te same cudowne dziewczyny które wiernie opowiadają mi swoje przemyślenia na temat rozdziału. Muszę przyznać, że jest to bardzo miłe i motywuje mnie ogromnie do pracy za każdym razem.
Z przyjemnością muszę powitać moje nowe czytelniczki które również zaczeły się udzielać sprawiając, że na mojej twarzy pojawia sie coraz więcej uśmiechu :)
Kocham was wszytskie bo to dzięki wam i dla was tworze to Dramione!!! ♥
Następny rozdział będzie 25 sierpnia :)
Dziękuje barzo♥
środa, 21 sierpnia 2013
Rozdział XX
Rozdział XX
"Zbyt
krótka historia"
21 czerwca
2005
Złapał
ja w ostatniej chwili w swoje ramiona. Nie płakała, nie krzyczała… jej wzrok
był pusty, beznamiętny. Nie wyrażał on żadnych emocji.
-Mio…
Miono…- Wyszeptał rozpaczliwie patrząc jak jego ukochana zamyka powoli oczy-
Nie… Nie! Nie zasypiaj!- Krzyknął zrozpaczony i włożył swoją dłoń do jej
torebki.
Cholera…-
Mruknął w myślach do siebie-, Po co ja jej dawałem tą różdżkę?!
Po
chwili szarpaniny z kawałkiem materiału znalazł ją i nie minęła kolejna sekunda
i już ich nie było.
***
-Ratunku!!!-
Krzyknął biegnąc ze swoją żoną na rękach korytarzem mijają ludzi z licznymi obrażeniami,
którzy po prostu schodzili mu z drogi.
Nagle
zobaczył Padmę Patil wychodzącą ze swojego gabinetu. Gdy tylko ich zobaczyła od
razu otworzyła im drzwi od sali uzdrowień.
-Błagam
ratuj ją…- Wyszeptał rozpaczliwie kładąc ją na łóżku szpitalnym.
-Co
się stało?- Zapytała Padma i w tym samym czasie wraz z innymi uzdrowicielami
dokładnie badali nieprzytomne ciało jego żony.
-Wróciliśmy
właśnie z Paryża… z naszego miesiąca miodowego…- Mamrotał jak w transie nie
spuszczając wzroku z Hermiony- I ona nagle złapała się za brzuch… i zemdlała…
Ratujcie ją… Ratujcie nasze dziecko!
Był
roztrzęsiony, załamany i przerażony. Nie mógł uwierzyć w to, co się właśnie
działo. W jednej chwili mógł stracić wszystko, na czym mu najbardziej w życiu
zależało.
-Draco.
Uspokój się proszę nie pomagasz nam tym… Idź do poczekalni- Powiedziała
pospiesznie Padma a on ani myślał ją opuszczać. Nie mógł jej zostawić. Nie mógł
opuścić swojej ukochanej. Musiał być przy niej.
-Nigdzie
nie idę!- Odrzekł stanowczo jednak nadaremnie, gdy kilku uzdrowicieli po prostu
wyniosło go z sali.
-ZOSTAWCIE
MNIE!!! JA MUSZĘ WRÓCIĆ DO MOJEJ ŻONY!!!- Krzyczał wściekły próbując im uciec.
***
23 czerwca
2005
Siedział
na krześle od kilkunastu godzin. Jego twarz była ukryta w dłoniach. Kiedyś wyśmiałby
siebie samego siebie za taką reakcję… Po prostu siedział… i cicho szlochał przy
łóżku ukochanej a w jego głowie wciąż pobrzmiewała jego rozmowa z
uzdrowicielami.
***
22 czerwca
2005
-Co
z nią?- Zapytał szybko, gdy Padma wyszła z gabinetu- Obudziła się? Mogę się z
nią zobaczyć?
Patil
położyła delikatnie dłoń na jego ramieniu. Jej mina nie wróżyła nic dobrego.
-Draco…
ona się nie obudziła…- Powiedziała cichym głosem widocznie roztrzęsiona- Żyje…-
Wyszeptała cicho, na co on odetchnął z ulgą. Jednak dziewczyna nie zareagowała
pozytywnie na to, co sama przed chwilą powiedziała- Dziecku nic nie jest…
Rozwija się prawidło bez przeszkód… Zadbamy o to by urodziło się zdrowe…
-A,
co z Hermioną?- Zapytał cichym głosem czując jak cała krew odpłynęła z jego
ciała.
Padma
zaszlochała cicho patrząc na niego- Nie wiem jak mam ci to nawet wytłumaczyć…
Jej ciało żyje dzięki eliksirowi…, ale tylko jej ciało… Nie umiemy uzdrowić jej
duszy… Ktoś musiał podać jej jakąś okropną truciznę… Organizm próbował z nią walczyć,
ale nie dał rady…
Przetrawiał
wszystko, co mówiła Padma i jedyny wniosek, jaki nasuwał mu się na myśl od razu
odrzucał od siebie nie chcąc w to wierzyć.
-Będziemy
podawać jej eliksir dopóki dziecko będzie w stanie samo przeżyć na świecie…-
Wyszeptała cicho a łzy spływały jej ciurkiem po policzkach.
-A,
co potem?!- Warknął głośno łapiąc się za głowę- Mam pozwolić wam przestać żeby
umarła?!
-Draco…
ona nie żyje… Eliksir tylko podtrzymuje jej narządy, aby pracowały prawidłowo.
Żadna odtrutka nie działa… To, co dostała jest nam nieznane… Bardzo silne…
Ale
już jej nie słuchał… Czuł jak cały świat rozsypał się na miliardy malutkich
kawałków i jak piasek przesypał się między jego palcami.
Wyminął
ludzi na korytarzu i wpadł do sali. Leżała nieruchomo na łóżku. Jej oczy były
zamknięte a na twarzy mienił się delikatny uśmiech. Wyglądała jak by spała.
-Miono…-
Wymamrotał zrozpaczony padając na kolana przy jej łóżku i zaczął całować jej
dłoń- Najdroższa… nie zostawiaj mnie… błagam… Obudź się… Proszę… Moje życie bez
ciebie nie ma sensu… Błagam…
***
23 czerwca
2005
Błagał
wciąż… Jednak nic się nie zmieniło. Głaskał delikatnie jej zaróżowione policzki
a po jego własnych jak wodospadem płynęły łzy. Kto mógł zrobić jej coś takiego?
Kto mógł chcieć ją zabić? Kto chciał odebrać mu to? Wiedział, że na to nie
pozwoli. Odda wszystko, co ma by móc znów cieszyć się szczęściem z Hermioną.
Odda swoje życie za jej by to ona mogła w spokoju wychować ich dziecko.
Wiedział jednak, że zostało mu też niewiele czasu. Dziecko potrzebowało jeszcze
czterech pięciu miesięcy by jego narządy rozwinęły się prawidłowo. Uzdrowiciele
ostrzegli go jednak, ze w każdej chwili eliksir może przestać działać, jeśli
trucizna zacznie również z nim walczyć.
Wyrywał
sobie włosy z głowy by chodź trochę przestał myśleć o swojej żonie, która
leżała przy nim a zaczął jednak o tym, kto to zrobił.
Doskonale
wiedział, że gdy tylko się tego dowie wyciągnie z niego, co podał, Hermionie a
następnie bez skrupułów z zimna krwią zabije go.
***
-Kiedy
została podana jej ta trucizna?- Zapytał Patil głaszcząc wciąż Hermionę po
policzku.
-Około
dwóch tygodni… mniej więcej… Musiało się to zdarzyć podczas waszego miesiąca
miodowego…
Spojrzał
na nią szybko i zerwał się z krzesła- Zaopiekuj się nią… Błagam… Nie wiem ile
mi to zajmie, ale postaram się wrócić jak najszybciej.
***
Siedział
na miotle i od kilku godzin był już w powietrzu. Wciąż wpatrywał się z
obrzydzeniem w zdjęcie kobiety, które było przymocowane do rączki i zaczarowane
tak jak kompas by zaprowadziły go do tego żabojada.
Wyciągnie
z niej siłą, co podała Hermionie. I nawet, jeśli za użycie cruciatusa i
uduszenie gołymi rękoma wsadzą go do Azkabanu nie przejmował się tym. Najważniejsze
było dla niego to by uratować swoja żonę…
***
22 czerwca
2005
Delikatnie
otworzyła swoje oczy. Przetarła je i rozejrzała się dookoła. Była w szpitalu.
Zemdlała. Tylko tyle pamiętała. Pogłaskała się po brzuchu i uśmiechnęła się do
siebie.
Nic
nam nie jest kochanie- Pomyślała i usiadła delikatnie na łóżku.
Drzwi
od sali otworzyły się z hukiem a do niej wbiegł blond włosy bóg.
Draco!!-
Powiedziała i co ją przeraziło… Nie usłyszała swojego głosu.
Draco!!!-
Powtórzyła i nadal nic.
-Miono…-
Usłyszała jak wymamrotał Draco padając na kolana i zaczął mówić coś za jej
plecami- Najdroższa… nie zostawiaj mnie… błagam… Obudź się… Proszę… Moje życie
bez ciebie nie ma sensu… Błagam…
Coraz
mniej z tego rozumiała. Szybko wstała i to, co zobaczyła o mało nie sprawiło,
że zemdlała by na nowo… o ile by to było możliwe…, Bo jej ciało nadal leżało na
łóżku bez żadnej zmiany… Była duchem… bez cielesnym duchem…, ponieważ jej ciało
wciąż żyło…
~~~~
Hej♥ Po pierwsze zaczynam od przeprosin. Długo nie było rozdziału to fakt. Ale jak pisałam miałam egzamin na prawo jazdy (^^) i obiecałam rozdział jak zdam. NO I ZDAŁAM ZA PIERWSZYM PODEJŚCIEM :D Jednak na rozdział musieliście poczekać ponieważ nie wiedziałam jak rozwiązać sytuację. Dzisiejszy rozdział jest efektem dziwnej weny która naszła mnie o godzinie około 0.00 I jest :) Co do następnego jak będe miała czas od razu go napiszę bo mam go poukładanego w głowie :D Trochę to dziwnie napisąłam chyba się pokapujecię :D
Mam nadzieję, że tak potoczona sprawa nie zawiedzie was i nie zniechęci was do czytania dalej mojego opowiadania. Obiecuję, że cierpliwych i wytrwałych zadowoli koniec jaki planuje... Jeśli nie podam wam adres i będziecie mogli przyjechać osobiscie mnie pokroić :D
Co do dedykacji. Rozdział dedykuję:
Po pierwsze Dramione;3 Ponieważ dopingowała mnie przed Prawkiem :D
Po drugie L.Black mojej starej (i tu cenzura) dup*e która w niedziele skończyła 18 lat. Jeszcze raz Szto Lat. I wybacz mi. Planowałam coś wydukać na tego 18 ale nie miałam natchnienia :D
Kocham was wszystkich
Dziękuje barzo♥
środa, 7 sierpnia 2013
Rozdział XIX
Rozdział XIX
"Jacqueline"
6 czerwca 2005
-Draco…-
wyszeptała i poczuła, że jej własny głos odmawia jej posłuszeństwa.
Piękna
Miona… Zrobił to dla niej długo przed tym jak dowiedziała się o jego
prawdziwych i skrywanych przez lata uczuciach.
-To
dla ciebie kochanie…- Wymruczał do jej ucha Draco i zadowolony poprowadził ją w
stronę hotelu. Czarodziej w niebieskiej szacie powitał ich należytym szacunkiem
i jednym machnięciem różdżki otworzył drzwi.
-Draco!!!
Oboje
spojrzeli przed siebie. W ich kierunku biegła młoda kobieta o blond włosach i
nieskazitelnej figurze, której mogłaby jej pozazdrościć nie jedna super
modelka. Ubrana była w czerwoną elegancką sukienkę i wysokie szpilki. Jedynym
"nie wulgarnym" elementem jej ubioru była czarna szata zarzucona na
jej ramiona.
-Jacqueline!!!-
Draco szybko powitał kobietę ściskając ją mocno a ta spuściła delikatnie wzrok
zakłopotana tą sytuacją.
Ręce precz
od mojego męża…- Pomyślała zerkając na nich gry w tym momencie dziewczyna
spojrzała na nią widocznie zdziwiona.
-A to
ktu, Draco?- Zapytała Jacqueline swoim nienagannym francuskim akcentem.
-No
właśnie- Powiedział uradowany przyciągając ja mocniej do siebie- To jest moja
żona Hermiona- Uśmiechnął się do niej i pocałował ją czule- Przylecieliśmy tu na
nasz miesiąc miodowy.
Kobieta
wyraźnie pobladła. Przyglądała się jej wciąż i delikatnie zmrużyła oczy jednak,
gdy Draco spojrzał na nią uśmiechnęła się jak gdyby nigdy nic uroczo.
- Milo
cię poznać Errmiono! Mam nadzieję, że milo sphędzicie tu czas. Tak jak ja
swegho czasu z Draco!!!- Powiedziała uśmiechając się w ciąż uroczo do Draco,
który wydawał się być na nią wściekły za to, co powiedziała. No i miał powody!
Czuła
jak rumieńce spływają na jej policzki. Poznał ją ze swoją byłą, z którą
najprawdopodobniej spędzał upojne noce w hotelu, gdy przebywał w Paryżu. W tym
momencie czuła, że zbiera jej na wymioty na samą myśl.
***
Co, za…
Co ona sobie wyobrażała mówiąc takie rzeczy? To prawda spędzali tu miło czas,
ale na gadaniu, śmianiu się, pracowaniu czy po prostu rozmowie. Nie było mowy o
pocałunkach lub nie daj Bożę seksie. To prawda Jacqueline leciała po prostu na niego,
ale on wcale nie odwzajemniał tego uczucia. W tamtym momencie cierpiał i to
bardzo. Nie widywał już swojej ukochanej, która nawet nie wiedziała o jego
miłości. Cierpiał, bo próbował ją sobie wyrzucić z serca i głowy. Próbował
nawet w wiadomy sposób polubić dziewczynę, ale nie mógł, bo gdy tylko na nią
patrzył widział w jej oczach roześmianą Hermionę.
Doszli
do błękitnych drzwi zostawiając po drodze Jacqueline. Wyjął swoją różdżkę i
przyłożył ją do klamki. Nagle zamiast mocnych drewnianych drzwi mieli przed
sobą przeźroczysty obłok, przez który przeszli. Znaleźli się w mgnieniu oka w
pięknej sypialni. Meble wyglądały jak by były wyjęte prosto z pałacu a całe
wnętrze nie odbiegało od tego. Był tu styl, szyk i na pewno mnóstwo pieniędzy,
których akurat mu nie brakowało.
Sypialnia
w jego mniemaniu idealnie odzwierciedlała Mionę, która w tym momencie nie mogła
odciągnąć wzroku od jedwabnych kotar przy łóżku. Ten pokój tak jak ona był po
prostu idealny.
Wolnym
krokiem podszedł do niej i objął ją w pasie przytulając mocno.
-Tu
jest cudownie…- Odpowiedziała Hermiona jak by na jego nieme pytanie- Po prostu
idealne…
***
-Spałeś
z nią?- Zapytała cichym głosem głaszcząc delikatnie jego nagi tors. Musiała
wiedzieć. To pytanie strasznie ją nurtowało. Spojrzała mu w oczy a Draco uśmiechnął
się wyraźnie rozbawiony.
-Oczywiście,
że nie. Miedzy mną a Jacqueline nic nie było. Nawet pocałunku. Kochałem i
kocham tylko ciebie Miono i od wielu lat nic się nie zmieniło. Jak mógłbym się
z nią przespać, gdy ty nie dawałaś spokoju moim myślą?- Zapytał i pocałował ja
czule w głowę- I odpowiem na twoje kolejne pytanie. Nie spałem z żadną inną
kobietą Hermiono…- Powiedział a ona oparła się na swoich łokciach patrząc na
niego oniemiała- Byłaś moją pierwszą i nie żałuje tego, że zaczekałem na ciebie
-Po tych słowach ich usta połączyły się w namiętnym pocałunku.
Była
jego pierwszą… To z nią pierwszy raz spał. Nie spodziewała się tego gdyż zawsze
po ich miłosnych igraszkach zastanawiała się seks z iloma kobietami doprowadził
go do tak wspaniałej perfekcji i uczyniło z niego wspaniałego kochanka.
***
7 czerwca 2005
-Kochanie
muszę iść szybko załatwić jedną sprawę i za godzinkę jestem- Wyszeptał i
pocałował ją czule budząc ją delikatnie- Jak się dobudzisz wezwij Lulu to skrzat,
który przyniesie ci śniadanie…
-Mmm mhmm…-
Wymruczała przekręcając się na drugi bok i zasnęła na nowo.
***
Otworzyła
oczy bardzo delikatnie i rozejrzała się po pokoju. Promienie słoneczne śmiało
wdzierały się do ich sypialni oślepiając ją. Niechętnie wstała i naciągnęła na
swoje nagie ciało satynowy szlafrok. Ciekawe, o której wróci?- Pomyślała i
weszła do łazienki odrobinę zamyślona.
Gdy
wróciła wyjęła ze swojej małej torebeczki białą zwiewna sukienkę, którą ubrała
na siebie i od razu wyszła z pokoju. Obróciła się i znów stała przed
niebieskimi drzwiami, które od wczorajszego dnia nic się nie zmieniły. Była głodna,
ale Niechciała wykorzystywać skrzata do tej roboty. Udał się do recepcji
zbudowanej w całości z chmury i jakiegoś niebiańskiego pyłu.
- Czym
mogę służyć Madame Malfoy?- Zapytał ciemno skóry mężczyzna ubrany w błękitną
szatę w taką samą jaką widziała wieczorem u czarodzieja przed hotelem.
Uśmiechnął się do niej szczerze a sama to odwzajemniła.
-Chciała
bym zjeść śniadanie… ale Niechciała bym wykorzystywać domowych skrzatów…- Powiedziała
trochę speszona swoimi wymaganiami.
Recepcjonista
wciąż z wesołym uśmiechem na twarzy pokiwał głową i zaprosił ją do kawiarni
gdzie zajął się nią kolejny pracownik. Był młody, dobrze zbudowane i miała
wrażenie, ze zdecydowanie młodszy od niej.
-Otu
karhta dań Madame Malfoy? Chiba, że życzy sobię Madame coś specjalnego?-
Zapytał pogodnym głosem przyglądając się jej.
-Poproszę
herbatę i naleśniki to wszystko- Powiedziała oddając mu kartę. Mężczyzna szybko
odszedł a ona zaczęła rozglądać się po pomieszczeniu i ludziach którzy się tam
znajdowali. W samym środku sali siedziała Jacqueline w niebieskiej przyległej
sukience popijając kawę z porcelanowej filiżanki. Była naprawdę śliczna a
długie blond włosy dodawały jej uroku.
Nigdy
nie narzekała na swój wygląd ale musiała przyznać się przed samą sobą, że
zazdrościła jej gdyż miała wszystko czego ona sama nie posiadała.
Po
chwili doszło do niej jednak to, że się myliła. Ona miała coś czego ta nie
miała. Coś czego ona chciała a wiedziała, że tego nie odda. Miała Dracona…
Jacqueline
zauważyła ją i z niesmacznym uśmieszkiem wstała od swojego stolika i seksowny
krokiem podeszła do niej.
-Witaj
Erhmiono… Miono?- Powiedziała jak by właśnie coś ją olśniło- Milo cię znów
widzieć… A gdzhie nasz kochani Draco?
-Miał
bardzo ważną sprawę do załatwienia powiedział, że niedługo wróci- Odrzekła a w
tym czasie przyniesiono jej śniadanie- A teraz jeśli nie masz nic przeciwko
zjem w samotności- Uśmiechnęła się równie złośliwie co ona.
***
21 czerwca 2005
Dni
mijały a lato rozbłysło pełną parą nad Paryżem. Ich miesiąc miodowy dobiegał
końca a oni zwiedzili każdy zakamarek magicznego świata. Ich miłość rozkwitała a ona czuła się
świetnie, błogosławiony stan doskonale jej służył.
Powrót
do domu jego miotłą ciągnął się niemiłosiernie. Przez cała drogę tuliła się do
jego pleców rozmyślając o wszystkim co się tam wydarzyło. Doszła do wniosku, że
oprócz spotkania okropnej Jacqueline ich wypad był przecudowny.
***
Zszedł ostrożnie
z miotły zaraz po niej.
-Nareszcie
w domu. Paryż jest cudowny to fakt… ale nie ma jak w domu. Miono..?- Zapytał i
odwrócił się do tyłu chcąc zapytać ją o jego różdżkę którą trzymała i wtedy ja
zobaczył. Trzymała się mocno za brzuch osuwają się na ziemie…
~~~~
Przepraszam, przepraszam i jeszcze raz przepraszam za opóźnienie!!! Ta pogoda mnie dobija... :( Za gorąco... Mam nadzieję, że ten rozdział wam się spodoba chociaż ja nie jestem z niego w ogóle zadowolona.
Kocham was za to, że cierpliwie wytrzymaliście ten tydzień;****
Pozdrowienia dla L.Black która jest w Zakopanym L:) I trochę muszę się przyznać, ze nie mogłam się zebrać w sobie po jej 18-stce :*** Kocham♥ Jak u Toma? Zabrałaś go ze sobą? :D
Dziękuje barzo♥
środa, 31 lipca 2013
Rozdział XVIII
Rozdział XVIII
"Przedziwna
pogawędka"
5 czerwca 2005
Spojrzała
na niego i momentalnie poczuła jak jej nogi odmówiły jej posłuszeństwa. Draco
zerknął na nią nie wiedząc, co ma odpowiedzieć swojemu ojcu. Niechciała z nim tańczyć,
ale uznała, że chyba jednak nie może mu odmówić. Pokiwała delikatnie głową a
ten podał jej dłoń Lucjuszowi, który o dziwo bez żadnych oznak obrzydzenia czy
wymiotów w sposób szarmancki wziął ją w swoją.
Draco
spojrzał na nich niepewnie nie wiedząc czy może zostawić ich samych. Po chyli
chyba uznał, że nie może popadać w paranoje i poszedł do swojej matki.
Tymczasem
ona wraz ze swoim… niestety teściem rozpoczęła wolne ruchy w rytm muzyki w obrębie
jak by niewidzialnego koła.
-Hermiono…-
Zaczął nagle Lucjusz patrząc wciąż na nią- Muszę przyznać, że trochę
pospieszyliście się z dzieckiem. Czyż nie powinno się zaczekać z tym aż do
ślubu?- Zapytał a Hermiona poczuła, że robi się cała czerwona na twarzy.
-Być
może…- Odparła zażenowana-, Ale myślę, że to sprawa między mną a Dra…
-Ależ
oczywiście Hermiono- Odpowiedział uśmiechając się życzliwie a ona musiała
przyznać, że to naprawdę przedziwny widok- Nie potępiam tego. Powiem ci nawet,
ze bardzo cieszę się z faktu, ze będę miał wnuczka!
Czuła
jak opada jej szczęka i zanim do niej doszło to, że ma otwartą buzie Malfoy
Senior delikatnie zamknął swoim długim palcem jej usta i co było coraz bardziej
dziwne zachichotał.
-Przeraża
mnie Pan. Dlaczego udajemy? Przecież doskonale wiem, że mnie Pan nienawidzi-
Powiedziała potrząsając głową- Zawsze będę szlamą Panie Malfoy. A moje dziecko
również nie będzie czarodziejem czystej krwi.
Lucjusz
zacmokał w usta- Oczywiście Hermiono. Zdaje sobie z tego doskonale sprawę…-
Zamilkł na chwilę jak by przyswajał sobie ten fakt jeszcze raz. Po chwili
jednak uśmiechnął się do niej- Rozmawiałem z moim synem i uświadomił mi coś. Po
mimo tego, iż nadal jestem przeciwny jak by to powiedzieć… Może inaczej. Nadal
jestem za czystością krwi- Czuła, że powstrzymywał się przed tym by nie nazwać
jej szlamą- To jednak widzę jak mój syn jest z tobą szczęśliwy i niechęcę mu
tego popsuć. Cieszę się przynajmniej tym, że mój syn wybierając miłość swojego
życia wśród…- I znów to zawahanie w jego głosie- Czarownicy… Mugolskiego
pochodzenia wybrał naprawdę mądrą i piękną kobietę. A mój wnuk będzie nosił
nazwisko jednego z najstarszego rodu. Jego ojciec i matka są czarodziejami więc
uznajmy, że zachowana będzie czystość krwi…- Mówił tak jak by do siebie.
Brzmiało to jak szykowanie alibi przed sąsiadami czy znajomymi by ukryć fakt,
że w jego rodzinie pojawił się intruz…
***
6 czerwca 2005
To
cudowne uczucie rozchodzące się po jej ciele… Czy istniała na świecie lepsza
rzecz? Na pewno nie…
Draco
zamruczał słodko do jej ucha obdarowując każdy milimetr kwadratowy jej szyi
rozkosznymi pocałunkami. Odchylała głowę zadowolona do tyłu wciąż dochodząc do
siebie po wspaniałym przeżyciu.
-Kocham
cię?- Wymruczał słodko- Mówiłem ci to kiedyś? Chyba tak… Lepiej powtórzę…
Kocham cię. Kocham cię. Kocham cię…- Mówił głośno całując ją po całym ciele
łaskocząc ją gdzie niegdzie na co ta zareagowała niekontrolowanym chichotem.
Draco
wyszczerzył zadowolony swoje śnieżno białe zęby.
-No
kochanie bawi cię moje wyznanie miłości?- Zaśmiał się i naprawdę zaczął ją
łaskotać na to ta nie mogła już powstymać swojego szczerego śmiechu.
-Nie!-
Powiedziała śmiejąc się przy tym głośno a ten radośnie nasilał swoja torturę-
DRACO!!- Zapiszczała próbując mu się wyrwać jednak nadaremnie jego ramiona były
za silne- Ja ciebie też zły powtórzę!- Wyszczerzyła się ledwo łapiąc oddech.
-Bingo…-
Zamruczał i mocno z uśmiechem triumfu wpił się w jej usta.
***
-Masz
wszystko?- Zapytał biorąc ich torby. Włożył je ostrożnie do sakiewki Hermiony
wielkości dłoni. Ogromne przed chwilą torby zrobiły się teraz wielkości dużego
paznokcia i z głośnych hukiem opadły na dno małej torebeczki.
-Myślę,
że tak…- Powiedziała uradowana Miona.
Przytulił
ja szczęśliwy. Chwycił miotłę i razem wyszli z Malfoy Manor. Ostrożnie pomógł
jej wejść na nią znosząc przy tym jej uwagi na temat tego jak ich nienawidzi by
następnie usiąść wygodnie za nią i unieść się w powietrze.
***
-Jesteśmy…-
Szepnął cicho a ona otworzyła oczy. Zamrugała kilka razy i rozejrzała się i o
mało co nie padła z zachwytu.
Stali
na dachu jakiegoś budynku a przed nimi rozciągał się widok na cały Paryż i
Wieże Eiffla.
-To
jest… niesamowite…- Wyszeptała trzymając mocniej jego rękę.
Draco
zaśmiał się cicho i pocałował ją w szyje. Chwycił w dłonie miotłę i pociągnął
ją w kierunku krawędzi.
-Gotowa?
Nim
zdążyła zapytać na co jest gotowa przytulił ją i zeskoczył z dachu. Jakie było
jej zdziwienie gdy znaleźli się na pięknej uliczce która wydawała się być
zbudowana z jakiegoś niebiańskiego puchu.
-Gdzie
my jesteśmy…?- Wymamrotała zszokowana rozglądając się dookoła a Draco w tym
czasie pokazał na górę na napis zbudowany jak by z małych gwiazd.
Bienvenue sur le "Beau Ciel"
- To znaczy
"Witamy w pięknym niebie"…- Wyszeptał do jej ucha- Jest to magiczna
strona Paryża… to coś takiego jak Ulica Pokątna w Londynie…
-POKĄTNA?
Przecież tu jest…- Brakowało jej słów by opisać piękno tego miejsca.
Sklepy
które rozciągały się wokół nich wydawały się nie mieć końca i sięgać
prawdziwych gwiazd. Trzymała mocno rękę swojego męża i posłusznie szła koło
niego. Wydawał się on znać to miejsce jak własna kieszeń. Dodatkowo co chwila
witał się z mijającymi go czarodziejami w zwiewnych szatach. I wtedy
przypomniało jej się jak opowiadał jej o tym, że po wojnie odbudowywał magiczną
część Paryża…
-To
wszystko twoje dzieło…?- Zapytała z prawdziwym podziwem zerkając na niego.
Draco pokiwał nieśmiało głową.
-Tylko
pomagałem odbudowywać ten świat… To moje dzieło…- Pokazał palcem na ogromny
budynek. Przypominał hotel przez czarodzieja w niebieskiej szacie który stał
przed wejściem i witał uradowany wszystkich gości.
Jednak
nie to przykuło jej największą uwagę…
Był
to napis wykonany z czystego złota połyskujący od słońca…
Hôtel Belle Mione
~~~~
Mam wiatrak :D Haha mam go jak zimno na dworze ale co tam :D Ważne, że chłodno jest i dobrze mi się pisało.
Już dawno pytaliście ile ma być rozdziałów i dzisiaj wam odpowiem.
Prolog, 30 rozdziałów i Epilog.
Można by uznać, że 32 rozdziały. Czyli do zakończenia tej historii pozostało jeszcze 13 rozdziałów :)
Po skończeniu tej nadam jej jakiś tytuł i postaram się znaleźć betę i stworzyć wersję PDF.
A co dalej? Nie wiem czy mam pisać dalej. Może mi doradzicie? Jeśli tak to o czym? Dramione? czy może historia miłości Rose i Scorpiusa? A jeśli jednak Dramione to czy dalej mam was doprowadzać do wymiotów od nadmiaru słodkości? ♥
Co do dedykacji rozdział będzie z dedykacją dla wszystkich którzy są nadal ze mną oraz tym którzy jeszcze chwile a dostana cukrzycy przez to, że pochłaniają tyle cukru. A czytajac moje opowiadanie myślę, że jest to dawka śmiertelna :D
Dziękuje barzo♥
poniedziałek, 29 lipca 2013
Rozdział XVII
Rozdział XVII
"Magiczne
słowa"
4 czerwca 2005
Nim
Hermiona się spostrzegła kalendarz pokazywał 4 czerwca. To jutro. To już jutro
miała stać się Panią Malfoy. To już jutro miała założyć swoja rodzinę i żyć u
boku Draco do końca ich dni. Na zawsze…
Zawsze…
Krzątała
się po swoim starym pokoju próbując zebrać myśli. Jednak na daremnie. Była tak
przejęta, że nie mogła nic przełknąć. Jednak to, że nie mogła nic przełknąć nie
zmieniało faktu, że musiała jeść. Była w drugim miesiącu ciąży a dziecko wprost
domagało się jedzenia. Dlatego też jadła bezmyślnie wszystko, co jej matka podsunęła
pod nos.
Miała
za złe Draconowi za to, co jej zrobił jednak jej miłość do niego nie pozwoliła
się gniewać długo. Chciała mieć dzieci to oczywiste, jednak myślała, że sama to
zaplanuje. Została jednak postawiona przed faktem dokonanym.
O
tym, że spodziewają się dziecka nie wiedział nikt oprócz Padmy, która tak
naprawdę naprowadziła ją na ten trop no i to ona potwierdziła, gdy byli u niej
na wizycie, że jest w ciąży.
***
W
Malfoy Manor panował harmider. Tylu ludzi Draco nie widział tu chyba nigdy
chociaż doskonale wiedział, że odbywały się tu o wiele huczniejsze uroczystości
ale był za młody by w większości z nich brać udział. Siedział w tedy z nianią w
swoim pokoju albo po prostu był w szkole.
3
dni… tyle dni już nie widział się z Hermioną. Ona wciąż przebywała w domu
swoich rodziców. Czuł się samotny. Brakowało mu jej dotyku, jej głosu, jej
czułych ust, jej pięknego ciała, jej pięknych oczu, jej długich pachnących
włosów, jej śmiechu, jej marszczącego się czoła. Był zrozpaczony.
Spojrzał
na zegarek na dłoni. Jeszcze 15 godzin…
***
5 czerwca 2005
-Hermiono
jak się czujesz?- Zapytała Ginny wchodząc do ogromnej sypialni w której wiele
kobiet dokładnie się nią zajmowało. Ta niestety powała potwierdzająco głową z
lekkim uśmiechem na twarzy.
Jej
włosy były starannie zakręcone i upięte z jednej strony. Makijaż był delikatny
i doskonale zakrywał jej sińce pod oczami. Stała na niewielkim podeście w
swojej z jednej strony zwiewnej z drugiej jednak obszernej jakby balowej sukni.
Miała trzy czwarte rękawy wykonane z koronki na specjalne zamówienie Narcyzy
Malfoy.
Cała
suknia była wykonana ręcznie co przyniosło swój niesamowity efekt. Gdy tylko
pytała się o jej cenę zawsze była karcona jak małe dziecko:
"-Nie
zadawaj głupich pytań Hermiono. To jest prezent od twojej teściowej!-
Odpowiadała uradowana Pani Malfoy."
Kiedy
powiedziano jej, że wszystko jest gotowe delikatnie zeszła z podestu i szybko
uściskała swoją przyjaciółkę.
-Wyglądasz
cudownie Mionko…- Wyszeptała Ginny tuląc przyjaciółkę uważając jednak by nie
uszkodzić jej pięknego stroju.
-Dziękuje
kochana ty również…- Odpowiedziała uradowana patrząc na jej długą do ziemi
czerwoną sukienkę- Gdzie masz Jamesa…?- Zapytała a jej przyjaciółka tylko machnęła
ręką.
-Nie
można go odkleić od Harrego. Można powiedzieć, że nie mam syna- Zachichotała
wesoło a ta zawtórowała uradowana- Ty z Malfoyem też musisz się szybko postarać
o małego blondaska!
-Tak…
Musimy- Powiedziała z lekkim uśmiechem nie zdradzając przyjaciółce prawdy co
tak naprawdę wyprawia się teraz w jej brzuchu…
-Gotowa…?-
Zapytała a ta szybko bez zastanowienia pokiwała głową i razem wyszły z sypialni
gdzie na korytarzu z radością powitał je jej ojciec.
***
-To
ona…- Usłyszał głos Zabiniego ale nie słuchał go tylko patrzył na nią. Szła
wolnym krokiem kurczowo obejmując ramię swojego ojca w jednej ręce w drugiej
zaś trzymała bukiet ułożony z samych białych róż. Nie liczyło się już nic tylko
ona… jego ukochana…
***
-Jesteś
całym moim, życiem. Moim marzeniem jest cie nosić na rękach. Spełniać każdą
twoją zachciankę, każdą drobnostkę i prośbę. Chce cię tulić do siebie w dzień w
nocy. Pójść za tobą na koniec świata. Podaruje ci wszystko czego zapragniesz… Dziś
jednak ofiaruje siebie. Proszę byś zaopiekowała się moim sercem które od wielu
lat należy tylko do ciebie.
***
-Jesteś
moim aniołem który prowadzi mnie po właściwej drodze. Gdy tylko ze mną jesteś
czuje się bezpieczna. Gdy cię jednak ze mną nie ma umieram z tęsknoty za tobą.
Chce cię uszczęśliwiać. Chce być przykładną matką i żoną. Dzięki tobie wiem co
znaczy żyć. Na zawsze razem i już nigdy, przenigdy osobno.
***
-Tak-
Odparł donośnym głosem wciąż patrząc głęboko w jej piękne brązowe oczy. Poczuł
jak mocniej złapała jego dłoń.
-Tak…-
Powiedziała drążącym głosem wciąż nie spuszczając z niego wzroku. Po jej
policzkach spłynęły łzy a na jej twarzy pojawił się szczery szczęśliwy uśmiech
który od razu odwzajemnił.
-Ogłaszam
was mężem i żoną…
Oni
nie zdążyli już usłyszeć tych ostatnich słów ponieważ doskonale wiedzieli co
muszą zrobić. Całowali się mocno wtuleni w swoje ciała. Po sali rozeszły się
wiwaty i nawet nie spostrzegli gdy sala w której odbywała się ceremonia
przemieniła się w salę bankietowa z parkietem i stolikami.
Nie
liczyło się nic wokół. Liczyli się tylko oni…
***
Gratulacji
nie było końca. Kolejka przed nimi ciągnęła się aż do drzwi. Każdy chciał im
życzyć szczęścia.
Gdy
w końcu usiedli przy swoim stoliku co jakiś czas obdarowywali się czułymi
słodkimi pocałunkami.
Nadeszła
pora toastów. A były one przeróżne. Od śmiesznych do śmiertelnie poważnych.
Jednak wszyscy zdecydowanie wznosili toast za to by jak najszybciej postarali
się o potomka. W końcu po cichu uznali, że to najlepszy moment na powiedzenie
wszystkim, że ich błagania i prośby spełnią się już za 7 miesięcy.
***
-Proszę
wszystkich uwagę!- Po sali rozległ się donośny głos Dracona. Wstał ale wciąż
znajdował się przy stole trzymając mocno jej delikatną dłoń- Wraz z moją, żoną-
Spojrzał na nią z ogromnym uczuciem a serce mocniej jej zabiło- Mamy dla was
ogromną niespodziankę i można by powiedzieć nowinę. Dzisiejsze życzenia były
wspaniałe. Szczególnie te o dzieciach. Czy wam naprawdę tak się śpieszy?-
Wszyscy równo zaczęli się śmiać a ona z Draco zrobili to samo.
Wstała
ostrożnie odsuwając swoje krzesełko i przytuliła się do niego. Ten słodko
ucałował ją w czoło.
-A
więc skoro wam tak zależy. No to niech wam będzie. Mieliśmy poczekać z tą
informacją jeszcze z miesiąc ale co nam. Za równe 7 miesięcy pojawi się nasz
pierworodny…- Zmierzyła go wzrokiem na co Draco zachichotał- Albo pierworodna.
Hermiona jest w ciąży. Odparł a po sali przeszedł głośny wiwat o wiele
głośniejszy od tego gdy powiedzieli sobie tak.
I
tak nadeszła fala kolejnych gratulacji. Kątem oka spojrzała na Lucjusza
Malfoya. Siedział obok swojej uradowanej żony. Spoglądał na Hermionę a ta mogłaby
przysiądź, że się uśmiecha. Teraz pozostało jej pytanie dlaczego? Czyżby
pogodził się z faktem, że jego syn poślubił szlamę? A może zwyczajnie cieszy go
fakt, że będzie miał wnuka? Była też niestety możliwość, że to nie uśmiech
radości… A takiego uśmiechu bardzo się obawiała…
***
Tańczyli
razem przez cała noc. Tylko czasami pozwolił komuś zatańczyć z Hermioną jednak
starał się ani na chwilę nie wypuszczać jej z objęć. Byli szczęśliwi. Miał
ochotę skakać z radości jednak bał się wyjść na strasznego głupka i uniknąć
zamknięcie w Mungu na oddziale zamkniętym…
-Czy
mogę zatańczyć ze swoją synową?- Rozległ się głos za jego plecami gdy tymczasem
twarz Hermiony strasznie pobladła…
~~~~
Jakoś to skleiłąm mimo bólu zęba i upału jaki panuje w moim pokoju, na dworze i reszcie domu! :D
Mam nadzieję, że nie zwymiotujecie od słodkości. ♥
Jednak taki nadmiar cukru nie szkodzi :*
Co do dedykacji : L. Charlotte. Jesteś chyba jedną z nielicznych osób które są ze mną od początku :D Dziękuje ci:*
Mam nadzieję, że rozdział wam się spodoba. naprawdę. Tyle potu i trudu nie było przy żadnym innym... ale to może być serio efektem upału haha :*
Dziękuje barzo♥
sobota, 27 lipca 2013
Rozdział XVI
Rozdział XVI
"Mój
własny eliksir szczęścia"
7 maj 2005
Skończyła
pracę o wiele wcześniej niż przypuszczała, ale to dobrze, bo dziś miała wizytę
w świętym Mungu. Wymioty nie ustąpiły tak jak sądziła. Musiała coś z tym zrobić
jak najszybciej, bo nie mogła pozwolić, żeby ciągło się to dłużej. Próbowała
sama się leczyć, ale nie pomogło.
Szybko teleportowała się ze swojego gabinetu w
ciemną uliczkę. Rozejrzała się wokół siebie, ale na szczęście nikogo nie zobaczyła.
Pewnym krokiem weszła na zatłoczony chodnik i zatrzymała się dopiero przy domu
handlowym Purge & Dowse Ltd. Zerknęła na napis widniejący na drzwiach:
Zamknięte z powodu remontu. Uśmiechnęła się tylko do siebie. Doskonale
wiedziała, że tak naprawdę w tym pomieszczeniu nie odbywał się żaden remont.
Była to jedynie zmyłka dla mugoli. Zrobiła kilka kroków w przód i znalazła się
przy witrynie sklepowej gdzie za szybą stało kilka starych manekinów. Stanęła
na wprost manekina kobiety. Ta dyskretnie skinął swoją głową. Spojrzała na
otaczających ją mugoli i jak gdyby nigdy nic weszła w szybę znikając z ich pola
widzenia.
Znalazła
się w Klinice. Mijała wiele osób, które czekały na przyjęcie lub diagnozę. Ona
schodami szybko znalazła się na trzecim piętrze: Zatrucia elikiralne i
roślinne.
Zastukała
w drzwi gabinetu, który znajdował się na końcu korytarza. Po chwili miły
kobiecy głos zaprosił ją do środka.
-Hermiona!-
Padma Patil ucieszyła się mocno na jej widok. Kobieta od razu wyszła z za
biurka i uściskała ją mocno- Co cię tu sprowadza? Dawno się nie widzieliśmy!
Jakieś 3-4 lata.
Miała
rację. Ostatni raz widziały się na ślubie Harrego i Ginny.
-Doszło
zaproszenie?- Zapytała z uśmiechem siadając zadowolona przed jej biurkiem.
-Doszło
i do Parvati też. Byłyśmy w szoku. Draco Malfoy? No kto by pomyślał-
Zachichotała a ona sama zawtórowała jej szczęśliwa- No dobra kochana żarty
żartami ale co cię do mnie sprowadza?
Wzięła
głęboki oddech- Wiem, że to może mało ważny powód… ale wymiotuję strasznie od
kilku dni… Na początku myślałam, ze czymś się zatrułam ale to nie przechodzi… budzę
się wcześnie… nie mogę się przez to wyspać. Może to przez stres? No wiesz przed
ślubem- Powiedziała wzdychając ciężko.
Padma
przyglądała się jej przez jakiś czas.
-Miona…
a może ty jesteś w ciąży?- Zapytała i uśmiechnęła się szeroko.
Otworzyła
szeroko oczy ale po chwili pokręciła przecząco głową.
-Nie
to nie możliwe. Biorę tabletki antykoncepcyjne- Odparła oczywiście a Padma
spojrzała na nią zdziwiona- A no wiesz… to takie mugolskie tabletki powodujące,
że nie możesz zajść w ciąże. Są bardzo skuteczne. Na pewno nie zawiodły.
-Rozumiem…-
Odrzekła zamyślona Padma. Wstała i podeszła do dużej szafy. Gdy ją otworzyła
dostrzegła mnóstwo przeróżnych eliksirów- Wypij to…- Podała jej mały flakonik z
niebieskim płynem w środku.
Odtworzyła
butelkę i zdziwiona stwierdziła, że to eliksir rozśmieszający. Nie protestowała
jednak i wypiła go do dna.
Siedziała,
siedziała i patrzyła na Padmę zdziwiona. Dziewczyna roześmiała się.
-Tak
jak myślałam… nie działa…- Powiedziała podchodząc ponownie do szafy z
eliksirami.
-Ale
dlaczego? To był eliksir rozśmieszający tak? Powinnam się śmiać. Prawda?
W
końcu postawiła przed nią duża butelkę z przezroczystym gęstym płynem.
-To-
Wskazała na butelkę- Jest eliksir hamujący trucizny i wszelkie inne zwyczajne
wywary np. rozśmieszający- Odparła- Bardzo trudny do przyrządzenia. Zażywają go
paranoicy którzy boją się, że ktoś je otruje albo gdy podejrzewa się użycie na
kimś eliksiru miłosnego ale akurat w tym przypadku łatwiejsze jest podanie
zwykłej odtrutki. Ten eliksir jest na tyle wspaniały, że działa przez miesiąc
od zażycia.
-I
co to ma wspólnego ze mną?- Zapytała zdezorientowana. Czuła, że coraz mniej
rozumie z tego wszystkiego.
-Boże,
Hermiono… Jesteś taka mądra i jeszcze nie zrozumiałaś? Ktoś podał ci ten
eliksir hamując działanie twoich jak ich tam tabletek!- Odparła Padma- I myślę,
że wiemy oboje domyślamy się kto ci go podał… czy on wiedział, że je zażywasz…?
Hermiono!
Padma
krzyczała za nią a ona wyleciała z jej gabinetu jak z procy. Gdy tylko wyszła z
kliniki rozejrzała się po ulicy.
Kiedy
ujrzała aptekę naprawdę nie wiedziała jak się w niej w takim tempie znalazła.
-Test
ciążowy…
***
-No
dalej… No dalej…- Mówiła sama do siebie siedząc i wpatrując się w mały przedmiot.
Jedna
kreska… Chwila oddechu…
***
-Ałć!!!-
Krzyknął odskakując od krawcowej- Antonino!
Kobieta
jednak zaśmiała się i dalej poprawiała jego szatę.
-No
dobrze kochaniutki. Gotowe. Wyglądasz wspaniale- Odparła przyglądając mu się.
Powoli pomogła mu zdjąć z niego każdą część jego stroju.
Pożegnał
się z Antoniną która zabrała jego szatę a on sam wziął się do przygotowana
kolacji. Włączył cicho radio i nucił wesoło pod nosem krojąc warzywa.
-MALFOY!!!
Podskoczył
na sam ten dźwięk. Wytarł szybko ręce i wybiegł na korytarz. Hermiona stała
przy drzwiach zaciskając mocno pięści. Dyszała ciężko patrząc na niego.
-Miono…
-NIE
MÓW DO MNIE MIONA… JAK ŚMIAŁEŚ MI TO ZROBIĆ?!- Warknęła podchodząc do niego, ten
jednak nie odsunął się i gdy tylko podeszła do niego przytulił ją mocno do
siebie- PUŚĆ MNIE!!!- Krzyczała próbując mu się wyrwać jednak nadaremnie. Jego
silne ramiona otulały jej drobne ciało- ZOSTAW MNIE DRACO!!! NIENAWIDZE CIĘ!!!
PODAŁEŚ MI TEN ELIKSIR ŻEBYM MOGŁA ZAJŚĆ W CIĄŻE!!!
Spojrzała
na nią a uśmiech nie mógł zniknąć z jego twarzy- Gdybyś nie brała w tajemnicy przede
mną tych tabletek nie musiał bym tego robić. Jesteśmy kwita…
-To
moje ciało!!!- Powiedziała szlochając cicho i wtuliła się w niego w końcu- Nienawidzę
cię za to…- Wyszeptała.
-Mionko…
to znaczy, że będę tatusiem…?- Zapytał z uśmiechem a ona zerknęła na niego spode
łba i pokiwała delikatnie głową.
-Czy
ty musisz zawsze dostawać to czego chcesz?- Mruknęła cicho patrząc na niego
widocznie zła.
Zaśmiał
się jedynie wesoło i docisnął ją do ściany całując ją za uchem- Zawsze…- I w
tym momencie ich rozmowa się zakończyła…
~~~~
Czuję się jak maszyna :D Rozdział jest tak jak obiecałam niestety na następny musicie poczekać do niedzielnego wieczoru albo nawet poniedziałku. Idę na urodziny i nie będę miała czasu go wstawić albo napisać. Oczywiście postaram się teraz usiąść i coś wystukać ale może to być mało prawdodobne bo jestem zmęczona :) zzzzz....
Ten rodział dedykuje Lili Potter i Blumelindzie które uważają mnie za złą kobietę :p
JA TEŻ WAS KOCHAM.xd
Nadal możecie mi zadawać pytania. Pozdrawiam i całuję was.
Dziękuje barzo♥
Subskrybuj:
Posty (Atom)